Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Poznaj nową muzykę - Grandson gra na gitarze i nie tylko, i to jest dobre
Straight Outta Compton - wrażenia z filmu
Instrumentalna płyta Pawbeatsa daje radę!
Zeus - Zeus nie żyje - szczera płyta, ale bez przebłysku geniuszu
Medium - Teoria Równoległych Wszechświatów - dojrzała i mądra płyta
Amerykański rynek rapu został opanowany i okopany, przez starą gwardię. Jest to po części efekt pogardy weteranów dla tych którzy „nie pamiętają korzeni”, a po części niechęci audytorium do niesprawdzonych brzmień i wykonawców. Nakręconej oczywiście, przez wspomnianych już wyjadaczy sprzed kilkunastu lat. Efekt jest taki, że kiedy mam ochotę na rap, to w moim odtwarzaczu częściej goszczą 2Pac i Cypress Hill po raz enty, bo zwyczajnie nie mam czego słuchać. Główny nurt w USA jest całkowicie pozbawiony świeżej krwi. Na szczęście coś zaczyna się w tym temacie zmieniać.
Pod koniec 2010 roku wypłynął Mac Miller, z kilkoma mocnymi hitami. „Knock, Knock” zawsze poprawia mi humor, jest świetny na imprezy i nie tylko. Żywa nuta, spontaniczne wykonalnie, no i nie ma co ukrywać – chłopak jest charyzmatyczny, więc i teledysk świetnie się ogląda. Wspomnę jeszcze kawałek „Donald Trump”, który jest moim drugim ulubionym numerem tego wykonawcy. Mac Miller jest bez wątpienia bardzo rozpoznawalny, a jego kariera rysuje się w jasnych barwach. Liczba odtworzeń większości jego piosenek na YouTube przekracza pięć milionów. Aby wyrobić sobie pojęcie o MacMillerze najlepiej jest wejść na jego kanał na YT. W tym roku 19-latek zdążył już wydać krążek Best Day Ever. Zdecydowanie warto.