Cześć wszystkim. W co gracie w weekend? U mnie padło na 3DSa i kolejną w moim dorobku gracza grę z Mario w roli głównej.
Wiele osób spodziewało się, że po premierze konsoli Switch, Nintendo zapomni o 3DS. Następca DS miał zostać złożony w ofierze by najnowszy system Nintendo odniósł sukces. Okazało się jednak, że japońska firma nie porzuciła przenośnej platformy. Pierwszym dowodem przywiązania do dwuekranowej konsolki było Bye-Bye Boxboy!
Według przecieków, nowa stacjonarna konsola japońskiego giganta, roboczo nazywana Nintendo NX zapowiada się bardzo interesująco. Czy ma jednak szansę powalczyć z PlayStation 4?
Podczas gdy Sony i Microsoft kombinują nad przedłużeniem życia konsol PlayStation 4 i Xbox One, japońskie Nintendo szykuje się do zapowiedzi całkowicie nowej platformy. Ma ona łączyć funkcje konsoli stacjonarnej i przenośnej, a mocą obliczeniową przewyższać nawet odrobinę obecne konsole stacjonarne. Brzmi nieźle, prawda?
Mniej więcej 16 lat temu popełniłem jeden z w większych błędów w kategorii growe zakupy. Namówiony przez członków rodziny i otoczkę związaną z Igrzyskami Olimpijskimi zdecydowałem się wydać ciężko wyżebraną od rodziny kasę na Sydney 2000. Ten błąd nęka mnie do dzisiaj kiedy tylko pomyślę, że za tą samą kasę mogłem nabyć coś zdecydowanie lepszego. Od tamtego momentu jestem trochę ostrożny w przypadku gier sportowych. Zwłaszcza tych o tematyce olimpijskiej. Od czasu do czasu mam jednak ochotę sprawdzić czy coś zmieniło się w kwestii produkcji tego typu. Szkoda mi jednak marnować kasę na tytuły, które prawdopodobnie okażą się crapami. Na szczęście w sezonie komunijnym dzieciaki z mojej rodziny nie mają na co wydawać kasy i mogę je naciągnąć na zakupy gierek pokroju Mario & Sonic at the Rio 2016 Olympic Games. Mam nadzieję, że ten tytuł okaże się dobrą grą i nie będę miał wyrzutów sumienia.
Seria Kirby należy do grupy gier obok których zazwyczaj przechodziłem obojętnie. Pograłem trochę w kolejne tytuły z różową kulką w roli głównej ale jakoś nigdy te produkcje do mnie nie trafiły. Może wydawały mi się trochę zbyt dziecinne i za proste. Dopiero Kirby's Epic Yarn sprawiło, ze przysiadłem na dłużej przy konsoli. Był to jednak efekt przepięknej stylistyki i oprawy graficznej a nie gameplayu. Dlatego też nie byłem pewny czy pozbawione włóczki Kirby: Planet Robobot nie okaże się czymś co mnie zainteresuje. Jednak nie szykowało się na to aby na Nintendo 3DS w czerwcu pojawiła się jakaś lepsza gra. Zacisnąłem zęby i postanowiłem dać temu tytułowi szansę. W końcu w razie wpadki będę tylko 130 złotych w plecy.
Kiedy pierwszy raz usłyszałem o tym, że najnowsze Fire Emblem będzie tytułem złożonym z trzech gier, wydawało mi się to co najmniej dziwnym pomysłem. W głowie miałem kolejne odsłony Pokemonów i to, że pomiędzy różnymi wersjami Fates nie będzie wielkich różnic. Okazało się, ze byłem w olbrzymim błędzie. Dlatego też po ukończeniu Birthright i Conquest zabrałem się za ostatni element układanki tworzącej Fire Emblem Fates. Czyżby najlepsze zostało pozostawione na koniec?
Fire Emblem Fates; Birthright okazało się wyśmienitą grą. Dlatego od razu po jej ukończeniu zabrałem się za przechodzenie kolejnej kampanii tworzącej trylogię Fire Emblem Fates. Czy Conquest jest w stanie dorównać swojemu poprzednikowi? Czy stanie po ciemnej stronie mocy może sprawić nam frajdę?
Nintendo 3DS to prawdopodobnie system z którym spędzam najwięcej czasu. Nie chodzi tylko o to, że zdarza mi się zasypiać z kieszkonsolą w łapach albo o to, że nie chce mi się targać mojego PlayStation 4 do Chin. Jest to raczej efekt masy wypasionych gier RPG i SRPG przy których mogę spędzić masę czasu. Jedną z takich produkcji było Fire Emblem Awakening. Nowe oblicze starej serii okazało się świetną grą. Dlatego też z olbrzymim zainteresowaniem czekałem kiedy w swoje łapy dorwę kontynuacje tej produkcji. Po miesiącach czekania do Europy zawędrowało Fire Emblem Fates. Czy jest to jednak gra tak dobra by kupić ją trzy razy?
Każdy kto pamięta końcówkę lat 90. i początek XXI wieku musi przyznać, że mania na Pokemony opanowała prawie cały świat. Kieszonkowe Potwory były wszędzie i każdy chciał „złapać je wszystkie”. Sukces tej produkcji sprawił, że szybko otrzymaliśmy masę naśladowców. Nic jednak nie dorównało produkcji promowanej przez Pikachu. Teraz na rynku pojawia się nowy gracz, który chyba celuje w ten sam target. Mamy słodziutkie stworki i zabawę w zbieranie ich. Do tego za produkcja tą stoją mistrzowie z Level-5. Czy Yo-Kai Watch okaże się Pokemonami XXI wieku?
Po tytule można spodziewać się, że wiekowym człowiekiem nie jestem. Zaskakujące jest to, że lat parę mam wystarczająco, by móc stwierdzić, że znam trochę gier, jednak przez te lata nie miałem nigdy okazji spotkać się z Zeldą. Nie udało mi się nigdy zostać bohaterem Hyrule. I teraz zastanawiam się czemu właśnie tak się stało. Zawsze jeśli myślałem o grach z gatunku jRPG, kojarzyły mi się to gry typu Final Fantasy czy Golden Sun, gdzie dostajemy wielką opowieść z dużą ilością bohaterów i co najważniejsze walką turową. Dlatego gdy kilka ładnych lat temu, mając w rękach GameBoya Colora i załadowaną jedną z części przygód Linka, byłem wielce zaskoczony gdy walka odbywała się w czasie rzeczywistym i musiałem dość agresywnie naciskać przycisk ataku, by móc dalej przebrnąć, obok niesamowicie wielkiej ilości wrogów. To był moment w którym postanowiłem, że to nie dla mnie. Minęło kilka ładnych lat, a ja straciłem trochę włosów. Nabyłem również konsolkę od Nintendo, a dokładniej mówiąc 3DSa.