Metroidvania to jeden z tych typów gier, które automatycznie mnie interesują. Odpowiedni rodzaj rozgrywki, który pasuje do mojego gustu sprawia, że jestem raczej pozytywnie nastawiony do każdej produkcji tego typu. Oczywiście nie oznacza to, że każda gra pod szyldem podgatunku metroidvania jest dobra lub godna uwagi. Ciekawe jak to wygląda w przypadku Curse of the Sea Rats, które miałem okazje ostatnio sprawdzić?
Curse of the Sea Rats to produkcja hiszpańskiego studia Petoons Studio, które w swoim dorobku ma głownie kiepskie i nudne gry dla najmłodszych dzieci. Tytuł wydawany jest przez PQube, które z kolei ma w swojej ofercie mieszankę indyków różnej jakości i niszowych produkcji z Japonii. Dlatego mimo mojego optymizmu co do samego gatunku zacząłem być trochę mniej pewny tego, że Curse of the Sea Rats będzie produkcją dla mne.
Gra opowiada o pewnej klątwie, która zamieniła ludzi na pokładzie okrętu w szczury. Na początku zabawy oglądamy scenkę przemiany pod wpływem złego zaklęcia. Później wybieramy jedną z kilku postaci i zostajemy rzuceni w wir akcji.
Wszystko obserwujemy z perspektywy 2D z nasza postacią przełażącą przez serię ekranów i pokonująca przeciwników. Po drodze szukamy sekretów i zbieramy różne rzeczy, stajemy się silniejsi i odblokowujemy różne skróty. Całość trzyma się dobrze znanego i utartego schematu znanego z innych przedstawicieli gatunku.
Potencjalnie interesującym elementem Curse of the Sea Rats jest możliwość wieloosobowej rozgrywki. Wspominałem już o tym, że na początku zabawy wybieramy jedną z kilku dostępnych postaci. Tytuł oferuje też grę w co-opie, gdzie przechodzimy przygodę w cztery osoby. Jest to wariant kanapowy, więc nie am co liczyć na grę ze znajomymi online. Ja sprawdzałem ten tytuł na Steam Deck więc próba zagrania w dwie osoby to już za dużo roboty jak na produkcję tego typu.
Grając samemu możemy przełączać się pomiędzy postaciami tak by korzystać z różnych broni i zestawów ataków. Niestety ni e jest to idealne rozwiązanie, bo każdy ze szczurzych bohaterów ma własne drzewko rozwoju. Dlatego na dłuższą metę opłaca się wybrać tylko jedną postać i nią przechodzić grę.
Wspominałem na początku, że twórcy Curse of the Sea Rats mają w swoim dorobku głównie gry dla bobasów. Niestety to największa bolączka tej produkcji. Curse of the Sea Rats jest dosyć ambitnym projektem i może pochwalić się ładnymi animacjami. Wygląd gry na pewno przykuje uwagę dziecka. Niestety twórcy nie mieli okazji wykazać się w sferze gameplayu i to niestety mocno czuć. Gra jest sztywna, mało responsywna i ogólnie bardzo niedopracowana jeśli chodzi o rozgrywkę. Braki są ewidentne i raczej bolesne. Szkoda, bo to kompletnie zmiana ten tytuł z powierzchni ziemi i czyni go czymś, w co nie ma po co grać. Jeśli chcę ładną animację i kolorowe postacie, to odpalę sobie jakąś bajkę a nie grę.
Curse of the Sea Rats to tytuł zdecydowanie nie dla mnie. Nie jestem jakimś wielkim miłośnikiem bajkowej stylistyki,a le potrafię ją docenić. Niestety wygląda nie jest dla mnie ważniejszy od fajnych pomysłów i rozgrywki. W tych dwóch kwestiach Curse of the Sea Rats mocno kuleje. Dlatego ja tą grę odpuszczam i wracam do jakiejś Castlevanii albo Metroida.