Wadjet Eye Games wie co robi i robi to doskonale, produkując gry żywo przypominające klasyki z lat 90. ubiegłego wieku. Po udanym Gemini Rue i świetnym Resonance przyszedł czas na kolejny tytuł tego utalentowanego zespołu – Primordia.
Niedawno Pita powiedział kilka słów na temat tego nadchodzącego przeboju – wypowiedział się o nim bardzo pozytywnie, co ja także zamierzam uczynić. Pochwalić trzeba wszystkim ludzi o lokacji i szeroko pojętego artyzmu graficznego. To, co nawyczyniali z Adventure Game Makerem przechodzi istne pojęcie! Cyberpunk wylewający się hektolitrami z ekranu tworzy niesamowity, brudny i wyniszczony wojną, nastrój i pozwala się poczuć niczym jeden z tych robotów zamieszkujących Metropol – ogromną aglomerację zbudowaną na szczątkach dawnego, ludzkiego miasta. Fabuła bowiem przedstawia losy dwóch cyborgów, Horatia Nullbuilt i jego kompana, Crispina. Światem zawładnęły właśnie inteligentne maszyny, a Horatio i Crispin znaleźli się w niekorzystnym położeniu – nie wadząc nikomu, w spokoju i nieskrępowanej wolności, w wolnych chwilach czytając sagę pt. „The Book of Man”, zostają napadnięci przez nieznanego stwora, który bezpardonowo ograbił ich samych i statek, gdzie zamieszkiwali ciesząc się niezależnością, ze źródła energii. Nie godząc się z takim stanem rzeczy zabawny duet rusza przez pustkowia, by odnaleźć żartownisiów i odebrać im skradzione mienie. Początkowo banalne zadanie przeradza się w coś trudniejszego oraz głębszego zarazem. W międzyczasie postacie napotykają inne roboty, rozmawiają z nimi, dzielą się własnymi przemyśleniami. A tematy poruszane (nie tylko z pozostałymi NPC-tami) są naprawdę przeróżne – od komentarzy o aktualnych poczynaniach, przez żarty Crispina, po refleksje na temat istoty życia i egzystencji. Sprawia to, iż kilka chwil po rozpoczęciu zabawy para bohaterów wkupiła się w moje gusta i spowodowała niekontrolowanych odruch typu: „jej, ale fajni – lubię ich!”, co naturalnie jest bardzo pozytywne.
Nastrojowy jest również soundtrack – utrzymany w identycznych klimatach, bardzo „metaliczny”, genialny! Jeden z najjaśniejszych punktów Primordii nie zawodzi i tworzy niesamowicie charakterną atmosferę, wręcz przygnębiającą i depresyjną. Co jak co, ale oglądanie wyniszczonej i kompletnie zardzewiałej Matki Ziemi potrafi doprowadzić do nienajlepszego nastroju. Wielki pozytyw, tym bardziej, że większość dzisiejszych przygodówek to przekolorowane do bólu słodkie historyjki, z nie mniej kolorowymi lokacjami i takimi samymi postaciami. Dzieło Wadjet to miła odmiana!
O ile styl graficzny to liga światowa, o tyle technologicznie tytuł stoi bardzo nisko – rozdzielczość, w jakiej hula, to okropne 640x480, a dookoła widać pixele wielkości orzechów. Jednak cóż po tym, jeśli taki miał być zamiar, a sama gra to świadome działanie, aby powstało coś na modłę klasyków z ostatniej dekady XX wieku? Nic, albowiem wszystko elegancko się ze sobą komponuje! Choć, co prawda, nie każdemu taka stylistyka może przypaść do gustu, więc lojalnie ostrzegam – na Primordii możecie się w tym aspekcie przejechać.
Ostatni akapit w pełni poświęcę na zagadki: niebanalne, ale także niezbyt trudne. Jedyne co w tej produkcji kłuło mnie w oczy (a raczej w mózg), to lekko nierówny poziom zaawansowania łamigłówek – zagwozdka niekiedy potrafi nas przypiąć do muru, powodując nieprzyjemny tik powodujący łączenia wszystkiego ze wszystkim. Program nie ułatwia także zadania w związku z odnajdywaniem interaktywnych elementów – jak oldschool, to oldschool, brak jest poświetlania/kreślenia owych interaktywnych elementów. Sami musimy doszukiwać się, co podnieść i gdzie kliknąć. Na szczęście twórcy nie pozwolili, aby gracze męczyli oczy nadmiernym wytężaniem wzroku doszukując się jednego pixela powodującego możliwość wejścia z nim w interakcję (co-co-combo! X3!).
Na zakończenie powiem tylko, że Primordia to gra z tego rodzaju, w którą powinniście zagrać – nie musicie, bo archaiczne z dzisiejszego punktu widzenia mechanizmy mają prawą odstraszyć co niektórych, aczkolwiek fani przygodówek z całą stanowczością winni spróbować. Tyle smakowitego mięska w jednym daniu już dawno nie widziałem.