Recenzja Fire Emblem Fates: Birthright - Danteveli - 27 maja 2016

Recenzja Fire Emblem Fates: Birthright

Danteveli ocenia: Fire Emblem Fates: Birthright
80

Nintendo 3DS to prawdopodobnie system z którym spędzam najwięcej czasu. Nie chodzi tylko o to, że zdarza mi się zasypiać z kieszkonsolą w łapach albo o to, że nie chce mi się targać mojego PlayStation 4 do Chin. Jest to raczej efekt masy wypasionych gier RPG i SRPG przy których mogę spędzić masę czasu. Jedną z takich produkcji było Fire Emblem Awakening. Nowe oblicze starej serii okazało się świetną grą. Dlatego też z olbrzymim zainteresowaniem czekałem kiedy w swoje łapy dorwę kontynuacje tej produkcji. Po miesiącach czekania do Europy zawędrowało Fire Emblem Fates. Czy jest to jednak gra tak dobra by kupić ją trzy razy?

Sytuacja z najnowszą produkcją Intelligent Systems jest trochę skomplikowana. Mamy bowiem jeden tytuł Fire Emblem Fates, który jednocześnie jest trzema odrębnymi grami. Każdy z tytułów opowiada o tym samym konflikcie. Fabuła gier przedstawiona jest jednak w postaci co by było gdyby. Są to więc trzy odmienne produkcje o tej samej bazie. Sprowadza się to do tego, że pierwsze 6 rozdziałów jest w każdej z gier dokładnie takie same. Po ich przejściu dochodzi do rozgałęzienia historii i trzy tytuły prezentują nam rożne warianty dalszych zdarzeń. Sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana przez sposób wydania gry. Dwie z trzech odsłon pojawiają się na sklepowych pułkach. Ostatni scenariusz dostępny jest jako DLC. Jednak jeśli kupimy jedną z wersji gry to pozostałe dwie możemy kupić jako DLC w niższej cenie. Dodatkowo Fire Emblem Fates pojawiło się w edycji specjalnej, gdzie na jednym kartridżu znajdują się wszystkie trzy gry. W każdym razie pomiędzy poszczególnymi odsłonami Fates występują wielkie różnice czyniące je w pewnym sensie innymi grami. Jednocześnie dzielą one między sobą główną oś fabularną i występujące postacie. Tyle wprowadzenia na temat całości Fire Emblem Fates. Reszta tekstu będzie koncentrować się na Birthright i tym co charakteryzuje ten wyśmienity tytuł.

 

Początek wszystkich trzech odsłon Fire Emblem Fates jest taki sam. Tworzymy swojego awatara, który to jest księciem bądź księżniczką państwa Nohr. Nasze królestwo jest w narastającym konflikcie z sąsiadującym państwem Hoshido. Wprowadzenie gry uczy nas trochę o obu krainach i głównych postaciach występujących w Fire Emblem Fates. Dowiadujemy się między innymi tego, że nasz bohater potrafi zamieniać się w smoka i dzięki temu posiada specjalne magiczne umiejętności. Zostajemy poinformowani także o tym, że nasz awatar jest tak naprawdę księciem Hoshido, który został za młodu porwany przez króla Nohr. Tamten władca wychowywał nas jako swoje własne dziecko. W pewnym momencie dochodzi do starcia naszych dwóch rodzin na polu bitwy. My musimy zadecydować po której ze stron się opowiemy. W przypadku Birthright wybieramy więzi krwi i zdziałamy wraz zresztą naszego rodzeństwa z Hoshido by zemścić się za zamachy na naszą rodzinę i zakończyć tyranię władcy Nohr. W początkowej fazie gry zostajemy naszpikowani masą informacji na temat świata i sytuacji politycznej. Część z naszych poddanych nie jest nam ufna bo przecież możemy być szpiegiem drugiej strony, nasze rodzeństwo jest nam kompletnie obce i przez całe życie uznawaliśmy wrogów za swoją rodzinę. Wszystko to daje twórcom olbrzymie pole do popisu. Dodatkowo mamy jeszcze przecież cały watek bycia smokiem i związane z tym elementy nadprzyrodzone. Masa wątków pojawiających się wraz z postępami w grze okazuje się być wątpliwej jakości. Postaciom brakuje większej głębi i szybko okazuje się, że większość bohaterów to wydmuszki bez odrobiny charakteru. Olbrzymi potencjał z początku gry zostaje zaprzepaszczony przez sztampową dla gier tego typu historyjkę walki tych dobrych i wspaniałych z absolutnym złem. Fire Emblem Fates Birthright brakuje większej głębi ale sama historia jest znośna i ma kilka wzruszających momentów.

 

 

Fire Emblem Fates to klasyczny SRPG z liczącej sobie już ponad 25 lat serii. Rozgrywka tej produkcji przypomina wydaną kilka lat temu odsłonę Awakening. Na początku gry wybieramy poziom trudności dzięki czemu możemy z rezygnować z charakterystycznego elementu cyklu jakim jest permanentna śmierć postaci. Większą cześć rozgrywki stanowią turowe bitwy, gdzie grupa naszych jednostek mierzy się z wrogiem. Każda z naszych jednostek wykonuje ruch po czym może dokonać ataku, skorzystać z przedmiotów lub posiadanych przez siebie umiejętności. Podstawowy system jest dość prosty i walki rozgrywają się zazwyczaj na zasadzie kamień, papier, nożyce. Jednostki wyposażone w konkretny typ broni mają przewagę nad innym uzbrojeniem. Sprawia to, że musimy pilnować tego kogo atakujemy i jaki przeciwnik znajduje się w naszym pobliżu. Nawet najsilniejsze jednostki mogą paść bardzo szybko jeśli zaatakuje je wróg z odpowiednim orężem. Na tą raczej prostą bazę zostaje nałożony jeszcze głębszy system opierający się na pasywnych umiejętnościach i relacjach pomiędzy postaciami. Po pierwsze możemy ustawiać naszych bohaterów w pary. Wtedy zamiast dwóch jednostek posiadamy tylko jedną ale silniejszą. Takie grupowanie jak i inne formy wspierania się na polu bitwy sprawiają, że nasi wojownicy budują ze sobą więzi. Sprawia to, że konkretne zespoły stają się skuteczniejsze w walce i na przykład samoczynnie wspierają kompana znajdującego się na sąsiadującym polu.

 

Poza toczeniem walk i licznymi dialogami pomiędzy bohaterami czas gry wypełnia nam także budowa naszego zamku. Jest to interesujący mechanizm, gdzie otrzymujemy poletko na którym stawiamy nowe budynki, pomniki i machiny obronne. Wraz z postępami w grze odblokowujemy kolejne typy budowli, które przydane są w zarówno w przygotowywaniu się do walki jak i polepszaniu relacji z naszymi sojusznikami. Obok typowych dla gier sklepów i kowali mamy także całą gamę nietuzinkowych budowli takich jak sauna, więzienie, loteria czy arena. Dodatkowo w naszym zamku znajduje się strzegący go smoczek, którego karmimy rzeczami znajdowanymi na terenie naszych włości. Cały ten element gry jest tak naprawdę opcjonalny i nie musimy się angażować w ozdabianie naszego zamku i interakcje z naszymi kompanami. Oczywiście te relacje są siłą cyklu Fire Emblem. W końcu możemy nawiązać romanse, ożenić się i mieć dzieci co przekłada się na dodatkowe jednostki gotowe zginać za naszą sprawę.

 

Samo budowanie relacji ogranicza się do współdziałania jednostek na polu bitwy, dawania im prezentów w zamku i gadaniu z nimi. Mamy możliwość zaproszenia postaci na pogawędkę do naszego namiotu. Z tego co wiem to ten element padł ofiarą cenzury. W japońskiej wersji gry głaskaliśmy naszych towarzyszy by uzyskać ich przychylność. Teraz zostaje nam przedstawione zbliżenie na ich twarz i możemy się przez kilka sekund pogapić z bliska na model kompana.

 

Jeśli chodzi o rozgrywkę online to w grze umieszczono tryb odwiedzania cudzych zamków. Możemy wtedy podziwiać kto w jaki sposób ozdobił swoją fortyfikację. Jest też tryb toczenia bitew z innymi graczami. Najciekawsze jednak jest jednak sprawdzenie swoich umiejętności strategicznych w trybie obrony naszego zamku. Wtedy to okazuje się jak sprawnie rozłożyliśmy naszą obronę. Celem wroga jest dotarcie do tronu a my musimy go przed tym powstrzymać.

 

Elementem wyróżniającym Birthright spośród pozostałych części Fates jest uproszczony system misji. Praktycznie każde zadanie jakie zostanie przed nami postawione ogranicza się do pokonania wszystkich wrogów znajdujących się na mapie. Brak bardziej skomplikowanych zadań sprawia, że możemy skupić się na tym jak najkorzystniej wykorzystywać nasze jednostki i nie czujemy presji związanej w trudniejszymi misjami pojawiającymi w Conqiest i Revelation. Jest to swego rodzaju miecz obusieczny działający jednocześnie na korzyść i niekorzyść gry. Kolejne mapy dość szybko zaczynają się ze sobą zlewać i nie ma tak wielu pamiętnych momentów plus człowiek może się trochę znudzić powtarzaniem w kółko tego samego zadania.

Śmiało można powiedzieć, żen jest najprostszą z trzech wersji Fire Emblem Fates. Mamy najłatwiejsze poziomy a także możliwość wykonywania dodatkowych misji pomiędzy rozdziałami kampanii. Dzięki temu możemy zdobywać kolejne levele i umiejętności i wzmacniać swoją armię podczas ważniejszych strać. Dlatego też wydaje się, że ta odsłona najlepiej trafi do osób, które mają ograniczony kontakt z grami SRPG. Nie oznacza to jednak, że Birthright jest grą prostą. Dalej mamy stosunkowo wysoki poziom trudności. Zawłaszcza jeśli zdecydujemy się na tradycyjny tryb, gdzie śmierć na polu bitwy oznacza pożegnanie się z jednostką na zawsze.

 

Jednym z najlepszych rozwiązań jakimi może pochwalić się Fire Emblem Fates jest olbrzymi wpływ gracza na zaprezentowane mu treści. Mówiąc w prostych słowach to jak wiele da się pominąć albo oddać w ręce AI. Możemy dostosować wiele elementów tego jak przebiegają bitwy. Mamy możliwość pomijania scen walki, animacji poruszania się a także automatyczne lub ręczne przyśpieszenie ich. Opcji jest więcej niż było w przypadku Fire Emblem Awakening.

Wspominam o tym głównie ze względu na to, że taka zmiana wydaje się być wyciągnięciem wniosków z Codename STEAM. Bolączki powolnych walk jakie borykały tamten tytuł zostały kompletnie wyeliminowane. Z własnego doświadczenia wiem, że wiele gier JRPG i SRPG cierpi na przydługie animacje ataków podczas walki. Za pierwszym razem są to wspaniałe widowiska ale po 20 godzinach człowiek ma dość tego elementu. Możliwość wyłączenia animacji zdecydowanie przyśpiesza tempo rozgrywki. Dlatego też dobrze, że to rozwiązanie nadal znajduje się w grze. Podobnie jest w przypadki powracającego trybu Auto-Battle. Pozwala on leniwym na wybranie jednej z kilku konfiguracji taktyk lub stworzenie własnego wariantu dla każdej postaci i automatyczne zastosowanie go dla naszych jednostek. Jest to świetna opcja dla tych, którzy wolą koncentrować się jedynie na kilku swoich jednostkach zamiast na wszystkich wojownikach. Nie polecam tego rozwiązania jeśli gramy na wyższych poziomach trudności ale bardzo ciesze się z istnienia takiej opcji.

 

Jeśli dobrze rozumiem zamysły twórców z Intelligent Systems to po Birthright powinniśmy sięgnąć w pierwszej kolejności. Gra pełni swego rodzaju wprowadzenie do trylogii stanowiącej Fire Emblem Fates. Jest ona mniej skomplikowana od pozostałych dwóch odsłon i jednocześnie prezentuje najlepszą ścieżkę fabularną. Ukończenie tej gry ma nas zachęcić do sięgnięcia po Conquest i Revelation. Zadanie to zostaje świetnie wypełnione i w chwilę po ukończeniu tego tytułu rzuciłem się do ogrywania kolejnego.

 

Fire Emblem Fates Birthright to solidny tytuł, który zdaje się pełnić rolę wprowadzenia do serii dla nowych graczy. Jest to też godny następca Fire Emblem Awakening, który do znanej już formuły dodaję odrobinę nowych rozwiązań. Mam jednak wrażenie, że najwięksi wyjadacze serii będą trochę zawiedzeni strukturą misji.

 

Danteveli
27 maja 2016 - 14:52