Labyrinth Legend - Danteveli - 20 stycznia 2022

Labyrinth Legend

Lubię łazić po wirtualnych lochach i pokonywać przeciwników. Zdobywanie łupów i zamiatanie podłogi bossami też znajduje się na liście rzeczy, które sprawiają mi frajdę. Do tego nie jestem uprzedzony względem gier niezależnych. Można nawet powiedzieć, że lubię pyknąć w jakiegoś indyka. Czy to oznacza, że Labyrinth Legend trafi w mój gust?

Rozgrywka jest tutaj banalnie prosta. Wędrujemy po lochach, pokonując przeciwników. Na każdej mapce jest jeden z kluczem otwierającym drogę do kolejnego poziomu. Na końcu lochu czeka nas walka z bossem. Całość powtarzamy aż do końca gry lub znudzenia.

Mamy dwa zwykłe ataki i dwa ataki specjalne. Możemy korzystać z całego wachlarzu broni, wypadając ze skrzyń rozsianych po planszach. Różne bronie działają w różny sposób plus mamy jeszcze statystyki i kolorowe warianty sprzętu niczym w Diablo. Podobnie jest z pancerzem i pierścieniami. Niema tutaj tak rozbudowanego systemu złomu jak w innych grach Hack and Slash, ale to, co jest, sprawdza się dobrze. Widzimy coś mocniejszego i w odpowiednim kolorze i możemy z tego korzystać. Nie ma co bawić się w długie porównywanie procencików i innych bajerów.

Poza głównym trybem gry mamy jeszcze dodatkową opcję zamieniającą Labyrinth Legend w coś bliższego formule roguelite. W trybie Extra wioska i questy zostają, zastąpione przesz szereg lokacji, gdzie pokonujemy wrogów i zdobywamy przedmioty. Śmierć oznacza rozpoczęcie wszystkiego od nowa. Jest opcja wykorzystania zebranych łupów po to, by wzmocnić się na początku kolejnego runu. Taki rodzaj rozgrywki w gruncie rzeczy nieróżnymi się diametralnie od głównej kampanii. W gruncie rzeczy jedyną różnicą jest bark przestoju w formie wizyt w mieścinie i to, że zgon oznacza utratę postępu. Mimo to akurat taka wersja rozgrywki bardzo mnie wciągnęła i sprawdza się świetnie na Switchu jako coś na krótkie posiedzenia. Skucha i wyłączamy konsolę bez spędzenia przy niej kilku godzin.

Kiedy zobaczyłem po raz pierwszy Labyrinth Legend, pomyślałem sobie, że to jakaś popierdółka. Wizualnie jest przeciętnie lub nawet słabo. Ja bym określiło to jako stylistyka retro z perspektywy programów takich jak RPG Maker. Wszystko wygląda byle jak. Czuje się, ze grze brakuje stylu i jest ułożona z jakichś gotowych assetów, a kolory są jakby wyprane. Z czasem przyzwyczaiłem się do takiego wyglądu Labyrinth Legend. Mam jednak wrażenie, że jest to potencjalnie największa wada produkcji. W czasach, gdy trzeba przykuwać uwagę i wyróżniać się z tłumu, ten tytuł tego nie robi. Wiem, że inne gry z prostą grafiką odniosły niebotyczne sukcesy, ale w tamtych wypadkach towarzyszył temu zazwyczaj jakiś fajny pomysł na to jak ma wyglądać świat i był konkretny styl. Tutaj mi tego bardzo brakowało.

Sporym atutem Labyrinth Legend jest to, że nie ma tu zbytnio fabuły, akacja jest prosta do zrozumienia i nie ma przestojów. Dzięki temu tytuł sprawdza się zarówno jako szybką przekąską jak i coś do podcastu lub, gdy nie możemy poświęcić pełni uwagi w grze. W takich sytuacjach Labyrinth Legend sprawdza się naprawdę dobrze i dzięki temu ten tytuł pozostanie w pamięci konsoli dłużej niż przeciętna gra.

Labyrinth Legend to całkiem fajny i wciągający prosty indyczek. Rozgrywka to na maksa uproszczona wersja Hack and Slash w wariancie roguelite. Całość sprawdza się dobrze i mimo niezbyt przyciągającej oprawy graficznej, daje radę. Jeśli ktoś lubi takie indyki, to Labyrinth Legend jest solidną opcją, która może bawić przez dobre kilka godzin.

Danteveli
20 stycznia 2022 - 16:41