Krótka piłka - Wife Quest - Danteveli - 6 kwietnia 2022

Krótka piłka - Wife Quest

Życie żony musi być bardzo trudne. Nie zdawałem sobie sprawy, że na każdym kroku czi się zagrożenie. Zagrożenie w postaci grupy magicznych dziewczyn pragnących porwać małżonka do nikczemnych celów. Przynajmniej takie wrażenie odnoszę po ograniu Wife Quest.

Wife Quest to produkcja z dosyć oryginalną fabułą. Wyobraźmy sobie, że zamiast Mario mamy wojowniczkę o imieniu Mia, a księżniczka Peach zostaje zastąpiona przez farmera, który jest mężem głównej bohaterki. Teraz zamiast Bowsera do mieszanki dajmy grupę skąpo odzianych i napalonych czarodziejek. Mamy grę, gdzie dziewczyna walczy z masą innych dziewczyn, by zapobiec temu, co chcą zrobić z jej mężem. Mia nie przebiera w słowach, jest bardzo zazdrosna (jednak ma do tego powody, bo mąż jest ciągle porywany przez inne niewiasty) i ma zamiar ubić wszystko, co stanie jej na drodze do ukochanego.

Fabuła jest głupiutka, zakręcona i momentami dosyć zabawna. Chociaż pewnie znajdzie się grono osób, które by obraziły się na to jak przedstawione są różne postacie itd. Mnie to na szczęście nie rusza, więc trochę się pośmiałem i łapałem za głowę z powodu głupot.

Rozgrywka sprowadza się do pędzenia w prawą stronę ekranu, pokonywania przeciwników i skakania. Na końcu każdego z garstki poziomów mamy starcie z bossem, po którym odblokowujemy nowy przedmiot lub umiejętność. W trakcie przechodzenia mapy zbieramy monety, za które możemy kupować przedmioty i ulepszenia ekwipunku.

Najdziwniejszym elementem gry są chyba finisher. Po pokonaniu wroga możemy nacisnąć dół na dpadzie, by zobaczyć scenkę „egzekucji” danej dziewczyny. Nie jest to nic groteskowego i nie ma startu do Mortal Kombat. Mimo to bardzo mnie zdziwiło, że taka mechanika znajduje się akurat w Wife Quest. Z tego co się orientuje za wykonanie tych ataków na powalonych przeciwniczkach, nagradzani jesteśmy jakimiś obrazkami w galerii.

Twórcy zadbali także o replayability i dorzucili do gry trochę dodatków, galerię i nowy tryb rozgrywki do odblokowania po ukończeniu kampanii. Nie wywraca to wszystkiego do góry nogami, ale to miły dodatek, który doceniam.

Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to jest całkiem znośnie jak na indyka 2D w stylu retro. Sprite postaci są przyzwoitych rozmiarów i gra jest dosyć kolorowa. Design jest tutaj unikatowy, bo wszystkie „potwory” i przeciwnicy to dziewczyny. Ogólnie gra wygląda ok, ale nie ma tu nic nadzwyczajnego.

Nie miałem zbyt wielkich oczekiwań w stosunku do Wife Quest. Dzięki temu grało mi się dosyć przyjemnie. Do tego gra oferuje trochę dziwnych i zaskakujących patentów, które zapadają w pamięć. Pewnie będę o tym tytule wspominał częściej niż o niejednej produkcji AAA, która była byle jaka.

Wife Quest to zakręcona, głupkowata platformówka, która może sprawić trochę frajdy. Zwłaszcza jeśli darzymy sympatią stare gierki 2D i lubimy trochę poskakać i pomachać mieczykiem. Nie będzie to pewnie niczyja gra roku, ale jak na mały indyczek jest naprawdę przyzwoicie.

Danteveli
6 kwietnia 2022 - 17:25