"People will read that the front line was Hell. How can people begin to know what that one word - Hell - means."
Wielka Wojna jest fascynująca. Ciężko naprawdę przejść obojętnie obok tak gigantycznego wydarzenia. Czytałem wiele o tym konflikcie, ale za każdym razem gdy wydaje mi się, że coś zrozumiałem, to nagle zjawia się fala osłupienia, pozostawiająca mnie oniemiałym. Militarne operacje z okresu 1914-1918 stworzyły warunki, które w wielkim skrócie można nazwać piekłem na ziemi, ale o tym może później. Niewiele gier zostało osadzonych w realiach Wielkiej Wojny ( przypominam sobie Necrovision i krótki epizod w Daturze), ponieważ ten konflikt został zupełnie zaćmiony (zresztą nie tylko w grach…) przez II Wojnę Światową, choć wielu ludzi uważa, że blitzkrieg był tylko kontynuacją (w szerszym rozrachunku) katastrofalnych wydarzeń, które miały miejsce w 1914 roku. Zresztą bardzo ciężko byłoby stworzyć grę w realiach Wielkiej Wojny, która zadawalałaby szersze (komercyjne) grono graczy. Niewielu ludzi chciałoby spędzić lwią część rozgrywki na nasłuchiwaniu nadlatujących pocisków artyleryjskich w okopie zalanym przez gęste błoto. Dlatego też Wielka Wojna niezbyt dobrze „pożycza” się shooterom, które raczej są esencją dzisiejszego przemysłu „growego”. Valiant Hearts, to strzał w dziesiątkę jeżeli idzie o gatunek, ale na tym zalety tej plastycznej przygodówki się nie kończą. Produkcja Ubisoft Montpellier jest wspaniałą i delikatną elegią dla wszystkich ofiar jak i uczestników tego obłąkanego konfliktu. Poza tym mamy wspaniałą okrągłą rocznicę, więc chyba nie ma lepszego czasu, aby zapoznać się nieco bardziej z I Wojną Światową.
Valiant Hearts zapowiadało się unikatowo - oryginalny i rzadko eksploatowany w grach fragment historii, piątka intrygujących bohaterów i przepiękna oprawa graficzna korzystająca z dobrodziejstw czarodziejskiego silnika Ubi-art. Spodziewać mogliśmy się dobrej gry opowiadającej świetną historię, a dostaliśmy... świetną grę opowiadającą tylko dobrą historię. Valiant Hearts wzrusza i bawi, ale jedno i drugie robi w zasadzie na pół gwizdka. Mimo wszystko, zagrać trzeba - to jedna z tych gier, o których szybko nie zapomnicie.
30 lipca, 1914
Cholera, jak to wszystko szybko się dzieje. Czytałem niedawno w gazetach o postępujących niepokojach gdzieś daleko, w Afryce, tymczasem już bębnią o zapowiadanej pełnej mobilizacji i za tydzień pewnikiem poszedłbym w kamasze! Fart mnie jednak nie opuszcza i gdy tylko z rana wyszedłem na ulicę napotkałem paczkę wspaniałych ludzi uganiających się za przyjaźnie wyglądającym czworonogiem. Dwóch żołnierzy (chociaż jeden to nie wygląda!) i pielęgniarkę. Młodą i miłą. Podobno ktoś im się zgubił, a dodatkowa para rąk i nóg się przyda.
No to ku przygodzie!
14 sierpnia, czyli w środę, na PSN i XBL trafiło demo gry Rayman Legends. Było ono wcześniej dostępne na WiiU, jednak wreszcie trafiło do szerszego grona. Premiera samej produkcji zbliża się wielkimi krokami i prawdę powiedziawszy nie czekałem na nią aż tak bardzo. Moją uwagę w sierpniu przykuło kilka innych tytułów, jednak stwierdzam teraz, iż był to błąd. Po obadaniu demka nowych przygód Raymana, jestem gotów wydać na nie każde pieniądze. Najzwyczajniej w świecie jest to genialna platformówka!