Słyszałem, że z wiekiem człowiek powinien nabywać powagi i mądrości. W moim przypadku to nie działa. No ale mogę się pocieszać tym, że jestem młodym duchem, bo popylam w 20-letniej koszulce z bohaterem kreskówki. Na szczęście korpo świat skoncentrowany jest na takich osobach jak ja. Dlatego na moim nieustannie rosnącym na wartości PlayStation 5 mogę pograć w gierkę rodem z Game Boy. Piękne czasy i super, że Spacewing War pozwala mi docenić potęgę nostalgii.
Powyższe niezwykle chaotyczne zdania odnoszą się do niezłego zaskoczenia z mojej kupki wstydu. Chodzi o kolejny niskobudżetowy indyk, który można wyrwać za rozsądne pieniądze. Z tym że Spacewing War nie stara się cofnąć gracza do czasów NESA i SNESa, Zamiast tego mamy grę w stylu produkcji wydanych na oryginalnego Game Boy.
Cały tytuł to próba stworzenia gameboyowego wariantu formuły dawnych gierki o statkach kosmicznych z widokiem z boku. Rozgrywka sprowadza się do sterowania kosmicznym stateczkiem, by omijać przeszkody i pociski wroga. Mamy jeszcze strzelanie i zmianę rodzaju amunicji, z której korzystamy. Zabawa to pokonywanie serii poziomów lekko zainspirowanych dawnymi grami Nintendo, by zmierzyć się z bossem i ruszyć dalej.
Spacewing War oferuje nam kilka rodzajów amunicji od zwykłych pocisków po bomby i bumerangi. Każda w teorii ma jakieś zastosowanie i swoje plusy i minusy. Zwykły atak nie jest silny, ale ma najlepszy zasięg. Z kolei bumerang pozwala zadawać obrażenia przeciwnikom za nami, a bomby mimo swej powolności są potężne. W praktyce jednak gra jest na tyle przystępna, że nie trzeba się zbytnio męczyć ze zmianą broni i dostosowywania arsenału do danej sytuacji. Wybieramy co nam pasuje i pędzimy do końca gry.
O rozgrywce trudno napisać cokolwiek więcej, bo nie ma tutaj za dużo systemów czy elementów. Jedyna całkiem ciekawą kwestią jest to, że poziomy bywają pomysłowe i trafimy na korytarze pułapki, dźwignie do przełączenia i inne drobne bajery urozmaicając rozgrywkę i stanowiące większe wyzwanie od przeciwników. Zwłaszcza że ekran cały czas pcha nas w prawo i nie ma czasu na popełnianie błędów czy złe wybory trasy. Nie jest to nic rewolucyjnego, ale sprawia, że gra nie jest tak nudna, jak może się wydawać.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to przez jakieś 90% czasu produkcji mamy do czynienia z czymś udającym estetykę Game Boy. Dopiero później tytuł staje się trochę bardziej kolorowy. Tak z pamięci wydaje mi się, że to jest całkiem dobrze oddany klimat rzeczy, które można było zobaczyć na archaicznej konsoli Nintendo. Nawet niektóre poziomy swoim wyglądem przypominały mi o grach platformowych na GB. Jeśli kogoś kręci taki styl, to Spacewing War udało się przenieść tę estetykę. Do mnie to przemawia i przez chwilę miałem banana na twarzy z radochy i nagłego przypływu wspomnień z kolonii, gdzie przekupywało się słodyczami ziomka z GB i każdy miał swoje baterie. Mimo wszystko nadal mnie bawi oglądanie czegoś w tym stylu na PlayStation 5 i dużym telewizorze.
Spacewing War to taki całkiem znośny umilacz czasu i odrobina nostalgii. Jest to tytuł na jakąś godzinę zabawy. Było to dobrą decyzją, bo taka grafika szybko się nudzi i trochę męczy oczy. Nie mam nic do Game Boy, ale w dzisiejszych czasach jakoś nie wyobrażam już sobie siedzieć przy tym sprzęcie godzinami. Podobnie jest właśnie ze Spacewing War. Krótki tytuł na momencie i żeby powiedzieć sobie, jak bardzo gry zmieniły się na przestrzeni lat.