Recenzja gry Enter the Gungeon - Danteveli - 25 kwietnia 2016

Recenzja gry Enter the Gungeon

Danteveli ocenia: Enter the Gungeon
80

Spelunky i Binding of Isaac to dwie gry z segmentu indie przy których spędziłem szmat czasu. Odpowiednio doszlifowany gameplay sprawił, że te dwie gry z segmentu roguelike-like zawładnęły moim życiem. Teraz odkryłem kolejną produkcję w podobnej stylistyce. Czy Enter the Gungeon jest jednak na tyle dobre by stanąć obok wymienionych wyżej produkcji?

Enter the Gungeon to gra indie utrzymana w modnej od kilku lat konwencji roguelike-like. Oznacza to, że mamy losowo generowane poziomy i rozpoczynanie gry od nowa po każdej śmierci. W wypadku tej produkcji bazą dla wszystkiego jest strzelanka z widokiem z góry. Konwencja dual stick shooterów, gdzie wymijamy fale pocisków wroga unikając w ten sposób zgonu. W najprostszych słowach można powiedzieć, że Enter the Gungeon przypomina Binding of Isaac czy Nuclear Throne. Oczywiście zaserwowano nam odrobinę fabuły, która sprowadza się do tego, że banda wojowników natknęła się na tajemniczy loch. Pokonanie go pozwala na naprawienie błędów ze swojej przeszłości.

 

Warstwa fabularna ustępuje jednak miejsca serii żartów i nawiązań do innych gier. Najlepszym przykładem tego jest pierwszy z (losowej puli) bossów na którego to natrafiłem. Walczymy z wielkim krukiem uzbrojonym w olbrzymi karabin obrotowy z walizką amunicji na plecach. Najlepsze jest jednak to, że po pokonaniu bydlaka uraczeni zostajemy scenką, gdzie grupa kruków zjada zwłoki poległego nosa. Kiedy tylko to wszystko zobaczyłem od razu się uśmiechnąłem. W trakcie rozgrywki spotkamy się z masą ukłonów do klasyków i kultowych pozycji. Ważne jest to, że nie czuć jakby były one wcielone na siłę czy dla samego faktu nawiązywania do najlepszych.

 

Zabawa w tym tytule to strzelanka 2D. Mamy ludzika którym sterujemy za pomocą jednej gałki. Druga służy nam do celowania. Jest przycisk odpowiedzialny za użycie naszych specjalnych przedmiotów, mapa z możliwością szybkiej teleportacji i przycisk służący do przeładowywania broni. Do tego jeszcze unik wzorowany na tym z Dark Souls. Podczas jego wykonywania mamy kilka klatek kompletnej nietykalności, dzięki czemu możemy omijać wrogie pociski. Przeładowanie i unik mają olbrzymie znaczenie dla rozgrywki i sprawiają, że produkcja ta wyróżnia się spośród innych podobnych tytułów. Po pierwsze magazynek każdej z broni ma swoją określoną pojemność i przeładowywanie trwa kilka chwil. Sprawia to, że nieustanne strzelanie do wrogów jest niewykonalne. Unik staje się podstawą naszego poruszania podobnie jak turlanie w Dark Souls. Wynika to z tego, że prawie nieustannie ze wszystkich stron lecą w naszą stronę pociski. Ostatnią deską ratunku jest specjalny atak wymazujący z naszego otoczenia pociski. Możemy skorzystać z niego tylko i wyłącznie gdy posiadamy specjalne niebieskie pociski. Nie trudno się domyślić, że są one dość kosztowne.

 

Przygoda naszego wędrowca sprowadza się do pokonywania kolejnych pomieszczeń wypchanych wrogami. Szukamy pokoju z bossem, którego pokonanie odblokowuje kolejne piętro lochów. Każdy poziom wypchany jest sekretami i bajerami. Możemy natrafić na sklepikarza handlującego różnymi bajerami. Jest zielony stworek chcący od nas skupić wszystko co mamy na zbyciu. Natrafimy także na różnego rodzaju posągi oferujące błogosławieństwa i bajery w zamian za nasze bronie i przedmioty. Mamy także paru NPC w tym ludka w zielonym kubraczku, który zabłądził w lochach.

 

Od strony mechaniki rozgrywki mamy do czynienia z prawdopodobnie najlepszą produkcją tego typu. Sterowanie sprawdza się świetnie i wymijanie pocisków napływających niczym w shooterach typu bullet hell jest naprawdę intuicyjne. Enter the Gungeon ma to do siebie, że jednocześnie czujemy się jak badass z filmów akcji i mamy świadomość tego, że najmniejszy błąd może oznaczać naszą śmierć. Możemy przewracać stoły by tworzyć prowizoryczne osłony, które ułatwią nam trochę unikanie pocisków nienapływających ze wszystkich stron. Kluczem do sukcesu jest tutaj odpowiednie balansowanie naszej ofensywy z zachowaniami defensywnymi.

 

Najważniejszym elementem w przypadku produkcji tego typu jest grywaloność zachęcająca do wielokrotnego rozpoczynania zabawy od nowa. Enter the Gungeon oferuje nam 4 postacie o różnym ekwipunku i z różnymi specjalnymi bossami. Poziomy wypchane są sekretami i mamy okazję do zebrania masy broni. Jest też kilka „mini questów” i postaci na które możemy się natknąć podczas naszej rozgrywki. Sprawia to, że produkcja ta wydaje się wypchana po brzegi. Niestety wiąże się z tym kwestia masy nieprzydatnych przedmiotów. Wiele broni jest do siebie bardzo podobnych i bardzo często natrafimy na prawie bezużyteczne bajerki. Zazwyczaj element lekkiego hazardu z tym co wpadnie w nasze łapy jest mile widziany. Jednak w wypadku Enter the Gungeon przyczyniało się to do pewnej frustracji. Jeśli po całkiem udanym rajdzie, gdzie zebrałem dobry ekwipunek rozpoczynałem grę od nowa i trafiałem na jakiś crap to z automatu restartowałem swoją przygodę. Może to tylko moje odosobnione uczucie ale zbyt wiele broni jest niespecjalnie użytecznych.

 

Gra oferuje nam tryb kooperacji. Niestety z tego co mi wiadomo jest to jedynie zabawa offline. Troszkę szkoda bo w dzisiejszych czasach dość trudno na zawołanie znaleźć kogoś do wspólnego pogrania w tytuł tego typu. Co-op jest jednak naprawdę solidny i oddaje w nasze ręce dodatkową postać.

 

Jeśli chodzi o bohaterów to mamy żołnierza, który z jakichś powodów kojarzy mi się z Doomem. Potrafi on najszybciej przeładowywać broń i zaczyna z najmocniejszym pistoletem. Łowczyni zaczyna rozgrywkę z pieskiem tropiącym sekrety. Pilot może próbować otwierać skrzynki bez użycia kluczy a skazana panienka posługuje się Mołotowem i zadaje większe obrażenia po tym jak zostanie zraniona. Na dłuższą metę bohaterowie różnią się pomiędzy sobą w minimalnym stopniu. Wynika to z ilości wyposażenia jakie wpadnie w nasze łapy. Do testowania rożnych postaci zachęcają nas jednak specjalni przeciwnicy przypisani do danego bohatera. Dzięki temu Enter the Gungeon nie powinno się zbyt szybko nudzić.

 

Oprawa graficzna tego tytułu jest naprawdę solidna. Niby jest to typowe, pseudo-oldschoolowe retro z 16-bitową inspiracją. Całość wygląda jednak bardzo dobrze i pasuje do rozgrywki. Nie jesteśmy rozpraszani przez nasze otoczenie ale widzimy świat pełen detali i smaczków. Oprawa dźwiękowa również sprawdza się bardzo dobrze. Po pierwsze dźwięki wydawane przez nasze bronie są naprawdę „soczyste” co sprawia, że mamy wrażenie biegania z olbrzymimi pukawkami. Po drugie przygrywająca nam w tle muzyka jest klimatyczna. Na uwagę zasługuje kawałek witający nas po odpaleniu gry. Jest to coś co ma szansę znaleźć się na mojej playliście.

 

Enter the Gungeon od strony mechaniki jest niezwykle solidnym tytułem. Wszystkie elementy gry są naprawdę solidne. Mam jednak problem z tym, że z jakiegoś powodu całość nie przyciąga mnie tak bardzo jak powinna. Pierwsze wrażenia z tego tytułu są naprawdę świetne ale im dalej w las tym mniej byłem zainteresowany. Może to wina Dark Souls III, które od premiery nieustannie siedzi w mojej głowie? Pewnie za jakiś czas wrócę do tego tytułu i wsiąknę jak przy innych rogalikach. W każdym razem produkcja Dodge Roll powinna trafić w gusta maniaków produkcji typu roguelike-like.

Danteveli
25 kwietnia 2016 - 18:37