Raz w życiu byłem na rybach i wróciłem do domu z pustymi rękami. Okazuje się, że moje zdolności do połowu tuńczyków i innych bajerów w grach wideo nie przekładają się na stanie z wędką w prawdziwym świecie. Dlatego odpuściłem sobie łowienie w prawdziwym życiu i skoncentruję się na tym cyfrowym. Na szczęście tytuły takie jak Dredge pomogą mi w zostaniu utalentowanym, wirtualnym rybakiem.
Dredge to najnowsza gra indie wydawana przez Team 17, które pokazuje pazura i w ostatnich latach serwuje nam pyszne smakołyki z kategorii gier niezależnych. W tym wypadku mowa o bardzo nietypowej grze o łowieniu ryb od nowozelandzkiego studia Black Salt Games.
W tytule wcielamy się w rybaka, który jakimś sposobem trafia do tajemniczego archipelagu. Nasza łajba zostaje poważnie uszkodzona w trakcie podróży. Jednak pomocny burmistrz ze szkoły Toma Nooka z Animal Crossing daje nam nową łódź, którą będziemy spłacać w ratach. Musimy wiec łowić i sprzedawać ryby by jak najszybciej się odkuć i zarobić dużo kasy. Szkoda tylko, że otacza nas masa dziwnych postaci i nocą wody zamieniają się w coś potwornego.
Wynika to z tego, że Dredge łączy w sobie trochę sielanki i radosnego udawania rybaka na kutrze z elementami zainspirowanymi przez twórczość Lovecrafta i Williama Hope Hodgsona znanego z cyklu na morzu Sargasso. Mamy więc sporo niepokojących elementów, wrażenie popadania w obłęd i nieustanne zagrożenie, które nas otacza. Można powiedzieć, że Dredge to połączenie symulatora i horroru.
Pierwsza część rozgrywki polega na pływaniu łowieniu ryb i ich sprzedaży. Połów jest bardzo prosty i opiera się na prostych mini gierkach wymagających naciskania przycisków w odpowiednim momencie. Znaczenie ma też układanie ryb na statku. Przypomina to trochę ekwipunek z Resident Evil 4 czy Diablo. Liczy się każda wolna przestrzeń, tak by upchnąć jak najwięcej towarów. Pływamy z portu do portu i handlujemy tym co złowimy. Poza rybami trafią się też jakieś surowce, pamiątki po innych statkach i niezwykle rzadkie artefakty powiązane z okultyzmem. Za te ostatnie jesteśmy nagradzani zaklęciami pozwalającymi na nieludzkie czynności.
Normalne rzeczy dają nam kasę, którą można przeznaczyć na zakup lepszych części dla naszej łodzi. Czasem wyłowimy tez elementy pomocne przy drzewku technologicznym pozwalającym na ulepszenia elementów statku. Zabawa opiera się wiec na prostym schemacie ciągłego ulepszania naszej łódki i połowach by kupować ulepszenia i rozwiać czy naprawiać naszą maszynę.
Obok tego mamy masę zadań głównych i misji pobocznych przyzwanych przez ludzi napotkanych na wyspach. Może być to połów jakiegoś określonego rodzaju morskiego stworzenia lub transport surowców. To stanowi główną oś gry, ale można też skupić się po prostu na pływaniu i łowieniu ryb i sielankę niczym w Animal Crossing.
Wszystko zmienia się nocą. Gdy jest ciemno zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Nasz współczynnik paniki reprezentowany za pomocą oka u góry ekranu zaczyna wariować. Nagle coś porywa ryby, przywali w statek lub z wody wyłaniają się gigantyczne macki.
Daje to fajne połączenie gatunków. Z jednej strony spokojna produkcja o łowieniu ryb trzymająca się sprawdzonego schematu bazującego na rozwoju. Z drugiej strony lekki horror psychologiczny, który trzyma w napięciu. Wydaje isę, że te elementy do siebie niespecjalnie pasują Dredge udowadnia jednak, że to wszystko działa zaskakująco dobrze.
Graficznie tytuł wypada ładnie i schludnie. Dredge prezentuje się nieźle i przypomina inne tytuły niezależne. Z tym, że ta lekka warstwa horroru jest zauważalna od pierwszych chwil. Design postaci zawiera w sobie odpowiednio wiele drobnych, lekko niepokojących elementów przez co całość od pierwszych chwil ma nutkę grozy.
Dredge to bardzo miła niespodzianka. Nie spodziewałem się, że ten niepozorny tytuł o rybołówstwie sprawi mi tyle frajdy. Jest tutaj sporo fajnych elementów, a całość jest naprawdę pomysłowa i wciąga. Zdecydowanie warto się tym tytułem zainteresować.