Prawie równo rok temu miałem okazję zagrać we wczesną wersję interesującej gry role playing prezentującej alternatywną wersję legendy o królu Arturze. Czas płynie strasznie szybko i ledwie zdążyłem się obrócić, a wspomniana gra już nadchodzi. Skorzystałem z okazji i kolejny raz zerknąłem na to jak King Arthur: Knight’s Tale ma się na kilka tygodni przed premierą.
Fabularne King Arthur: Knight’s Tale odrywa się od typowego kanonu legend arturiańskich. Historia gry nie przypomina też żadnej popularnej adaptacji przygód dzielnego króla i jego towarzyszy. Zamiast tego mamy mroczniejszą alternatywą wersję legendy, gdzie Artur ginie na polu bitwy i powraca jako coś mrocznego i siejącego zniszczenie. Pani Jeziora powierza nam misję przywrócenia ładu i porządku na splamionych krwią ziemiach.
W kwestii rozgrywki King Arthur: Knight’s Tale to taktyczna gra strategiczna z elementami role playing. Przemierzamy mapy w poszukiwaniu przedmiotów, mamy dialogi i od czasu do czasu toczymy turowe starcia z wrogami i potworami. Walki opierają się na punktach akcji, które możemy przeznaczać na poruszanie się postaci, ataki, korzystanie ze specjalnych umiejętności i overwatch.
Dostęp do drugiego aktu kampanii pozwolił mi na sprawdzenie kolejnych misji i elementów systemu budujących ten tytuł. Muszę przyznać, że jest dobrze i podoba mi się, to jak wszystkie mechaniki ładnie łączą się w całość i oferują solidne taktyczne RPG w klimacie fantasy. Z takich nowości lub rzeczy, które zauważyłem dopiero teraz mamy system kupowania i niszczenia reliktów, możliwość trenowania bohaterów w Camelocie i ogólnie bardziej rozbudowane elementy zarządzania naszym zamkiem. Cieszę się z tego, bo zazwyczaj lubię grzebać właśnie w tego typu opcjach prawie tak bardzo jak walczyć na polu bitwy.
Starcia nie trwają strasznie długo, są całkiem solidne, ale mam wrażenie, ze trzeba będzie jeszcze popracować nad systemami powiązanymi ze skillami i ty jak wygląda kwestia ataków na odległość. Większość postaci specjalizuje się w walce w zwarciu, ale mamy też łuczników czy magów. Na ten moment łuki są bardzo potężne i sieją pogrom na polu bitwy. Podobnie jest z pewnymi przedmiotami i umiejętnościami. Czynią one potyczki zbyt łatwymi. Na ten moment brakuje trochę równowagi i liczę, że ta sytuacja się zmieni do premiery pełnej wersji gry.
Poza podejmowaniem się misji głównych i zadań pobocznych mamy też drobny element strategiczny. W nasze ręce zostają oddane ruiny Camelotu. Mamy okazję przywrócić go do dawnej chwały. Zebrane skarby i pomoc wykorzystujemy do odbudowy i ulepszenia naszego zamku. W tym aspekcie King Arthur: Knight’s Tale przypomina mi inne produkcje SRPG czy Darkest Dungeon. Postawione budynki pozwalają nam dbać o wojowników zdobywać nowy sprzęt i sprawiać by nasza armia była potężniejsza. Jest to całkiem ciekawe ze względu na system permanentnej śmierci na polu bitwy. Na wzór choćby Xcom, obrażenia podczas bitew nie znikają automatycznie i nasi rycerze muszą być leczeni. Jakby tego było mało, śmierć jest ostateczna i tracimy daną jednostkę na zawsze.
Rozgrywka wciąga tutaj i King Arthur: Knight’s Tale sprawdza się naprawdę jako solidny przedstawiciel gatunku, który ma sporo klimatu. Dzięki temu gra jest czymś więcej niż tylko klonem produkcji takich jak XCOM.
King Arthur: Knight’s Tale pojawi się na komputerach osobistych już pod koniec marca tego roku. Później gra ma wylądować również na konsolach. Ja pewnie wybiorę opcję PC, bo przyzwyczaiłem się już do grania w ten tytuł, korzystając z myszki. Wierzę, że gierka dowiezie, bo to, co miałem już okazję sprawdzić jest naprawdę fajne i wciągnęło mnie na tyle, że postanowiłem poklepać przyciski na mojej klawiaturze i napisać powyższy tekst.