Recenzja gry Brigador - Danteveli - 3 czerwca 2016

Recenzja gry Brigador

Danteveli ocenia: Brigador
72

Dwadzieścia parę lat temu po raz pierwszy zasiadłem przed ekranem własnego komputera. Było to niezwykłe doznanie, które na zawsze odmieniło moje życie. Do dziś pamiętam zabawę z DOSem by odpalić jakiś tytuł i to jak olbrzymie wrażenie robiły na mnie wtedy gry wideo. Teraz jako doświadczony gracz rzadko podchodzę do jakiegokolwiek tytułu z większą ekscytacją. Dlatego też zdziwiłem się kiedy pierwsze chwile z jakimś nieznanym mi indykiem ruszyły moim sercem. Przez chwilę myślałem, że jestem znowu przed ekranem mojego 14 calowego wypukłego monitora.

Odpalenie Brigador to istna podróż w czasie. Przywitani zostajemy menu rodem z archaicznych pecetowych produkcji. Ekran jest praktycznie carno-czerowny i przygrywa nam muzyka za która mógłby odpowiadać John Carpenter. Pierwsze chwile z gra idealnie oddają charakter całej produkcji, która to jest mieszanką Syndicate z grą Walker z Amigi. Oldschoolowość na każdym kroku sprawia, że Brigador jest tak jakby listem miłosnym do początku lat 90.

 

Na początku wybieramy jedną z dostępnych misji, później decydujemy się na to który z pojazdów wykorzystamy. Zostajemy przeniesieni na mapę i siejemy spustoszenie. Większość zadań polega na zniszczeniu jakiegoś konkretnego przeciwnika czy obiektu. Pod tym względem rozgrywka nie należy do zbyt skomplikowanych. Każdy z pojazdów ma zamontowane dwie bronie, umiejętność specjalną i zdolność stąpnięcia o ziemię albo taranowania wrogów. Nasze maszyny zagłady to różnego rodzaju mechy, czołgi, wozy bojowe i lewitujące statki. Pomiędzy pojazdami występują drobne różnice w sterowaniu ale tak naprawdę wszystko opiera się na tej samej zasadzie. WASD służy nam do poruszania się podczas gdy myszka pozwala na celowanie i strzelanie. Dzięki temu możemy niezależnie od tego w którą stronę idziemy ostrzeliwać przeciwników.

 

Rozgrywka jest tutaj jednak trochę bardziej skomplikowana niż w zwykłych strzelankach. Wynika to z tego, że wrogów jest cała masa i są oni w stanie rozprawić się z nami w kilka sekund. Jesteśmy zachęceni do bardziej metodycznej rozgrywki i eliminowania pojedynczych wrogich jednostek. Z pomocą przychodzą nam tutaj umiejętności takie jak granaty dymne czy EMP. Kiedy dochodzi do otwartej wymiany ognia musimy szybko manewrować pomiędzy rakietami wroga i szykować się na odpieranie ataku ze wszystkich strony. Nie jest to tak łatwe jak się nam wydaje bo sterowanie dwiema odrębnymi osiami mecha wymaga koncentracji. Dodatkowo przystosowanie się do szybkiego poruszania się w rzucie izometrycznym nie jest takie łatwe kiedy nacięcie się na jakąś budowle może wiązać się z utratą życia.

 

 

Poza podstawowym trybem składającym się z 21 poziomów mamy także system kontraktów. Wykupujemy wtedy konkretne postacie, maszyny i uzbrojenie by wyruszyć na mapę z masą celów i zarabiać kasę na kolejne zakupy. Rozwiązanie to zdecydowanie wydłuża żywotność tytułu i pozwala nam na eksperymentowanie z różnymi ustawieniami.

 

Nie wspominałem jeszcze o fabule bo jest ona w przypadku tego tytułu kwestią drugorzędną. Najlepszym dowodem na to jest to, że informacje na temat fabuły są jedną z rzeczy do kupienia w sklepiku gry. Dodatkowo poza grą mamy książkę i audiobooka koncentrujące się na historii świata Brigador. W samej grze mamy minimum informacji. Kiedyś tam pewien władca rozpoczął siłową okupację planety Solo Nobre. Tyran korzystając z orbitalnych dział i całego arsenału innych broni odciął się od reszty galaktyki i przyczynił się do powolnej degradacji okupowanych przez siebie terytoriów. Wszystko zmienia się z chwilą śmierci tyrana. My wcielamy się w najemnika działającego dla jednej z frakcji walczących o przyszłość planety.

 

 

 

Oprawa graficzna tej produkcji to totalna nostalgia. Rzut izometryczny grafika i kolorystyka żywcem wyjęta z gier z epoki DOS. Oceniając to według dzisiejszych standardów łatwo byłoby się do wszystkiego przyczepić. Gra jest zbyt ciemna i często to co dzieje się na ekranie jest nieczytelne. Wokół nas cały czas panuje chaos i łatwo jest się pogubić we wszystkim co widzimy. Są to jednak świadome decyzje twórców a nie jakieś niedoróbki i bugi wizualne. Dlatego też mamy coś bliższego oryginałowi niż standardowe wzorowanie się na estetyce produkcji z dawien dawna. Osobiście taka grafika mnie nie odstrasza ale to w znacznym stopniu rezultat nostalgii do młodzieńczych lat i wielogodzinnych sesji przy moim pierwszym komputerze.

 

Jeśli chodzi o kwestie audio to muszę przyznać, ze jestem pod olbrzymim wrażeniem. Ostatni raz tak pozytywne emocje co do soundtracku jakiejś gry miałem przy Axiom Verge. Brigador podobnie jak tamten tytuł pod względem oprawy dźwiękowej przypomina mi to co kiedyś wyprawiał John Carpenter i ost z filmu Drive. Za muzykę odpowiada Makeup and Vanity Set, którego twórczość wylądowała już na mojej playliście Spotify.

 

 

Mam trudność ze zdecydowaniem czy Brigador jest dobrą gra czy też sprytnym wykorzystaniem mojego sentymentu do początku lat 90. poprzedniego wieku. Bawiłem się przy tym tytule i wciągnął mnie on na kilka dobrych godzin. Jednak kiedy tak spoglądam na Brigador zimnym okiem to na papierze nie wyróżnia się on z tłumu innych gierek o podobnej tematyce. Mógłbym przyczepić się do prostej budowy map, ciemności utrudniającej widoczność czy na dłuższą metę braku fabuły. Wszystko to nie ma jednak większego znaczenia kiedy w trakcie rozgrywki wpadam w trans i czuję się tak jak wtedy gdy zagrywałem się w Syndicate.

 

Brigador jest dobrym przykładem na to, że gry indie są w stanie zrobić więcej niż produkcje z segmentu AAA. Nostalgiczna podróż prawie 30 lat wstecz może nie być frajdą dla każdego gracza. Ci którzy potrafią docenić oszczędną stylistykę, trudny gameplay i zwalającą z nóg oprawę muzyczną będą zadowoleni z czasu spędzonego z tą produkcją. Ja jestem zadowolony, że kolejny raz gra pojawiająca się praktycznie znikąd potrafi zrobić na mnie tak olbrzymie wrażenie.

Danteveli
3 czerwca 2016 - 19:27