W obronie filmów z lektorem - promilus - 11 marca 2012

W obronie filmów z lektorem

Lubię oglądać filmy w autobusie. Mały telewizorek, słaby dźwięk, ale ma to swój klimat. Kilka dni temu zepsuł mi się samochód i do pracy musiałem podjechać busem. Gdy szedłem na przystanek, by udać się w drogę powrotną, spodziewałem się tylko bólu kolan z powodu braku miejsca na nogi i nudnej półgodzinnej podróży. Kierowca miał taki mały telewizorek. Ale klasa – panoramiczny, lcd i w kolorze. Na postoju kończył oglądać jakąś produkcję ze Stevenem Seagalem. Zanim zapłaciłem za bilet i usiadłem, film się skończył i szybko załadował następny. Kierowca pod nosem trochę do siebie, trochę do babci siedzącej z przodu powiedział, że włączy następny. Babcia zaciekawiona, spytała co to było. Szklana Pułapka – odpowiedział kierowca. Dawaj pan! – poprosiła babcia. Szacun – pomyślałem. Film był z lektorem.

Nasze pokolenie, które przyszło na świat jeszcze za komuny, a wychowało się już w trzeciej RP było pierwszym, które znienawidziło lektorów. Ciągle to jest jeden z głównych powodów oglądania filmów w Internecie, a nie w telewizji. Jak zagraniczny film, to tylko z napisami! Wcześniej zdobycie filmu w takiej wersji było o wiele trudniejsze. Sam sięgając po każdą nowość – preferuję oryginalną ścieżkę dźwiękową. Lektor czyta wybiórczo, psuje żarty, „fuck” to dla niego „motyla noga”. Serial „Przyjaciele” w wersji z TVN-owskim lektorem jest beznadziejny. Z napisami – jeden z najlepszych sitcomów w historii telewizji. Lektor to zło. Od tej reguły są wyjątki – filmy akcji z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.

Wróćmy do busa. Gdy film się zaczął to zareagowałem jak typowy malkontent, który na  lektora reaguje jak opętany na wodę święconą. Po pięciu minutach – miałem nadzieję utknąć w korku byle tylko zobaczyć film do końca. Kolejny już raz, ale nie pamiętam kiedy ostatnio go oglądałem. Lektor był jak dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa – dodawał klimatu. Tak wsiąkłem, że wysiadłem 2 przystanki dalej. Kierowca chyba wziął mnie za cwaniaka, który zapłacił za krótszą trasę, a jedzie dalej. Jego „wysiada pan tu?!” właśnie tak zabrzmiało. Wysiadłem i przez chwilę zastanawiałem się gdzie ja kurde jestem. Fizycznie byłem na przystanku, a mentalnie chyba jeszcze w wieżowcu razem z niezniszczalnym Brucem Willisem. Minęło trochę zanim ogarnąłem, czy wysiadłem za wcześnie, czy za późno i obrałem dobry kierunek do domu. Głównie to zasługa samej „Szklanej Pułapki”, ale i lektor dołożył swoją cegiełkę.

Doktor Lector

Era kaset VHS, to była era filmów akcji z lektorem. Nie jestem pewien czy były wypożyczalnie z filmami z napisami, czy w ogóle takie kasety pojawiały się legalnie na naszym rynku – nie pamiętam. Wiem, że wtedy nikomu to nie przeszkadzało. Oglądając w busie „Szklana Pułapkę” w jakimś stopniu przeniosłem się do tamtych czasów. Van Damme i Seagal mówiący głosem Tomasza Knapika nikomu nie przeszkadzali. Inna sprawa, że może wtedy bardziej przykładano się do tłumaczeń – kultowy już jest tekst „zrobię ci z dupy jesień średniowiecza”. A może to tylko idealizowanie starych czasów? Wniosek jest jeden. Telewizor w busie to fajna sprawa.

promilus
11 marca 2012 - 18:08