Zawadiacki kosmiczny podróżnik Ratchet i jego wierny kompan robot Clank to bez wątpienia jedni z najsympatyczniejszych bohaterów w historii gier. Ich przygody śledziliśmy w wielu świetnych odsłonach serii Ratchet & Clank, która z z czasem niestety straciła na popularności. Przyczyn pewnie można upatrywać w tym, że w pewnym sensie skończyła się era „konsolowych maskotek” i sympatyczny plusz zastąpiły pulsujące muskuły Marcusa Feniksa. Charakterystyczny klucz dzielnego Lombaxa pokrył się kurzem. Na szczęście firma Sony i studio Insomniac postanowiły przypomnieć uniwersum niedawną grą, która okazała się naprawdę niezła, a także pełnometrażowym filmem animowanym, opowiadającym podobną historię zawiązania się przyjaźni Ratcheta i Clanka.
Jak jest z ekranizacjami gier wszyscy dobrze wiemy – przed seansem niemal każdej z nich trzeba podpisać dokument, że czynimy sobie krzywdę na własne życzenie. Kiepskie scenariusze, fatalne wykonanie, bezsensowne nawiązania do materiału źródłowego – problemy można by mnożyć, ale w przypadku Ratcheta i Clanka byłem jednak podekscytowany. „To nie może się nie udać, bo przecież sama gra jest jak film” - kołatało mi się w głowie. Rzeczywiście filmowy Ratchet i Clank jest jak „ta gra, która była jak film”, chociaż w kwestii jego oceny wiele zależy od jednego prostego czynnika. Tego, ile godzin spędziliście na wspólnych przygodach z tytułowymi bohaterami.
Pierwsza odsłona przygód Ratcheta i Clanka trafiła na PlayStation 2 w 2001 roku. Przez czternaście lat, które minęły od debiutu sympatycznych bohaterów, związana z nimi seria rozrosła się do gigantycznych rozmiarów. Jako fan marki, który do tej pory dość niewprawnie trzymał rękę na pulsie, mam więc w tym momencie spore zaległości.
Ratchet Gladiator z PlayStation 2 to jeden z moich ulubionych shooterów TPP. Uwielbiam bohaterów poprzedniej generacji, z Jakiem, Sly’em i Ratchetem na czele i naprawdę się ucieszyłem z portu tej pobocznej, lekko niedocenianej odsłony przygód dzielnego Lombaxa.
Rachet & Clank trudno wpisać w jeden konkretny gatunek. Pierwsza odsłona była jeszcze połączeniem platformówki ze strzelanką, ale każda kolejna przesuwała tę granicę w stronę coraz większej liczby starć na wymyślne bronie z kolejnymi rzeszami nieprzyjaciół. Po kilkunastu godzinach spędzonych przy pierwszej części z dużymi nadziejami podchodziłem do kontynuacji.
Spodziewałem się kolejnych ciekawych gadżetów, zmyślnych modyfikacji dla Clanka i jak zwykle zakręconych projektów broni. Tym się wszak pierwsza część wyróżniała w czasach, gdy platformówki 3D jeszcze jakoś się trzymały. Poza tym, liczyłem na klasyczną strzelankę z elementami zręcznościowymi. I to w sumie wszystko. Spodziewałem się, że może jeden czy dwa razy autorzy mnie czymś zaskoczą, ale summa summarum będzie to po prostu klasyczna druga część świetnej gry.