Hentai to dosyć ciekawy termin. Na zachodzie hasło to kojarzy się z automatu z rodzajem pornografii. W Japonii słowo to ma dosyć długą historię i więcej znaczeń. Hentai może być na przykład użyte do określenia osoby jako zboczeńca. Nie jest to zbyt miłe doświadczenie, gdy coś takiego przytrafi się w miejscu publicznym. Oczywiście na pewno nie piszę o tym na bazie własnego doświadczenia. No i powyższe zdania nie są próbą tworzenia wymówki, dlaczego zdecydowałem się zagrać w Hentai vs. Evil.
Hentai vs. Evil to jedna z tych wspaniałych produkcji, gdzie twórcy zdawali sobie sprawę z tego co tworzą. Dlatego nie ma tutaj nawet namiastki fabuły i żadnej próby opowiadania historii. Wszystko, co mamy wiedzieć mieści się w tytule produkcji. Roznegliżowane kobiety walczą ze złem, które przybrało formę zombie, jakichś ogrów i latających ponurych żniwiarzy. To by było na tyle.
W pewnym sensie podziwiam takie podejście. Oszczędzono mi trochę czasu, a i tak dobrze wiemy, że scenariusz tego tytułu nie miał szansy na bycie czymś na poziomie.
O rozgrywce nie można napisać zbyt wiele. Cała gra to trzy gigantyczne plansze naszpikowane przeciwnikami. My musimy zastrzelić ich odpowiednią ilość, po czym dostać się do klatki, gdzie jest uwięziona inna rozebrana dziewczyna. Zrobimy to trzy razy i już po grze. Do naszej dyspozycji oddano kilka standardowych giwer. Jest karabin, strzelba i karabin snajperski plus magiczne naboje. Do tego zaledwie trzy typy wrogów i słabe sterowanie. Strzelanie samo w sobie nie jest tragiczne, mimo że nie czuć kopa giwer. Jednak gra sprowadza się tylko do chodzenia w kierunku klatki i strzelania do wszystkiego, co widzimy. Dzięki temu sama czynność prucia do wrogów, robi się niezwykle szybko nudna. Na szczęście gra kończy się jeszcze szybciej.
Hentai vs. Evil na pewno nie jest czymś, co trafia do mojego gustu. Wirtualne dziewczyny w bikini mnie nie kręcą, ale też nie powodują kosmicznego oburzenia. Prędzej zażenowanie jeśli coś głupiego się odstawia. Jednak ponad takie kwestie stawiam gameplay i dlatego seria Senran Kagura nie jest mi obca. Jednak w przypadku Hentai vs. Evil rozgrywka jest bardzo prymitywna i słaba.
Podobnie jest z oprawą graficzną. Hentai vs. Evil to chyba kpina z PlayStation 5. Tytuł wygląda ochydnie jak jedna z miliona tragicznych gier na Steam, które naciągacze tworzą z gotowych assetów Unity. Wszystko wygląda jak efekt czyjegoś pierwszego podejścia do modelowania 3D. Można ten tytuł pomylić z żartem, albo fikcyjną grą, jaką pokazuje się w serialach telewizyjnych, gdy twórców nie stać na użycie prawdziwych tytułów.
Chciałbym napisać coś pozytywnego na temat Hentai vs. Evil. Niestety nic nie przychodzi mi do głowy. Najlepsze elementy tej produkcji są co najwyżej poprawne. Reszta jest głupia, tandetna, brzydka i nudna. Jak tak sobie siedzę i się zastanawiam, to jedynym atutem gry jest możliwość wbicia platyny w mniej niż godzinę. Tylko czy warto na swojej liście pucharków mieć ten tytuł i się z niego później tłumaczyć?