Wirtualne podróże w nieznane - Akito - 19 lipca 2012

Wirtualne podróże w nieznane

Wszyscy producenci gier starają się przekonać graczy, że ich produkt jest wart kupna. Robią to na przeróżne sposoby: do internetu wrzucają screeny, część gameplaya, organizują pokazy dla prasy, żeby pokazać wszystkie dobre strony swojej produkcji. Natomiast gracze wyczekują każdej informacji o długo wyczekiwanej grze. Żaden gracz chyba nie kupuje gry tylko po okładce. Zanim dokonamy wyboru wiemy o wszystkich cechach, które odróżniają tę konkretną produkcję od innych oraz o nowościach, jakie twórcy wprowadzili do gatunku. Ostatnio mam wrażenie, że po odpaleniu gry mało jest rzeczy, które są w stanie nas zaskoczyć, bo to co widzimy na ekranie już dobrze znamy z targów, blogów developerów itp. Czy jednak czasem warto jest tak zaryzykować i kupić grę nic lub prawie nic o niej nie wiedząc?

Fahrenheit był dla mnie zagadką, kupując go wiedziałam tylko, że to przygodówka. Kiedy tuż po instalacji uruchomiłam go po raz pierwszy (a było to zanim Heavy Rain pojawił się na rynku), zupełnie nie wiedziałam czego mam się spodziewać, a to co zastałam bardzo mi się spodobało i wciągnęło mnie aż do końca gry. Byłam całkowicie neutralnie nastawiona do tej gry oraz ciekawa co zastanę w wizji Davida Cage'a. Pamiętam dobrze, że wszystko co zobaczyłam w tej grze: każdą cechę charakterystyczną tej produkcji jak to, że ma się ograniczony czas na decyzję podczas dialogów, musiałam odkryć sama. Wszystko co tam się działo zaskakiwało mnie. Mam wrażenie, że przez to miałam pełniejszy obraz tej gry np. kiedy w jednej scenie kierujemy mordercą i zacieramy ślady zabójstwa, w następnej jesteśmy parą policjantów ścigających tego przestępcę. Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie duże wrażenie.

Marketing jest konieczny w sukcesie gier, ale czasem działa jak miecz obosieczny: jeżeli jakiemuś studiu zależy na wysokich ocenach recenzentów i społeczności graczy to zachwalają swój produkt, starają się zaprezentować grę tak, aby gracze nie mogli doczekać się jej premiery. W takiej sytuacji każdy ma już spore oczekiwania co do tej gry. Wszyscy wiemy, że czasem twórcy z różnych powodów muszą wyciąć zapowiedziany wcześniej fragment gry lub jakiś element rozgrywki, co często skutkuje rozczarowaniem nabywców. Uruchamiając nową grę mamy nadzieję, że zobaczymy i poczujemy na własnej skórze to, co obiecali twórcy. Można nawet powiedzieć, że wystawiamy ocenę takiej grze parę miesięcy przed premierą. Fahrenheit był dla mnie niczym ciemna jaskinia, którą musiałam poznać.

Jednak zaryzykowałam zakup dzieła studia Quantic Dream dlatego, że kosztowało 10zł i muszę przyznać, że nie odważyłabym się kupić kota w worku za 100zł lub tym bardziej 200 jak w przypadku konsol. Kolejnym czynnikiem utrudniającym świeże podejście do gry, o której wcześniej się nie słyszało jest fakt, że informacji o niektórych hitach praktycznie nie da się uniknąć bo jesteśmy nimi bombardowani. Zazwyczaj cicho jest o produkcjach niezależnych albo słabych.

Poza tym oczywiste jest, że dużo tytułów na rynku pojawia się każdego miesiąca i nie sposób jest dokonać wyboru bez żadnych podpowiedzi i informacji o nowościach, gracze mogliby się po prostu zagubić w tym gąszczu.

Wnioski są dość oczywiste; najlepszym sposobem decydowania o zakupie gry jest to o czym wspominałam na początku, czyli oglądanie filmików z rozgrywki, czytanie newsów, ale róbmy to z umiarem i dajmy szansę się choć trochę zaskoczyć. Jednak czasem widząc niską cenę na jakiś nie znany nam tytuł, warto zaryzykować i udać się w podróż w nieznane. Naprawdę można w ten sposób odkryć prawdziwą perełkę.

Akito
19 lipca 2012 - 20:38