Recenzja Layers of Fear - Danteveli - 17 lutego 2016

Recenzja Layers of Fear

Danteveli ocenia: Layers of Fear (2016)
78

Night Gallery to jeden z moich ulubionych seriali grozy. Połączenie straszakowej tematyki z malarstwem zawsze wydawało mi się genialnym pomysłem. Przyczyną tego jest zapewne świetne opowiadanie H.P. Lovecrafta pod tytułem „Model Pickmana”. Dlatego też Layers of Fear przykuło moją uwagę już w momencie swojej zapowiedzi. Po miesiącach oczekiwania mogłem w końcu zakosztować finalnej wersji tego tytułu. Ciekawe czy było warto czekać?

W grze wcielamy się w tajemniczego malarza, który przemierza swój dom. Nie brzmi to zbyt interesująco i przywołuje na myśl Gone Home. Polska produkcja serwuje jednak odrobinę horroru psychologicznego. Nasz bohater chodzi po swoim mieszkaniu w poszukiwaniu kogoś albo czegoś. Przechadzka po domku szybko przeraża się w koszmar. Pomieszczenia zaczynają znikać, ze ścian spływa czarna maż a my odnajdujemy coraz dziwniejsze przedmioty. Naszym podstawowym zadaniem staje się dokończenie obrazu, swoistego magnum opus artysty. To staje się okazją do lepszego poznania psychiki naszego bohatera i losów jego rodziny.

 

Omawiany horror to jeden z wielu „symulatorów chodzenia” takich jak SOMA, Among the Sleep, Gone Home, Amnesia: A Machine for Pigs czy Dear Easther. Wiąże się z tym dość prosty gameplay. Zwiedzamy dom, grzebiąc w szafkach i szperając w szufladach. Od czasu do czasu trafi się jakaś prosta zagadka. Jest jeszcze odrobina czytania bo pomieszczenia pełne są różnych notatek, listów i wycinków prasowych. Służą one jako typowa „znajdżka” ale jest ich tylko po kilkanaście sztuk. Nie ma nawet zabawy w chowanie się przed potworami Całość sprowadza się tak naprawdę do chłonięcia atmosfery i historii, którą chcą nam opowiedzieć twórcy. Po mniej więcej 4 godzinach mamy za sobą przygodę i możemy zapomnieć o tym tytule. No chyba że ktoś zakocha się w tej pozycji i będzie chciał poznać wszystkie wersje zakończenia i znaleźć komplet szkiców przedstawiających szczury. Czas jaki zajmie nam przejście gry nie wydaje się zbyt imponujący. Pasuje on jednak idealnie do tego co zostaje nam zaoferowane. Chodzimy po tych samych korytarzach i pomieszczeniach co chwile natykając się na te same psikusy jakie sprawia nam mieszkanie/duch/psychika artysty. Wydłużenie czasu rozgrywki bez dodania jakichś elementów gameplayu wypadło by tylko na niekorzyść tej produkcji.

 

Layers of Fear serwuje nam odrobinę interesującej fabuły. Historia głównego bohatera jest ciekawa ale w gruncie rzeczy to nie o nią tutaj chodzi. W produkcji polaków pierwsze skrzypce gra atmosfera. Tutaj widać inspiracje P.T. czyli grywalnym teaserem Silent Hills. Obie produkcje sprowadzają się do chodzenia po domu. Co chwilę jesteśmy zaskakiwani poprzez sztuczki twórców. Niekończące się korytarze pomieszczenia przewracające się do góry nogami i pojawiające się znikąd drzwi są tutaj standardem. Cały czas towarzyszy nam uczucie niepewności. Nie ma ani jednego bezpiecznego miejsca bo pomieszczenia ciągle ulegają jakimś metamorfozom. Budowanie napięcia wypada ludziom z Bloober Team całkiem nieźle.

 

Jedną z rzeczy za które muszę pochwalić ludzi ze studia Bloober jest oprawa graficzna. Aż trudno uwierzyć że te same osoby stoją za Layers of Fear i potworkiem jakim było Basement Crawl. Nowa gra wygląda fenomenalnie. Jestem pod olbrzymim wrażeniem pomieszczeń bogatych w detale. Co chwilę zatrzymywałem się by przyjrzeć się trochę bliżej poszczególnym elementom otoczenia. Najlepiej wypadają obrazy, które prezentują się tak jak ma to miejsce w rzeczywistości. Nie wiem jakim cudem nasi rodacy zaserwowali nam coś tak wspaniałego. Niestety wszystko nie wypada idealnie. Wersja gry na konsole Sony potrafi całkiem nieźle chrupnąć. Zdarzyło się to co prawda tylko kilka razy ale spowolnienie było zauważalne i nie było wynikiem jakichś ekstrawaganckich bajerów wyskakujących na ekranie. Może Unity nie lubi się za bardzo z PlayStation 4?

 

W moim odczuciu Layers of Fear nie jest grą straszną. Mogę to jednak zwalić na moje obycie z grozą i to, że jak dotąd żadna gra nie wywołała u mnie takich reakcji jak to co wyprawiają zawodowi youtuberzy. Wszystko sprowadza się raczej do powtarzanej w nieskończoność sztucki dezorientowania bohatera. Doceniam jednak wspomniane na samiuśkim początku recenzji połączenie sztuki z grozą. Podczas przechodzenia się po mieszkaniu naszego bohatera mamy okazję podziwiać galerię obrazów, które w trakcie gry ulegają przeobrażeniu. Jest to naprawdę klimatyczny zabieg, który zachęcił mnie do gry i sprawia, że z chęcią zobaczyłbym sequel tego tytułu. Jednocześnie nie jestem uczulony na gierki bazujące tylko i wyłącznie na chodzeniu i oglądaniu tego co chcą nam pokazać autorzy. Gdybym nienawidził tego typu gier to nawet malowidła nie zrekompensowały by mi czasu straconego na ogranie tego tytułu.

 

Layers of Fear to solidna pozycja. Tytuł ten serwuje odpowiednią ilość napięcia i prezentuje niezłą historię i fajną oprawę graficzną. Produkcja ta nigdy nie znajdzie się na mojej liście najlepszych straszaków i podczas rozgrywki zauważyłem tylko dwa naprawdę dobre momenty. Nie oznacza to jednak tego, że fani gatunku powinni sobie tytuł ten odpuścić. Po prostu należy się przyszykować na to, że gra nie wychodzi poza ramy tego co już widzieliśmy w podobnych produkcjach.

Danteveli
17 lutego 2016 - 21:15