Recenzja gry Technobabylon - Cyberpunkowy kryminał
Blackwell – piękna, epizodyczna pikselówka
Kiedy następna część Blackwell? „Mam nadzieję, że w przyszłym roku!” - mówi twórca serii
Pixele, wszędzie pixele. I post-apo, i fenomenalny klimat - recenzja Primordii
UV ocenia Gemini Rue - najlepszą przygodówkę ostatnich lat
Gemini Rue - coś wspaniałego!
Technobabylon to cyberpunkowy przedstawiciel klasycznych przygodówek point’n’click, wzorowany na tytułach z lat 90-tych, a w szczególności na Beneath a Steel Sky. Gra bazuje na tradycyjnych elementach gatunku czyli rozwiązywaniu zagadek, przeczesywaniu lokacji, interesującym scenariuszu, duuuużej ilości rozmów no i oczywiście dwuwymiarowej grafice w pixelowym stylu. Tytuł powstał przy współpracy studia Technocrat z Wadjet Eye Games pod wodzą Dave-a Gilberta czyli obecnie jednego z najlepszych wydawców gier przygodowych na rynku. W ich dorobku znajduje się m.in. seria Blackwell, Primordia, Resonance czy świetnie oceniane Gemini Rue, więc o jakość chyba można być spokojnym. Prawda?
Na fali, która przyniosła wiele nowych tytułów indie, jeden z cyklów przykuł szczególnie moją uwagę. Blackwell, opisujący losy medium Rosangeli oraz wspierającego jej poczynania ducha Joego. Na pierwszy rzut oka, to kolejna z wielu pikselówek, jednak przyglądając się jej bliżej, bardzo łatwo złapać bakcyla i zatracić się w opowiadanej historii.
Jeśli lubicie przygodówki, pewnie kojarzycie Wadjet Eye Games. Ten niezależny wydawca pomógł dokończyć, wypromować i wprowadzić do sprzedaży takie tytuły jak Gemini Rue, Resonance, To The Moon, czy Primordia (moja recenzja tej ostatniej pojawi się niedługo na gry-online.pl). Oczkiem w głowie Wadjet Eye Games jest naturalnie seria Blackwell, opowiadająca o niezwykłej parze bohaterów – medium Rose i duchu Joey’u.
Czwarta część ich przygód, czyli Blackwell Deception, wyszła stosunkowo niedawno, bo w październiku. Mimo tego, Dave Gilbert, twórca Blackwell i szef Wadjet Eye Games, zdradził mi, kiedy mniej więcej można spodziewać się kontynuacji serii.
Wadjet Eye Games wie co robi i robi to doskonale, produkując gry żywo przypominające klasyki z lat 90. ubiegłego wieku. Po udanym Gemini Rue i świetnym Resonance przyszedł czas na kolejny tytuł tego utalentowanego zespołu – Primordia.
Gdyby gry komputerowe oceniać wyłącznie pod kątem oprawy wizualnej, Gemini Rue musiałaby zebrać solidne cięgi. W epoce nowoczesnych przygodówek, prezentujących się równie atrakcyjne co filmy animowane (The Next Big Thing), ostatnie dzieło Joshuy Nuernbergera jest najzwyczajniej w świecie brzydkie. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że taka a nie inna grafika to efekt zamierzony, zbliżający Gemini Rue w stronę produktów z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Marna to jednak pociecha dla tych z Was, którzy nie są w stanie przełknąć niskiej rozdzielczości, małej palety barw, drętwej animacji i wszechobecnej pikselozy. A zaakceptowanie tego wszystkiego jest warunkiem koniecznym, by cieszyć się jedną z najlepszych przygodówek, jakie ujrzały światło dzienne w ostatnich latach.
W zalewie mainstreamowych tytułów z tzw. górnej półki, łatwo przegapić te mniejsze, nierzadko równie wartościowe produkcje. Ich cechą charakterystyczną jest to, że nie stoją za nimi sztaby marketingowców, którzy lekką ręką zatwierdzają wielomilionowe budżety, by po premierze obliczać kilku(nasto)krotnie większe zyski. Gry niezależne, bo to o nich mowa, tworzone są często przez pasjonatów, gotowych ślęczeć miesiącami nad jednym projektem i nie pobierać z tego tytułu żadnego wynagrodzenia. Do tej grupy zalicza się też Joshua Nuernberger, który w pojedynkę stworzył podwaliny pod jedną z najfajniejszych przygodówek, z jaką miałem okazję zmierzyć się w ostatnim czasie. Jej imię to Gemini Rue.