Hollywood coraz chętniej bierze się za ekranizowanie gier komputerowych. Przeniesienie dzieł wirtualnej rozrywki może jednak sprawić wiele problemów. Oto kilka przykładów gier, na których filmowe adaptacje czekamy już wiele lat.
Tekst zawiera spoilery
Koniec roku 2007 przyniósł nam wiele dobrych shooterów. Crysis wciąż wygląda obłędnie, a po dodaniu kilku łatek jest wciąż na podium najpiękniejszych gier w historii. Unreal Tournament 3 przegrał wielką batalie wieloosobową z Call of Duty, choć oferował o wiele więcej. Timeshift pozwolił nam zabawić się nieco odmiennie z czasem. W cieniu tych produkcji pojawił się gra Kane & Lynch: Dead Men, która zdobyła wielu zwolenników.
Stawiam żołędzie przeciwko dolarom, że gdyby Kane & Lynch: Dead Men nie miał dramatycznej, mocnej fabuły, a przede wszystkim jednego z najlepszych duetów bohaterów w historii gier, niewiele osób zainteresowałoby się takim sobie trzeciosoobowym shooterem od twórców Hitmana. Debiutujący niespełna trzy lata później sequel obiecywał znacznie większe dopracowanie, lecz powinien skupić się wyłącznie na jednym haśle reklamowym: „Jeszcze bardziej Taki Sobie!” – bowiem to akurat spełnił w 100%.
Kilka lat temu jedną z najgłośniejszych kampanii reklamowych była akcja promocyjna poświęcona grze Kane & Lynch: Dead Men. Jej wydawcą była firma Eidos, a więc trzeci tydzień z rzędu przyglądamy się ich produktom. Ta strzelanka TPP traktowała o parze przestępców, z których jeden pracował w przeszłości jako najemnik, a drugi cierpiał na schizofrenię. Już ze wstępnych informacji wynikało, że gra będzie miała mocny klimat i nie ma mowy o przebieraniu w środkach.
W związku z tym wydawca postanowił nie patyczkować się i wypuścił dosadne reklamy. Jedną z nich możecie zobaczyć poniżej: