Przyzwyczaiłem się do tego, że bycie fanem gier z cyklu Warriors jest uważane za coś dziwnego. Co rok kupować z 10 praktycznie identycznych gierek. Na dokładkę produkcje te są prostymi do bólu slasherami z dość archaiczną oprawą graficzną. Coś mnie jednak do nich przyciąga i ciągle staram się wszystkim udowodnić, że warto w nie zagrać. Samurai Warriors 4: Empires jest prawdopodobnie najlepszym argumentem przemawiającym za serią. Tylko czy to wystarczy by ktokolwiek chciał zagrać w gierkę gdzie rozwala się setki wrogów za pomocą gitary?
Empires w wariancie Samurai Warriors to slasher z dodatkową warstwą strategiczną. Akcja gry umiejscowiona jest w XVI wiecznej Japonii, gdzie trwała walka o zjednoczenie ziemi. W nasze ręce oddane zostaje kilka scenariuszy, które pozwolą nam odtworzyć historyczny proces unifikacji Kraju Kwitnącej Wiśni. Możemy też zabawić się w scenariusze co by było gdyby. Każda z 6 „kampanii” daje nam mapę przedstawiająca rzeczywisty podział władzy w danym okresie. My decydujemy co będzie działo się dalej.
Przygodę z trybem Conquest zaczynamy od wyboru scenariusza i zdecydowania, którą z frakcji konfliktu chcemy dla siebie wybrać. Stajemy się wtedy głową rodu i to od naszych decyzji zależy czy nasz klan przetrwa czy też zostanie zmieciony z powierzchni ziemi. Każdy z przywódców ma swoje ambicje, które określają cel gry. Może to być zjednoczenie jakiegoś regionu, podbój innego klanu, obrona swych ziemi przed wrogiem lub nawet dotarcie w jakieś konkretne miejsce. Interesującym jest to, że po osiągnięciu tego celu możemy zdecydować się na kontynuacje swojej ekspansji i podbój całego kraju.
Sama rozgrywka dzieli się na dwie fazy – strategiczną i siekankę. Bitwy to typowe klepanie jednego przycisku by pokonywać wrogów. Do starego systemu walki dodano jednak trochę więcej mechaniki. Po pierwsze tym co zarządza sytuacją naszej armii na polu bitwy są linie zaopatrzeniowe. Tworzą one sieć punków na mapie, których to zdobywanie osłabia naszego wroga. Dzięki temu metoda pędzenia do głównej bazy wroga i ubicie przywódcy staje się trochę mniej skuteczna. Do gry siekaniny dodano trochę elementów taktycznych. Po pierwsze możemy zarządzać oficerami w locie i wysyłać ich w konkretne punkty mapy i dawać im proste cele. To w połączeniu z systemem formacji i wydawaniem rozkazów odnośnie konkretnych manewrów i taktykach naszej armii sprawia, że czujemy się trochę bardziej jak dowódca. Te mile widziane dodatki uzupełnione są o możliwość przełączania się pomiędzy postaciami Samurai Warriors 4; Empires umożliwia nam granie każdą postacią powiązaną z naszym głównym bohaterem. Oznacza to, że zabrani ze sobą na pole bitwy współmałżonkowie, potomstwo i przyjaciele są grywalni. Możemy się pomiędzy nimi dowolnie przełączać albo mamy możliwość powierzenia innej postaci w ręce kumple i granie w trybie split screen.
Warstwa bitewna gry została rozbudowana jednak w gruncie rzeczy jest to taka sama siekanka jak zawsze. Dalej mamy te same dwa podstawowe ataki, ciosy specjalne i potężne Musou rozwalające naraz kilkudziesięciu przeciwników. Nic się tutaj nie zmieniło i rozgrywka jest taka sama jak w każdym tytule wydanym po Dynasty Warriors 2. Na niższych poziomach trudności klepanie jednego przycisku jest wszystkim co potrzebne jest do sukcesu. Wyzwanie pojawia się dopiero na najwyższych stopniach trudności, gdzie blokowanie i parowanie ataków staje się musem.
Tym co przyciąga ludzi do odsłon Warriors typu Empires jest dodana do gry warstwa strategiczna. Zarządzamy w niej posiadanymi przez siebie ziemiami, rozbudowujemy armię, tworzymy sojusze i pozyskujemy dla siebie nowych wojowników. Tym razem cały system został uproszczony poprzez dodanie nam doradców. Wybieramy stratega podpowiadającego nam najlepszą drogę do ekspansji. Możemy na niego zrzucić zażądanie naszymi włościami i skupić się jedynie na wojnie. Poza strategiem dobieramy sobie także kilku doradców, którzy będą nam podpowiadali najlepsze ich zdaniem decyzje co do naszego klanu. Wszystko to opiera się o system spotkań co kwartał, gdzie wyznaczamy nowe przedsięwzięcia jakich ma się podjąć nasza grupa. To ile decyzji możemy podjąć zależy od współczynnika poparcia pośród swych poddanych. Podnoszenie podatków obniża nasze poparcie natomiast działania takie jak wysłuchiwanie ich potrzeb sprawiają że wzrastamy w potęgę. Do dyspozycji oddano nam całą gamę opcji dzielących się na politykę rozwojową, wojskową i zagraniczną. Możemy starać się budować sojusze, wykonywać zamachy, rozbudowywać nasze ziemie, doszkalać swoich doradców, tworzyć nowe strategie wojskowe czy stymulować wzrost handlu. Opcji jest co niemiara i tylko od nas zależy to jak będziemy ich używać. Nie ma jednak co ukrywać że ze względu na charakter gry nasze starania będą najprawdopodobniej koncentrowane na armii i ekspansji. Miłym jest jednak to, że wszystkie w tym wypadku lekko dodatkowe opcje pozostały w grze. Jasne, że udało mi się kiedyś wygrać Dynasty Warriors 8 Empire poprzez dominację kulturową. Jest to jednak coś co wymaga sporego samozaparcia i na dłuższą metę jest mniej skuteczne od podboju.
Wspomnieć należy jeszcze o mechanice powiązań pomiędzy postaciami. Jak już wspominałem członkowie rodziny bohatera i jego przyjaciele stają się grywalnymi postaciami w sekcjach bitewnych. Dlatego też mamy dość prosty system budowania więzi między postaciami. Mamy możliwość brania ślubów, rodzą się dzieci i możemy się zaprzyjaźnić ze swoimi oficerami. Zostajemy w takich sytuacjach uraczeni całkiem zabawnymi scenkami z życia bohaterów. Jest to bardzo uproszczony system ale oglądanie jak Nobunaga wydziera się na kogoś kto po kryjomu nosił jego sandały jest niezwykle zabawne.
Interesującym rozwiązaniem jest także decydowanie o inwazji na wroga. Zostaje nam przedstawione menu, gdzie musimy zdecydować się jakie siły poślemy i jak wielkie przyznamy im racje żywnościowe. Od tego zależy ile mamy czasu na wykonanie misji, czy na mapie pojawią się dodatkowe opcjonalne zadania i to jaka będzie siła naszej armii w porównaniu z przeciwnikiem.
Całość wydaje się być bardzo mocno uproszczoną wersją Romance of Three Kingdoms, Nobunaga's Ambition lub Crusader Kings. Do wszystkich elementów gry zostajemy wdrażani powoli przez co nie ma uczucia przytłoczenia jakie często towarzyszy wyżej wymienionym serią. Z jednej strony jest to atut tej produkcji. Z drugiej grze brakuje głębi tamtych produkcji. System decyzyjny nie jest zestawem naczyń ze sobą połączonych przez co możemy co chwilę zmieniać naszą politykę. Gracz ma jedynie bardzo ograniczony wpływ na to co dzieje się z jego państwem. Przyznać trzeba jednak, że Empires jest dobrą próbką tego typu gier. Jeśli komuś taka rozgrywka się spodoba to może szukać bardziej rozbudowanych i skomplikowanych opcji, które to na szczęście są dostępne na rynku.
Tak naprawdę mam zarzuty tylko do jednej kwestii. Chodzi mi o spłycenie rozgrywki. W przypadku Dynasty Warriors 8 Empires mogliśmy wybrać jedną z wielu ścieżek kariery. Nasza postać mogła zaczynać jako cesarz, najemnik, lokalny watażka lub urzędnik. Opcji było całkiem sporo i to gdzie zaczynaliśmy wpływało na to jak potoczą się nasze losy. Dzięki masie opcji początkowych mogliśmy podążać różnymi ścieżkami i zabawa w sojusze, zdrady i pięcie się po szczeblach kariery była fascynująca.
Poza trybem Conquest oddano też w nasze ręce opcje nazwaną Genesis. Jest to swego rodzaju odpowiednik Free Mode z innych gier z nazwą Warriors w tytule. Opcja ta pozwala nam na edytowanie jednej z 6 kampanii z głównego trybu i zagranie w stworzoną przez nas wariację gry. Możemy ustawić kto, gdzie i z jakim celem będzie zaczynał. Pozwala to na dostosowanie pod siebie kilku elementów gry. Niestety możemy tak naprawdę edytować tylko kilka opcji i wykręcenie jakiegoś super szalonego scenariusza wydaje się być mało prawdopodobne. Tradycyjnie już do gry wrzucono edytor postaci pozwalający nam na stworzenie wojownika, którego można później użyć w pozostałych trybach gry. Mamy także możliwość importowania naszych postaci z Samurai Warriors 4-II. W grze nie mogło oczywiście zabraknąć galerii z biografiami, muzyką i scenkami przerywnikowymi. W tym miejscu wspomnę też o całej gamie DLC jakie pojawiły się na PlayStation Store. Mamy masę kostiumów i dodatkowe scenariusze gry. Nie jest to nic niezbędnego do tego by czerpać przyjemność z Empires ale trochę szkoda, że nie zdecydowano się na zaoferowanie graczom scenariuszy za friko. Zwłaszcza w sytuacji gdy na 6 dołączonych do gry przypadają 3 sprzedawane jako dodatek.
Samurai Warriors 4 Empires powstało na silniku podstawowej wersji gry. Dlatego też całość prezentuje się dokładnie tak samo jak wcześniejsze tytuły. Mamy więc znośną oprawę graficzną, która pokazuje swoja moc głównie tym, że gra jest płynna nawet gdy na ekranie pojawia się setka postaci i wykonujemy mega atak rodem z Marvel vs. Capcom. Oczywiście od czasu do czasu zdarzają se zgrzyty ale jestem przekonany, że spadki framerate są rzadkością. Oprawa dźwiękowa to dalej ten sam japoński voice acting i dobrze znane melodie towarzyszące grze od lat. Trudno powiedzieć coś odkrywczego o grze dokładnie takiej samej jak dwie inne produkcje noszące ten sam tytuł. Oprawa graficzna nie zrobiła na mnie olbrzymiego wrażenia w 2014 roku i tym bardziej nie wgniata mnie w ziemię dzisiaj.
Najnowsza gra Koei Tecmo jest prawdopodobnie najbardziej udaną próbą zachęcenia nowych graczy do zagrania w przedstawiciela cyklu Warriors. Produkcja łaczy w sobie standardowe siekanie z warstwą strategiczną. Nie jest to nic specjalnie odkrywczego. Samurai Warriors 4 Empires jest jednak najbardziej przejrzystą i dostępną z tych bardziej rozbudowanych części serii. Starzy wyjadacze ni zostaną tutaj zaskoczeni niczym naprawdę nowym. Fajnie jest jednak zobaczyć najbardziej dopracowaną edycję Empires. Tradycyjnie moja końcowa nie ma zbyt wielkiego znaczenia bo jak cały ten tekst jest to opinia skrzywionej osoby, która i tak zagra we wszystko z Warriors w nazwie. Tym razem jednak naprawdę warto dać Samurai Warriors szansę.