Horrory są dosyć specyficznym typem filmów. Nigdy nie wiemy, co dostaniemy. Wysoki budżet i obsada pełna gwiazd kina, nie gwarantują czegoś godnego naszego czasu. Z drugiej strony coś nakręcone za drobne ze znajomymi może okazać się prawdziwą ucztą dla fanów grozy. Dlatego też praktycznie każdy seans jest jedną wielką niewiadomą. Na przykład ja nie miałem pojęcia, że odpalenie filmu Pusty człowiek zaowocuje poniższym tekstem.
Niecodzienne dochodzenie
Fabuła filmu Pusty człowiek jest dosyć zawiła. Dlatego też byłem nieźle zdziwiony, czytając opis filmu dostępny w internecie. Po pierwsze jest tam spory spoiler na temat opowiadanej historii. Po drugie jedno zdanie nie oddaje dobrze tego, czym ta produkcja jest. Można to powiedzieć praktycznie o każdym opisie filmu. W tym wypadku ma to jednak o tyle większe znaczenie, że Pusty człowiek sprawia wrażenie produkcji złożonej z kilku powiązanych ze sobą krótszych filmów.
Głównym wątkiem filmu jest poszukiwanie zaginionej dziewczyny przez byłego policjanta. Mężczyzna rozpoczyna śledztwo, które prowadzi go w stronę dziwnej miejskiej legendy na temat pustego człowieka. Historia ta brzmi dosyć sztampowo i może kojarzyć się z masą straszaków niskiej jakości, jakie pojawiają się co jakiś czas na Netflix. Na szczęście to jedynie fragment układanki, jaką stanowi film. Całość jest raczej miłym zaskoczeniem. Dlatego nie zamierzam się zagłębiać w szczegóły fabuły, ani zbytnio przybliżać jakiego typu horroru możemy się spodziewać. Zwłaszcza że nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi.
Trzy filmy w jednym
Pusty człowiek to prawie dwie i pół godziny filmu, który w pewnym sensie jest trzema filmami. Jest to olbrzymi atut produkcji, ale też jej problem. Żaden z segmentów nie zostaje odpowiednio rozwinięty, a każdy z nich nadawałby się na film pełnometrażowy. Tajemnicza wyprawa w góry pełne sekretów, miejska legenda połączona z poszukiwaniem zaginionej dziewczyny i historia podejrzanego kultu to trzy solidne pomysły na straszaki. Tu mamy je wszystkie w jednym filmie podane w dosyć interesujący sposób. Chciałoby się jednak więcej. Zwłaszcza jeśli chodzi o pierwszy fragment filmu, który ma w sobie sporo z kosmicznego horroru. Miałem wrażenie, że z poszczególnych elementów dałoby się zrobić trzy osobne filmy i dwa z nich byłyby naprawdę solidne.
Niestety ta część filmu, która jest promowana w opisach, jest też najsłabszym elementem całości. Uwielbiam miejskie legendy, ale zdaje sobie sprawę jak trudno przenieść je na srebrny ekran. Zwłaszcza że twórcy mają już wypracowany schemat, który jest ciągle powielany. Na szczęście nie ma tutaj totalnej sztampy, ale przyznam się, że tak w połowie filmu miałem wątpliwości czy nie stanie się on kolejnym Bye Bye Man lub Slender Man. Jednak udaje się sprytnie z tego wybrnąć i całość ponownie nabiera energii.
Na początku był komiks
Film bazuje na komiksie o tym samym tytule. Co ciekawe podobieństwa między komiksem a filmem są bardzo znikome i sprowadzają się jedynie do drobnych elementów niemających większego znaczenia. Gdybym nie wiedział, że film jest „adaptacją” komiksu The Empty Man, to nigdy bym nie wpadł, że obie produkcje są ze sobą powiązane. W tym wypadku to zaleta filmu. Komiks niestety nie jest dobry i zawodzi na całej linii. Mamy tam sporo interesujących pomysłów, które są rzucone i wykorzystane w najgorszy z możliwych sposobów. Pusty człowiek w wersji filmowej radzi sobie z tym znacznie lepiej, chociaż i tak produkcja pozostawia trochę do życzenia.
Swędzenie mózgu
Na razie napisałem trochę o samym filmie, ale nie przybliżyłem jeszcze tak naprawdę, dlaczego uważam, że jest to produkcja godna naszej uwagi. W moim odczuciu udany straszak pozostaje z widzem po obejrzeniu. Nie zapomina się o nim od razu i jakiś element nawiedza nas niczym duch czy inna zjawa. Pusty człowiek skutecznie wypełnia to kryterium. Po obejrzeniu miałem ochotę rozmyślać nad zakończeniem, analizować pewne aspekty i wiązać całość z moim ulubionym typem horrorów. Jest tutaj za dużo dobrych elementów i fajnych pomysłów by Pusty człowiek przeszedł bez echa.
Ten horror także całkiem skutecznie buduje na swoich elementach. Początek filmu jest niezwykle ciekawy i od razu skojarzył mi się z twórczością Lovecrafta. Później budujemy tajemnicę i miejskie legendy, by powrócić do kosmicznego horroru i całość powiązać ze sobą w naprawdę interesujący sposób.
Szalona odwaga
Oczywiście nie obyło się bez kilku wpadek. Środkowa część filmu, gdy staje się on trochę sztampowym straszakiem, o miejskich legendach i policjantach prowadzących dochodzenie nie porywa. W filmie pojawia się też trochę nieścisłości i można podważać jego logikę. Z drugiej strony przy odpowiedniej interpretacji zakończenia wszystko ma sens i łączy film z kolejnymi klasykami horroru. Jak już wspominałem całość, nie jest równa i sprawia wrażenie trzech osobnych scenariuszy sklejonych ze sobą w jedną całość. Przez to mamy przeskoki w stylu grozy. Zdaje sobie sprawę, że takie coś może wytrącać z koncentracji. Podobnie może być z zakończeniem, które może nie mieć zbyt wiele sensu jeśli nie śledzi się uważnie wszystkich wypowiadanych kwestii.
Prawdziwa perła
Mimo to wszystko Pusty człowiek okazał się naprawdę klimatyczną ucztą i ciekawym horrorem, który wychodzi poza nużącą już sztampę produkcji z większymi budżetami. Może nie wszystko tu wypaliło, ale całość i tak broni się oryginalnością, pomysłowością i sporą ilością naprawdę klimatycznych scen.
Pusty człowiek okazał się finansową klapą. O filmie nie mówi się też zbyt dużo nawet w środowiskach fanów horrorów. O ile mało sprzedanych biletów ma sens, tak nie rozumiem, czemu ludzie nie trąbią o tej produkcji. Pusty człowiek ma wypisane na sobie, że będzie obrazem kultowym i za jakiś czas będzie pojawiał się na różnych listach przeoczonych perełek grozy. Dlatego też już teraz, z wyprzedzeniem polecam sprawdzenie tego tytuł