W co gracie w weekend? #317 - Dead Space 3: Awakened i Final Fantasy V
W co gracie w weekend? #316: Dead Space 3 – O tym jak unicestwiono jeden z najlepszych cyklów survival horrorów w historii
Cztery strzelaniny w cztery miesiące – czyli jak Electronic Arts pluje sobie do zupy
Horrorze, jak to z tobą jest? - recenzja Dead Space 3
Mass Effect 3 z interfejsem w stylu Dead Space?
Witam wszystkich graczy. Kolejny weekend przed nami. Najbardziej ze wszystkich gier, które debiutują na dniach chciałbym sprawdzić najnowszą odsłonę Yooka-Yaylee, za którą stoją osoby odpowiedzialne za Banjoo-Kazooie i Donkey Kongi, ale ostatnio tak popłynąłem z zakupami, że muszę odłożyć to na bliżej nieokreślony czas. Dlatego też w ten weekend skupię się na ogrywaniu dodatku Awakened do Dead Space 3, stanowiącego zwieńczenie tej kosmicznej trylogii oraz na Final Fantasy V, do którego wróciłem po wielu latach przerwy. Jestem też oczywiście ciekaw tego w co gracie Wy? Rok powoli się kończy. Nie znaczy to jednak wcale, że nie wyjdzie w nim już nic ciekawego. Dajcie znać w komentarzach cokolwiek by to nie było.
Witam wszystkich graczy. Tydzień temu zrobiłem sobie wolne od naszego cotygodniowego cyklu. Doprowadziłem do końca niedokończone sprawy z The Last of Us i doszedłem do wniosku, że recenzja lepiej wyrazi moje odczucia w tej kwestii niż kolejny wpis blogowy. Gram oczywiście dalej w opisywane ostatnio tytuły. Uznałem jednak, że warto od nich odpocząć choć na krótką chwilę. Dlatego też w dzisiejszym odcinku skupię się na ostatniej części jednej z najlepszych kosmicznych trylogii, czyli na Dead Space 3.
Dead Space 3 – 8 lutego 2013, Crysis 3 – 21 lutego 2013, Army of Two: The Devil's Cartel - 21 marca 2013, Fuse – 31 maja 2013. Co łączy te gry poza rokiem wydania, strzelaniem i odcinaniem kuponów? Logo Electronic Arts.
Nie jestem pewny co sobie myślą szefowie tej firmy i w jaki sposób planuje się w niej pracę, ale chyba już dawno temu zakopali ambicje w mogile, w tej samej w której leżą też ich dobre pomysły i wyczucie gustu... Mimo to rzucę w świat pytanie: po co to wszystko?
Nie będę oryginalny mówiąc, iż Dead Space 3 mocno wyewoluował, gubiąc gdzieś człon „horror”. Jeśli dla kogoś bardzo istotne było to, iż w pierwszej części człapaliśmy jako nic niemówiący inżynier Izaak Clarke, a w międzyczasie drapanie, chrupanie i inne dzięki dobiegające z szybów wentylacyjnych powodowały palpitację serca – OK, można powiedzieć, że „trójka” jest sporym rozczarowaniem. Ja z pewnością nie należałem do tej grupy – przynajmniej do zagrania w recenzowaną produkcję. Jasne, niezwykle ważny był klimat zaszczucia: to, że nikt nie przyjdzie Ci z odsieczą w razie kłopotów, że dryfująca w kosmosie Ishimura jest kompletnie osamotniona, próżno szukać pomocy. Nastrój grał na emocjach, a zabawa światłami, cieniami i innymi trickami znanymi z klasyków tego gatunku stały się najmocniejszą kartą w talii Visceral Games. Oszukiwać ani mydlić oczu chyba nikt nie zamierza – „trójka” to nie to samo co „jedynka”. Nie uświadczymy wspomnianych reżyserskich sztuczek, kiedy zapuszczając się w nie w tą stronę, którą wskazuje magiczna linia z dłoni bohatera, zza zabarykadowanego przejścia słychać niepokojące trzaski czy piski pokrak. DS3 przestał działać na wyobraźnię i głównie nad tym ubolewam.
Każdy, kto grał w którąkolwiek z przygód Isaaca Clarke’a wie jak świetny był w tych produkcjach interfejs użytkownika, który zamiast przylepionych do ekranu ikonek przeniósł wszystkie wskaźniki i menu wyboru w sam świat gry. Z opinią tą najwyraźniej zgadza się również BioWare, ponieważ Kanadyjczycy rozważają wprowadzenie podobnych rozwiązań do Mass Effect 3.