"People will read that the front line was Hell. How can people begin to know what that one word - Hell - means."
Wielka Wojna jest fascynująca. Ciężko naprawdę przejść obojętnie obok tak gigantycznego wydarzenia. Czytałem wiele o tym konflikcie, ale za każdym razem gdy wydaje mi się, że coś zrozumiałem, to nagle zjawia się fala osłupienia, pozostawiająca mnie oniemiałym. Militarne operacje z okresu 1914-1918 stworzyły warunki, które w wielkim skrócie można nazwać piekłem na ziemi, ale o tym może później. Niewiele gier zostało osadzonych w realiach Wielkiej Wojny ( przypominam sobie Necrovision i krótki epizod w Daturze), ponieważ ten konflikt został zupełnie zaćmiony (zresztą nie tylko w grach…) przez II Wojnę Światową, choć wielu ludzi uważa, że blitzkrieg był tylko kontynuacją (w szerszym rozrachunku) katastrofalnych wydarzeń, które miały miejsce w 1914 roku. Zresztą bardzo ciężko byłoby stworzyć grę w realiach Wielkiej Wojny, która zadawalałaby szersze (komercyjne) grono graczy. Niewielu ludzi chciałoby spędzić lwią część rozgrywki na nasłuchiwaniu nadlatujących pocisków artyleryjskich w okopie zalanym przez gęste błoto. Dlatego też Wielka Wojna niezbyt dobrze „pożycza” się shooterom, które raczej są esencją dzisiejszego przemysłu „growego”. Valiant Hearts, to strzał w dziesiątkę jeżeli idzie o gatunek, ale na tym zalety tej plastycznej przygodówki się nie kończą. Produkcja Ubisoft Montpellier jest wspaniałą i delikatną elegią dla wszystkich ofiar jak i uczestników tego obłąkanego konfliktu. Poza tym mamy wspaniałą okrągłą rocznicę, więc chyba nie ma lepszego czasu, aby zapoznać się nieco bardziej z I Wojną Światową.
W grze śledzimy losy kilku postaci i bardzo często będziemy zmieniać perspektywę, co jest bardzo skutecznym i prostym zabiegiem, dzięki któremu zwiedzimy całkiem spory odcinek frontu. Warto przyjrzeć się bliżej bohaterom tej opowieści, bo w pewnym sensie ukazują oni szerokie spektrum „motywacji”, które towarzyszyło uczestnikom tej wojny. Emil (francuski chłop), Karl (Niemiec mieszkający we Francji, zięć Emila), Freddy ( ochotnik z USA, noszący w sobie osobistą zemstą), Anna (sanitariuszka z Belgii poszukująca swojego ojca) i Walt (pies, którego obecność przypomina nam o często zapominanym aspekcie tego konfliktu – o tytanicznym udziale zwierząt w tej wojnie). Muszę przyznać, że scenarzyści stworzyli tkliwą (nie sztucznie łzawą) historię, która wspaniale zazębia się z realiami I Wojny Światowej. Zwiedzimy legendarne miejsca Wielkiej Wojny: Verdun, Somma, Marna, Ipr, Fort Douaumont, Voquais. Będziemy również częścią bardziej prozaicznych zdarzeń, które prezentują Wielką Wojnę „od kuchni”: mobilizacja, porzucenie cywilnego życia, podróż na front, kopanie podziemnych tuneli, przyrządzanie posiłków, opatrywanie rannych, życie w obozach jenieckich, wpływ działań wojskowych na ludność cywilną, przechylanie zwycięstwa przez zaawansowaną technologie. W lokacjach zostały poukrywane przedmioty codziennego użytku z okresu Wielkiej Wojny. Po ich odnalezieniu zostajemy nagrodzeni krótką notką, wyjaśniającą historyczne przeznaczenie danego przedmiotu (a czasem nawet jak funkcja danego przedmiotu zmieniała się wraz z rozwojem działań militarnych). Gwizdek oficera, bagnety, pierścionki z łusek, modele nieśmiertelników, chałupnicze zapalniki, autentyczne listy. Te wszystkie drobiazgi są przedstawione w intymny sposób, dzięki któremu możemy lepiej zrozumieć sytuację żołnierzy. W pewnym sensie ja nie dowiedziałem się niczego nowego, ponieważ przeczytałem całkiem sporo na ten temat, ale osoby odpowiedzialne za „merytoryczność” Valiant Hearts wywiązały się ze swojego zadania niemal doskonale i stworzyły bardzo dobrą historię; zwłaszcza finał, bo przypomina o zupełnie zapomnianym aspekcie tej wojny.
Ciężko nie pochwalić grafików, bo Valiant Hearts wygląda bardzo pięknie. Czapy śniegu opadające z karłowatych wierzb podczas ostrzału artyleryjskiego, panorama Paryża z plamami okiennego światła i łuną elektryczności, tatarak kołyszący się nad stawem podczas gwieździstej nocy, zielonkawe niebo pod Ipr i Voquais, nikły blask świec i delikatne pohukiwanie kilofa pod ziemią, czarny kontur drzewa oblepiony ciemnozielonym bluszczem, zniszczone fortyfikacje, flary oświetlające noc tworzą nawiedzony poblask, ołowiowe niebo nad Sommą, linie drutu kolczastego odgradzające nas od spokojnej wioski, ostry sierp księżyca, pożar sterowca, zdewastowana katedra w Reims, piękno szczupłych, barwnych kamienic obrócone w gruzowisko kolorowego tynku. Można by wymieniać całkiem długo. Trzeba przyznać, że sama oprawa wizualna ma coś wspólnego z atmosferą wojny – tęsknota za utraconym (pejzaże) przemieszana ze zmęczeniem (okopy) i bezsilną desperacja, która kończy się przerażającą śmiercią (ziemia niczyja). Można przejść Valiant Hearts dla samego plastycznego piękna, to jest chyba jedna z tych gier.
Dzieło Ubisoft Montpellier może rozpocząć ciekawy trend. Oczywiście mam na myśli gry przygodowe w realiach historycznych użyte w celach dydaktycznych ( może takie produkcje będą pojawiać się przy okrągłych rocznicach wielkich wydarzeń?). Valiant Hearts jest świetną „lekturą” dla młodszych odbiorców, która może ich wprowadzić w realia Wielkiej Wojny w interesujący i plastyczny sposób. I właśnie tutaj natrafiam na jedyną wadę tej gry; jest zbyt delikatna, pozbawiona makabrycznej brutalności, strzępów ludzkiego ciała unoszących się na tafli błota. Jak już pisałem wcześniej, postanowiłem przeczytać trochę anglojęzycznej klasyki historiografii i jeden cytat ciągle do mnie powracał i nie pozwolił mi na zwyczajny tekst.
„Most historians today depart from traditional practice of omitting casualty figures. What was once left out for respect of the dead, and to avoid any indecent hint of criticism or questioning sacrifices they made, is now included in order to illuminate the magnitude of the horror men faced. By citing numbers historians begin the process of turning back towards describing what war was really like. […] The problem historians encounter with casualties figures however, especially the astronomical numbers dead and wounded in XX century wars, is that numbers have numbing quality to them, although shocking to read initially, they quickly lose descriptive effectiveness as mind fail to grasp horror and the abstract. In order to do historical justice to combat on the ground therefore it is necessary to go beyond the numbers, to the gruesome eyewitness accounts shaking off criticism that to go there is grotesque. The Great War can only be fully understood if all it’s aspects are exposed”. Eric Dorn Brose
Lubię historie. Daje dystans do rzeczy. Chyba największą przeszkodą w zrozumieniu przeszłości jest to, iż my znamy przyszłość poprzednich pokoleń. Całkiem oczywiste, prawda? Możemy spoglądać na wybrany odcinek czasu i zrozumieć panującą w nim politykę, zależności gospodarcze, strefy wpływu, konflikty, rozejmy i sojusze. Ludzie przeszłości nie widzą tego, co my uważamy za oczywiste. Ich wzrok utkwiony jest w ciemnej, nieprzeniknionej mgle pełnej potencjalnych możliwości i niespodzianek, jaką jest przyszłość. Być może za dwa pokolenia wielu będzie rwać włosy z głowy i zastanawiać się nad krótkowzrocznością obecnej generacji. Warto o tym pamiętać zwłaszcza podczas studiowania gigantycznych wydarzeń historycznych. Ciężko przejść obojętnie obok I wojny światowej, ponieważ ten konflikt odmienił prawie wszystko i skierował następne pokolenia na całkiem szalone tory. Nie mam zamiaru tutaj opisywać działań militarnych bądź skomplikowanych relacji dyplomatycznych, które doprowadziły do wybuchu tej rzezi (choć prawdopodobnie ta wiedza pomoże w odbiorze tekstu), ale chyba jakiś wstęp musi powstać.
To nic... .
Europa od Wojen Napoleońskich nie doświadczyła wielkich konfliktów. Mieliśmy serie pomniejszych potyczek, które nie szokowały niesłychanymi stratami w ludziach (nie licząc Wojny domowej w Stanach Zjednoczonych). Warto jednak wspomnieć, że konflikty bywały brutalne, zwłaszcza w koloniach. Wielka Brytania będzie miała trochę niechlubnej historii w tym czasie. Podczas Wojen Burskich pojawią się pierwsze obozy koncentracyjne, a Powstanie Sipajów zostanie bezlitośnie stłumione (Brytyjczycy będą przywiązywać powstańców do luf armat, chyba nie muszę mówić, co dzieje się dalej). Do tego można jeszcze dodać podzielenie Afryki od linijki, bez względu na różnice plemienne i religijne – rezultaty widzimy do dziś. Wojna francusko-pruska szybko kończy się miażdżącym zwycięstwem Prusaków pod Sedanem i następuje Belle Epoque. Powszechnie uważa się, że krokiem milowym w historii tej planety jest XX stulecie, ale to XIX wieku wszystko przyśpiesza po raz pierwszy. Rozwój nauki, przemysł chemiczny, powstanie współczesnych fabryk (!), ogólnodostępna prasa, coraz mniejsze wpływy religii na wolny rynek i decyzje polityczne, a przede wszystkim maszynizacja rolnictwa, która pozwoliła na niespotykany do tej pory rozrost populacji – 1650 milionów ludzi u progu XX wieku. Mieszkańcy Europy Zachodniej, to w większej mierze klasa średnia i robotnicy, których łączy w pewnym sensie globalizacja tamtych czasów, czyli mieszczaństwo. Poprzednie zdanie może wydawać się bardzo głupie, więc śpieszę z wyjaśnieniem. Większość ludzi w Europie od 1871 roku (nawet wcześniej, ale przyjmijmy jako koniec wspomnianej wojny) roku zaczyna żyć „współcześnie”. Tworzą się wtedy rutyny społecznego życia i konsekwencje wynikające z nich: picie kawy, poranna prasa, podróż do pracy, nadmiar wolnego czasu, zaściankowa moralność, poczucie bezpieczeństwa i optymizm. Po niebie szybują gigantyczne sterowce, żegluga morska przeżywa renesans, elektryfikacja powoli zaczyna się wyłaniać z mroku dziejów, Wielka Brytania staje się finansowym mocarstwem. Poczucie bezpieczeństwa zostanie lekko zachwiane przez wybuch wojny rosyjsko-japońskiej w 1905 roku. 120 000 martwych i 300 000 rannych żołnierzy, ofiary wśród cywili są nieznane. Takie liczby robią już wrażenie. Zaczynają się pojawiać odosobnione głosy, wieszczące wojnę, która może trwać od pięciu do trzydziestu lat. Ivan Bloch i Fryderyk Engels mówią o konflikcie mogącym pochłonąć dziesiątki milionów istnień. Według nich cały układ sił w Europie się zmieni, wielkie mocarstwa upadną i „inicjatywę ustawodawczą” przejmie klasa robotnicza (według Engelsa, przepowiednia spełni się w połowie, ale lud „odzyska” władzę w pewnym zimnym państwie). Któż mógł słyszeć pojedyncze głosy nic nie znaczących intelektualistów? Wiedeński walec przetaczał się przez austriackie salony, kobiety szczypały malutkie kawałki czekoladowego tortu srebrnymi widelczykami, Franciszek Ferdynand szykował się do wyjazdu do Sarajewa, a organizacja „Czarna Ręka” szkoliła swoich podkomendnych. „Tak, kochanie. Niebieska tunika będzie wspaniała”. „Z czym chcesz tą kanapkę?”. Jak na ironię losu – Franciszek Ferdynand był bardzo rozważnym politykiem, który wiedział, że musi całkiem szybko zwiększyć autonomię w swoim wielonarodowym imperium. Ostatnie słowa spadkobiercy cesarstwa brzmią: „To nic”.
Całkiem długo zastanawiałem się jak ma wyglądać ten tekst. Interesuje mnie ludzkie doświadczenie w ekstremalnych sytuacjach, a chyba nie ma bardziej ekstremalnego doświadczenia niż walka w okopach podczas Wielkiej Wojny. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, w których znajdowali się ci żołnierze. Nie mówiąc już nawet o tym, że prawdopodobnie nie podołałbym osobiście wyzwaniu, które rzuciła historia milionom ludzi w 1914 roku. Historia zepsuła dla mnie zupełnie fikcję, bo wydarzyła się naprawdę i ludzie, którzy w niej uczestniczą są nami, tylko w innym kostiumie. Jeżeli potencjalny czytelnik jest wrażliwy, to odradzam czytania dalej tekstu.
Ostrzał artyleryjski
Nad ostrzałem artyleryjskim musimy zatrzymać się dłużej, bo jest on odpowiedzialny za 70% wszystkich strat podczas I Wojny Światowej. Trzeba również pamiętać, że ostrzał na taką skalę już nigdy się nie powtórzy (być może pod Stalingradem albo Łukiem Kurskim coś podobnego się wydarzyło)! Pozostała na tym łez padole tylko garstka ludzi, która rozumie, co to znaczy naprawdę. Ernst Jünger był niemieckim żołnierzem na froncie zachodnim i jego dziennik („W nawałnicy żelaza”1920 rok) stał się pierwszym świadectwem tej wojny. Niezwykły i wymykający się szufladkowaniu dziennik i jedna z ważniejszych książek XX wieku. Jüngera bardzo często pytano czy można porównać do czegoś ostrzał artyleryjski. Oto jego odpowiedź
“It’s an easier matter to describe these sounds than to endure them, because one cannot but associate every single sound of flying steel with the idea of death, and so I huddled in my hole in the ground with my hand in front of my face, imagining all the possible variants of being hit. I think I have found a comparison that captures the situation in which I and all the other soldiers who took part in this war so often found ourselves: you must imagine you are securely tied to a post, being menaced by a man swinging a heavy hammer. Now the hammer has been taken back over his head, ready to be swung, now it’s cleaving the air towards you, on the point of touching your skull, then it’s struck the post, and the splinters are flying — that’s what it’s like to experience heavy shelling in an exposed position”.
Rekruci, którzy jeszcze nie doświadczyli “kontaktu z frontem”, zaczęli pisać o dziwnym zjawisku nazwanym „drumfire” albo „trommelfeuer”. Nawałnica pocisków jest tak intensywna, że żołnierze przyrównują ją do częstotliwości z jaką bębniarz wybija rytm (drumroll) na bębenku, ale to nie koniec! Czasem „burza stali” osiąga niemalże obłąkańczą intensywność podczas której nie ma już przerw pomiędzy indywidualnymi działami – wszystko zazębią się w jeden piekielny ryk, a uspokaja się zaledwie do poziomu „drumfire”. Właśnie taki ostrzał będzie miał miejsce pod Verdun i Sommą ( jest więcej takich „potyczek”). Na niemieckie okopy pod Sommą w ciągu sześciu dni spadnie od 1 500 000 – 2 000 000 pocisków artyleryjskich. Podczas dziesięciomiesięcznego oblężenia na Verdun spadnie około 60 000 000 pocisków. We Francji dalej jeszcze czyści się tereny z niewybuchów i ludzie giną od nich do tej pory. Jeżeli ktoś poszuka, to odnajdzie całkiem sporo ciekawych statystyk; ilość pocisków na metr kwadratowy, strzały na sekundę, ilość dział itd. . Oto relacja anonimowego żołnierza z Verdun:
“There is nothing as tiring as the continuous, enormous bombardment as we have lived through, last night, at the front. The night is disturbed by light as clear as if it were day. The earth moves and shakes like jelly. And the men who are at the frontline, cannot hear anything but the drumfire, the moaning of wounded friends, the screams of hurt horses, the wild pounding of their own hearts, hour after hour, day after day, night after night”
Henri Brialmont, twórca fortów w Liège i Namur, obiecywał, że umocnienia wytrzymają ostrzał z każdego znanego im działa. Forty zostały zbudowane w 1880 roku. W czeluściach bunkrów czaiło się 400 dział, z których największymi były haubice o kalibrze 210 mm. Wyobraźcie sobie, że każdy fort ma stalowe wieże z reflektorami, które można schować pod ziemię! Linia Mozy zdawała się nie do przejścia. Niemcy jednak mieli antidotum na tak zaawansowane fortyfikacje. W fabrykach Skody w 1910 roku stworzono 305 mm moździerz, który można było złożyć w 40 minut! Działo miało zasięg 10 km i było bardzo mobilne, mogło przebyć nawet 30 kilometrów dziennie. W zakładach Kruppa w Essen powstało największe działo jakie widział świat. Moździerz miał kaliber 420 mm, wraz z łożem i mechanizmami mierzył siedem i poł metra długości, ważył 90 ton, strzelał metrowymi pociskami o wadze ponad 800 kg, posiadał zasięg 15 kilometrów i wymagał 200 ludzi do obsługi! Ekipa, gdy chcę oddać strzał, musi oddalić się od działa na kilkaset metrów, włożyć watę do ust i uszów. Haubica jest odpalana elektrycznie i ekipa musi mieć otwarte usta podczas strzału, ponieważ bębenki mogą im popękać! Dla perspektywy - największe działo znane do tej pory, to brytyjskie działo okrętowe (!) 343 mm. Chyba wszyscy się domyślają jaki los spotkał forty.
„Okaz działa tak kolosalnych rozmiarów, że nie mogliśmy wprost uwierzyć własnym oczom. Potwór ten posuwał się naprzód w dwóch częściach, ciągnięty przez 36 koni. Jezdnia drżała. Tłum stał oniemiały z przerażenia na widok tego fenomenalnego urządzenia.[…]. Słonie Hannibala nie mogły bardziej zdumieć Rzymian! Towarzyszący działu żołnierze maszerowali sztywno z prawie religijnym nabożeństwem. W parku d’Avroy zostało starannie zmontowane i skrupulatnie nastawione na cel. Wówczas nastąpiła eksplozja. Tłum został odrzucony w tył, ziemia drżała jak podczas trzęsieni, a wszystkie szyby w okolicy wyleciały”. Celestine Demblon
Pamiętajcie też, co taki ostrzał robi z otoczeniem i moralami armii. W późniejszych okresach (1916 rok wzwyż) żołnierze będą chować się coraz głębiej pod ziemie. Po wyjściu na powierzchnie przywita ich pustkowie, krajobraz jaki możemy zobaczyć na księżycu. Bardzo często ci nieszczęśnicy (chociaż mają i tak więcej szczęścia niż lwia część piechoty w marnych okopach, gdzie nic ich nie chroni, a sytuacja jest jeszcze gorsza, ale o tym później) będą uwięzieni pod ziemią kilkanaście dni przez burzę stali, co oznacza wiele nieprzyjemnych rzeczy. Gdzie żołnierze będą załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne (tysiące ludzi w podziemnych bunkrach i tunelach), jak dostarczyć żywność, wodę pitną, amunicję, jak wydostać rannych, gdzie pochować martwych? Powoli zaczynają się problemy z psychiką żołnierzy i to właśnie artyleria będzie miała na nią miażdżący wpływ
“I shall not easily forget those long winter nights in the front line. Darkness fell about four in the afternoon and dawn was not until eight next morning. These sixteen hours of blackness were broken by gun flashes, the gleam of star shells and punctuated by the scream of a shell or the sudden heart-stopping rattle of a machine-gun. The long hours crept by with leaden feet and sometimes it seemed as if time itself was dead.” F. Noakes
Battle of the Frontiers
“To die from a bullet seems to be nothing; parts of our being remain intact; but to be dismembered, torn to pieces, reduced to pulp, this is the fear that flesh cannot support and which is fundamentally the great suffering of the bombardment.”
Zanim jednak dojdziemy do okopów i makabry związanej z życiem w nich, to warto pamiętać, że wojna pozycyjna nie naradziła się od razu. Konflikt rozpoczyna się w naprawdę szalonym stylu. Wszystkie mocarstwa biorą w nim udział od razu: Francja, Niemcy, Austro-Węgry, Rosja, Wielka Brytania (trochę później). Miliony ludzi zostaje powołanych pod broń w relatywnie krótkim czasie. Większość żołnierzy jest przepełniona euforią i praktycznie nikt nie protestuje. Cesarz Wilhelm powie swoim żołnierzom: „Wrócicie do domu zanim spadną liście”. Pamiętacie określenie „dziwna wojna”? Podczas I Wojny Światowej nie uświadczycie czegoś takiego, walki toczą się niemal nieustannie i armie nie przerywają kontaktu ze sobą. Być może najbardziej szokującą „ciekawostką” tego wczesnego okresu jest to, że żadna z tych armii nie będzie miała hełmów (pickelhaube nie broni przed szrapnelem)! Pomyślcie o tym chwilę - setki tysięcy ludzi zginie przez ten błąd. Mały kamień rozpędzony od pocisku artyleryjskiego, lasy przerobione na śmiercionośne drzazgi, szrapnel dziesiątkujący tych biednych ludzi. Rosyjska armia nigdy nie otrzyma hełmów. Francuzi pójdą na tą wojnę w czerwonych spodniach (raj dla snajperów), oficerowie będą nosić białe rękawiczki i szable o pozłacanym koszu. Wojskowi wciąż myślą, że kawaleria odegra jakąś kluczową rolę, ale bardzo szybko konie będą używane do transportu. Armia francuska nie będzie mieć zbyt wiele ciężkiej artylerii (małe działa 75mm, które czasem nie będą mogły sięgnąć niemieckiej artylerii), a jej dowódcy będą niemalże fanatycznie oddani ofensywie za wszelką cenę i to będzie ich kosztować całkiem sporo. Działanie militarne zwane „Battle of the Frontiers” ciągną się od wschodniej granicy francuskiej aż do południowej granicy belgijskiej i są zderzeniem XIX wiecznej taktyki i strategii z XX wiecznymi maszynami wojny. Rzeź była niewiarygodna, tylko 22 sierpnia zginie w polu 27 000 Francuzów, pod koniec miesiąca ta liczba wzrośnie do 75 000! Dane na temat rannych i zaginionych zawsze będą się różnić i każdy będzie wskazywał na różne dokumenty, więc przyjmijmy dane Churchila. Od 5 sierpnia do 5 września straty francuskie wynoszą 329 000 (zabici, ranni i zaginieni), brytyjskie 30 000. Niemieckie straty od sierpnia do listopada wynoszą 677 440. W tym samym niemalże czasie toczą się walki na froncie wschodnim. Od kwietnia do sierpnia trwają zażarte walki w okolicach Gorlic i Tarnowa, gdzie Rosjanie tracą 1 000 000 ludzi i kolejny 1 000 000 trafia do niewoli. Dodajmy do tego bitwę pod Tannenbergiem i Naroczem. Paul von Hindenburg i Erich Ludendorff zniszczyli zupełnie Rosję. Ten duet zaważy nad historią tej planety i dalszymi losami Rosji. Jak można nie załączyć słynnego cytatu Hindenburga:
“In the account book of the Great War the page recording the Russian losses has been ripped out. The figures are unknown. Five millions, or eight? We ourselves know not. All we know is that, at times, fighting the Russians, we had to remove the piles of enemy bodies from before our trenches, so as to get a clear field of fire against new waves of assault”.
Wyobrażacie to sobie? Ludzie tego okresu nie mają nawet tych strat do czegoś porównać. Wśród żołnierzy zaczyna się zwolna rodzić cynizm, a wielu historyków i badaczy kultury twierdzi, że właśnie tutaj kończy się XIX wiek, ale te straty w ludziach to dopiero początek. Postawmy się w sytuacji Francuzów kiedy stracili jednego dnia 27 000 żołnierzy. Jak będzie wyglądał kolejny dzień? Tydzień? Miesiąc? Rok? Niekompetencja francuskich generałów jest porażająca. Co to wszystko znaczy dla przeciętnego żołnierza na początku wojny?
„Walczyłem cały dzień, zostałem raniony kulą, która przebiła mój chlebak, przeszyła płaszcz, drasnęła pierś i utkwiła w dłoni. Pokazałem kulę memu przyjacielowi, Marcelowi Loiseau, po czym włożyłem ją do portfela. Walczyłem dalej, póki Loiseau nie dostał w nogę i póki nie ujrzałem mojego porucznika obalonego przez kulę. Walka trwa, wielu moich przyjaciół leży wokół mnie zabitych lub rannych. Około trzeciej po południu, gdy strzelałem do wrogów w okopie odległym mniej więcej o 200 metrów, w lewy bok trafiła mnie kula. Poczułem straszliwy ból, jakbym miał złamaną kość. Kula przeszyła całe moje ciało, przez miednice, i utkwiła nad kolanem. Niemal natychmiast ogarnęła mnie gorączka. Wokół mnie kule wciąż padały gęsto, mogłem oberwać, dlatego starałem się ze wszystkich sił odpełznąć do dołka, więc trudno było o ulgę. Walka dobiega końca: moi towarzysze wycofali się, a my, ranni, zostaliśmy bez opieki, umierając z pragnienia. Cóż za okropna noc! Tylko więcej strzelania, każdy jęk rannego powodował wznowienie ognia. Teren omiatały karabiny maszynowe, nad głową latały mi kule, lecz nie mogły dosięgnąć mnie w dołku. Pragnienie staje się torturą. W cierpieniu wspominam rodziców, zwłaszcza matkę, wspominam, jak byłem dzieckiem i ciężko chorowałem. Nie tylko ja myślałem o matce, gdyż słyszałem, jak ranni i umierający wzywają swe Maman”. Szeregowy Désiré Renault, 3. batalion, 77. Pułk Piechoty
Désiré Renault będzie miał “szczęście”, ponieważ dostanie się do niewoli niemieckiej, ale milionom żołnierzy fortuna nie będzie sprzyjać – nigdy nie dostaną szansy na napisanie swojego dziennika albo ostatniego listu do domu.
Okopy i makabra
“My dear Maria. I Feel so terrible I really rather not write to you, that doesn’t mean I forgot you though. Every day spent here makes it clear to me how beautiful home is and what a crowd of feelings that word “home” brings out of me. I lived through such horror recently, no words can describe it, the tragedy all around me. Every day the fighting gets fiercer and there is no end in sight. Our blood is flowing in torrents. When I think about our 247 regiment my eyes swim in tears. 1st and 2nd battalions have only 250-300 men left, so more than half are gone! Today only few of my comrades will be still standing. […]. That’s how it is… . All around me the most gruesome devastation: dead and wounded soldiers, dead and dying animals, horse cadavers, burnt out houses, dug out fields, cars, clothes, weaponry, all this is scatter around me, a real mess… I didn’t think war will be like this. We can’t sleep for all the noise, at least thirty shells explode at once, the whole time…! We call for back up yesterday and today, I hope they make it, there are only few of us to tackle the English…” Paul Hubb
Nikt nie spodziewał się wojny pozycyjnej na taką szeroką skalę, to co nam kojarzy się z Wielką Wojną rodzi się pod koniec 1914 podczas bitwy nad rzeką Aisne. Już nigdzie nie można znaleźć flanki („Race to the Sea”) i nadchodzi powoli zima, więc czas się okopać, zregenerować siły i pomyśleć co dalej. Do dowódców nie dochodzi nawet myśl, że tak teraz będą wyglądać działania wojenne. Wszyscy dalej wierzą, że wojna skończy się w tradycyjny sposób; kolejna ofensywa złamie opór broniącej się armii i nasza kawalerią będzie ścigać niedobitki (dopiero w 1916 roku większość państw zmieni strategie). Na początku okopy nie są zbyt zaawansowane, ale wraz upływem czasu ulega to zmianie. Mówiono, że można przejść od Morza Północnego do Szwajcarii nie wychylając głowy z ziemi. Czasem okopy sięgają w głąb terytorium na kilka kilometrów i nie są to tylko „proste” linie naprzeciwko siebie, ale skomplikowane systemy umocnień, które przypominają labirynt i pomiędzy sobą mają jeszcze ziemie niczyją. W fortyfikacji pomoże pewien wynalazek z Ameryki Północnej, który stanie się symbolem tej wojny – oczywiście mam na myśli drut kolczasty. Miliony kilometrów grubego drutu kolczastego. Niemieckie okopy są o wiele bardziej zaawansowane, bo dowódcy militarni o wiele szybciej przyswajają lekcje, jakich uczy ich ten konflikt, to nie zmienia jednak faktu, że te umocnienia będą niszczone przez artylerie i trzeba będzie je nieustannie naprawiać. Jeżeli fortyfikacje z grubego drzewa, worków piasku i resztek stali, są z łatwością niszczone, to co dzieje się z ludźmi, którzy w nich mieszkają? Każdy z nas w minimalnym stopniu może zrozumieć jak wyglądało codzienne życie żołnierza, ale wymaga to całkiem długiego eksperymentu. Wyjdźcie do ogródka, wykopcie sobie w nim dziurę i żyjcie w niej przez cztery tygodnie nie zważając na pogodę. Jeżeli ktokolwiek z Was zda taki test, to pamiętajcie, że nie towarzyszyły wam zwłoki, brutalna walka wręcz, smród gnijących ciał, bezowocne szarże przez ziemie niczyją, niedobory żywności, brak snu od hałasu i nieustanny ostrzał artyleryjski.
“The dangers of trench life may be realized when I say that often dead or the wounded can’t be removed. If you put up as much as little finger above the edge of the trench the bullets come whizzing around immediately. The dead bodies must therefore be allowed to remain in the trench, that is to say, the dead man has got rid of by digging the grave for him in the floor of the trench. Few days ago soldier was so badly hit by a shell that he was cut in two. His shattered body could not be removed without risk to the survivors and was therefore allowed to remain, but presently he gave rise to horrible stench, and whatever they did the men could not get away from mutilated blackened features. Sometimes arms and legs torn away from the body are allowed to lay about the bottom of the trench until someone can bury them”. Anonimowy żołnierz niemiecki.
Pamiętajcie, nikt nie grzebie zmarłych, bo nie ma gdzie, a wyjście z okopu jest równe śmierci! Jeśli żołnierze mają worki i piasek, to bardzo często wrzucają oderwane resztki ludzkie do nich i mieszają z piaskiem, aby chociaż trochę zamaskować smród, którego nie da się wytrzymać. Żołnierze coraz częściej piszą do dowództwa o dodatkowe porcje tytoniu, żeby nie czuć rozkładu. Podczas kopania okopów bardzo często Ci nieszczęśnicy będą owijać twarz chustami i wkładać czosnek do nosa. Roje much będą zabijane łopatami Zwłoki są w różnym stadium rozkładu, ktoś został zabity wczoraj, miesiąc temu, rok. Czasem truchła wyglądają jak żywi ludzie w pełnym wyposażeniu z karabinami w ręku. Oto relacja żołnierza, który opisuje okopy zaraz po przybyciu na front:
“Just rat holes! One hell of accommodation! Got to the trenches as a fatigue party with stake and sandbags, and thought they were reserve trenches, they were so rotten. No trenches at all in parts, just isolated mounds. Found German's feet sticking up through the ground. The Gurkhas had actually used human bodies instead of sandbags. Right beside the stream where we were working were the bodies of two dead, since November last, one faced downwards in full marching order, with his kit on his back. He died game! Stench something awful and dead all round. Water rats had made a home of their decomposed bodies. Visited the barbed wire with Rae—ordinary wire strung across”. S.W. Britten
Ta „odmiana” wojny będzie wymagać od żołnierzy najbardziej ekstremalnego i nielogicznego zachowania w historii tej planety. Piechota nie będzie się lenić w okopach, jakby pomyślał niejeden generał stacjonujący kilkadziesiąt kilometrów od frontu, ma za zadanie zakończyć ten konflikt. Co to znaczy w praktyce? Załóżmy, że jesteście w drugiej fali. Oficer gwiżdże, specjalnie skonstruowanym gwizdkiem, którego dźwięk musi się przebić przez hałas. Wychylacie się z okopu. Przed wami jest ziemia niczyja, zasieki, karabiny, leje po pociskach, zdewastowane ciała martwych żołnierzy, którzy biegli w pierwszej fali. Wokół Was spadają setki pocisków, podłoże wypluwa ziemie w powietrze jak fontanny albo gejzery i musicie przebiec przez to wszystko. Właśnie w taki sposób zginą miliony. Jeżeli się wycofacie albo ogarnie Was panika, to zastrzeli was oficer – prosto w plecy. Jeżeli uda Wam się przebiec przez ziemię niczyją, to wtedy zaczyna się „równa” walka na śmierć i życie. Wojna jest ekstremalnym przeżyciem niezależnie od czasu i epoki…, ale spójrzcie czym ten konflikt się stał. Czy może być jeszcze bardziej szalony przykład?
„The worst school of war for the sons of gentlemen was, in those early days, and for long afterward, Hooge. That was the devil's playground and his chamber of horrors, wherein he devised merry tortures for young Christian men. It was not far out of Ypres, to the left of the Menin road, and to the north of Zouave Wood and Sanctuary Wood.[…] Our men lived there and died there within a few yards of the enemy, crouched below the sand-bags and burrowed in the sides of the crater. Lice crawled over them in legions. Human flesh, rotting and stinking, mere pulp, was pasted into the mud-banks. If they dug to get deeper cover their shovels went into the softness of dead bodies who had been their comrades. Scraps of flesh, booted legs, blackened hands, eyeless heads, came falling over them when the enemy trench-mortared their position or blew up a new mine-shaft”. Philip Gibbs “Now it can be told”
Ciała, które zostają na ziemi niczyjej są rozdrabniane i zasypywane przez pociski, co tworzy kompost ludzkich szczątków. Gdy spada pocisk o większym kalibrze, to wyrzuca te resztki wysoko w górę i spadają na was jak deszcz śmierci, który przypomina wam, że jesteście następni i nic was nie uratuje. Potraficie sobie to wyobrazić? Coraz więcej żołnierzy wpada w obłęd albo „shell shock” i nie są już zdatni do walki, ale to nie jest dla nich jeszcze koniec. Gdzieś do początku 1916 roku ludzie z tymi symptomami będą rozstrzeliwani przez plutony egzekucyjne, bo przecież są tchórzami i zdrajcami ojczyzny. Żeby dopełnić obrazu rozpaczy zostawiam tutaj to. „The fear of being bombed, which they have lived with every day for four years on end, was engraved in their brain”. Oni na zawsze pozostaną więźniami tej wojny.
Nie zapominajmy o błocie, bo ono bardzo często decydowało o losach całych ofensyw. Bitwa pod Passchendaele, to znów kolejny szok. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi utonie w lejach i błocie, a straty wyniosą 750 000.
“Now the mud at Passchendaele was very viscous indeed, very tenacious, it stuck to you. Your putties were solid mud anyway. But it stuck to you all over, it slowed you down. It got into the bottom of your trousers, you were covered with mud. The mud there wasn’t liquid, it wasn’t porridge; it was a curious kind of sucking kind of mud. When you got off this track with your load, it ‘drew’ at you, not like a quicksand, but a real monster that sucked at you”
Jack Dillon opisuje to błoto jak potwora, który tylko czyha na wasze potknięcie, aby was pochłonąć. Z błota nie da się już wyjść i nikt nie pomaga nieszczęśnikom (plecaki i broń obciążają ich dodatkowo), którzy do niego wpadli, bo jest to równe śmierci (pamiętajcie, że trwa ostrzał, karabiny, snajperzy itd.). Praktycznie w każdym leju pływają nadgnite zwłoki, a błoto zbiera śmiertelne żniwo w nocy, gdy widoczność jest słaba. W nocy artyleria wystrzeliwuje tzw. „stars shells”, czyli duże flary, które oświetlają upiornym blaskiem pobojowisko. Nawet czołgi nie dają rady w tym błocie. Pewien szeregowy tak opisze walki pod Poelcapelle:
„Podejście do wzgórza było jednym wielkim bagniskiem, nad którym unosiła się atmosfera odstraszająca wszystkich zapuszczających się na nie śmiałków. Było ono dużo bardziej zdradliwe niż znane nam przeszkody, takie jak drut kolczasty; grząskie błoto było wszędzie i stanowiło śmiertelna pułapkę. Brodziliśmy, z wysiłkiem wydobywając nogi z objęć niewidzialnego wroga, pragnącego wessać nas pod ziemię. Co kilka kroków ktoś ślizgał się, padał; obciążony bronią i sprzętem szybko tonął w grzęzawisku. Idący najbliżej łapali takiego pod ramiona i starając się samemu nie ugrzęznąć, wydobywali nieszczęśnika. Gdy tonęli także pomocnicy, było już po nich. Ich nadludzkie wysiłki zdawały się na nic i bagno pochłaniało swe rozpaczliwie krzyczące ofiary. Nam kazano przeć dalej i walczyć z tym niezmordowanym, niewidzialnym wrogiem, równie groźnym jak ci, których było widać. Jednym z dowódców był porucznik Chamberlain, którym widok tonących w błocie żołnierzy i desperacko próbujących im pomóc kolegów tak wstrząsnął, że nagle zaczął histerycznie okładać ramiona jednego z topielców swoją oficerską trzcinką. Z przerażeniem patrzyliśmy, jak jeden z najbardziej ludzkich oficerów zamienia się w brutala; nasze głośne protesty powstrzymały go. Żołnierz został uratowany, ale innym nie można było pomóc – tonęli wśród krzyków i przerażenia. Iść dalej i pozostawić kolegę na pastwę takiego losu, to najcięższe doświadczenie, jakie można przeżyć. Cel jednak musiał zostać osiągnięty, toteż parliśmy dalej, przepełnieni goryczą wobec zgromadzonego przeciw nam zła. Już nigdy nie chciałbym się znaleźć tak blisko piekła”. Szeregowy Norman Cliff
Na szeroka skalę pojawią się snajperzy. Ich liczba może iść w dziesiątki tysięcy! Są praktycznie wszędzie, a zwłaszcza na froncie. John Beith, brytyjski oficer, w taki sadystyczny sposób opisał rolę strzelca wyborowego:
“The sniper is a very necessary person. He serves to remind us we are at war. Wherever a head, or anything resembling a head, shows itself, he fires. Were it not for his enthusiasm, both sides would be sitting upon their respective parapets regarding each other with frank curiosity, and that would never do”.
Musimy rozprawić się z pewnym mitem, który powraca w porównywaniu (co samo z siebie jest bezowocne) dwóch światowych konfliktów. Często, trochę nierozeznani w temacie, ludzie mówią, że okopy były faktycznie przerażające, ale cywile nie cierpieli podczas Wielkiej Wojny – przeto ten konflikt jest nieco bardziej „humanitarny”. Argument na pierwszy rzut oka wydaje się logiczny, bo żołnierze oddają swoje życie państwu w zamian za żołd i raczej zdają sobie sprawę, że śmierć jest ewentualnością. Armie walczące w 1914-1915 roku są tak zdewastowane stratami, że nie mogą operować dalej. Straty BEF (Brytyjski Korpus Ekspedycyjny około 100 000 ludzi. Przy okazji, śmieszna liczba w porównaniu do armii francuskiej czy niemieckiej) w ludziach to gdzieś 75%-90% (zabici, ranni, zaginieni), reszta uczestników jest w podobnej sytuacji. Kto zatem uzupełni skład osobowy? Tak, cywile. Ludzie, którzy mogli nawet nigdy nie widzieć zwłok w swoim życiu, zostaną rzuceni na front w roku 1916. „Normalni ludzie”: nauczyciele, robotnicy, rzemieślnicy, wstawcie swoją profesję, po kilku tygodniach nic nie wartego treningu zostaną wrzuceni do piekła. Rok 1916 będzie już zupełnie obłąkany. I Wojna Światowa jest fascynująca zwłaszcza z tego powodu. Za każdym razem, gdy opinia publiczna myśli, że świat doszedł do kresu swoich możliwości i dalej wojna nie może się toczyć z taką intensywnością, to poprzeczka zostaje postawiona jeszcze wyżej. Mamy „Bitwę Frontów”, która zostaje przyćmiona przez Marnę. Marna przez bitwę o Szampanię. Bitwa o Szampanie wygląda z kolei bardzo ubogo przy Verdun i Sommie. Nie wspominam zabójczej wręcz trylogii spod Ipr i gazów bojowych (chociaż w świetle nowych dokumentów pierwszy atak gazem miał miejsce w małej wsi zwanej Bolimowo). Potencjał ekonomiczny państw zostaje skierowany na potrzeby wojny, blokady morskie nie pozwalają na dostawy materiałów i niebawem będzie się można spodziewać fali głodu. Okupacja Belgii przez siły niemieckie również nie będzie należała do przyjemnych, to właśnie tutaj można spojrzeć w nieodległą przyszłość czającą się na horyzoncie. Nie mówiąc już nawet o ludobójstwie na Ormianach ( 1 500 000 ludzi). Edith Cavell zostanie rozstrzelana przez Niemców za pomoc w ucieczce z okupowanej Belgii angielskim i francuskim żołnierzom. Edith była pielęgniarką i pomagała wszystkim rannym bez względu na narodowość. Cavell zostanie rozstrzelana dwunastego października . „I have no fear or shrinking. I have seen death so often, that it is not fearful or strange to me. And this I would say standing as I do in view of God and Eternity. I realized that patriotism is not enough. I must have no hatred or bitterness against anyone”. Gottfried Benn tak opisze to wydarzenie:
“I was ordered to be present at the trial and execution of Edith Cavell. I followed the trial from first to last and frequently spoke with her. I certified her death, closed her eyes, and placed her body in the coffin. She was the bravest woman I ever met, and was in every respect the heroine her nation has made of her. She went to death with poise and with a bearing that is impossible to forget. She had, however, acted as a man towards the Germans, and deserved to be punished as a man”.
Dowództwo
"The string in France has reached breaking point. A mass break-through - which in any case is beyond our means - is unnecessary. Within our reach there are objectives for the retention of which the French General Staff would be compelled to throw in every man they have. If they do so the forces of France will bleed to death." Erich von Falkenhayn
Wypada zastanowić się chociaż chwilę nad jakością dowództwa na najwyższych szczeblach. Ententa ma zastraszająco niekompetentnych generałów i nie będę o nich pisał, bo nie zasługują na to, jak na przykład Douglas Haig zwany Rzeźnikiem. Warto wspomnieć jedną z pozytywnych postaci z tej strony konfliktu. Charles Lanrezac był francuskim generałem, który przewidział słynny Plan Schlieffena jeszcze przed wybuchem wojny. Lanrezac nieustannie pisze raporty do głównodowodzącego sił francuskich (Joseph Joffre) i ostrzega w nich o gigantycznym ataku z flanki, mającym spaść na Francje. Charles sugeruje również wyposażenie wojska w ciężką artylerie i rekonesans lotniczy. Te raporty w ogóle nie będą brane pod uwagę, a później nawet nie będą czytane! Generałowie tego czasu, to ego maniacy, którzy często będą zachowywać się jak dzieci i to jest całkiem zatrważające, że ludzie u szczytu władzy militarnej się tak zachowują. Lanrezac może być sobie sam winny, bo nie należy on do miłych i cierpliwych ludzi, ale nie dziwcie mu się, bo na jego Piątą Armię ma spaść od 750 000 – 1 000 000 ludzi. Lanrezac będzie spisywał się całkiem dobrze, odgrywając ważną rolę podczas starć pod Guise czy Charleroi, a jego zgrabne manewry wciągną siły niemieckie do Marny. Charles zostanie jednak zdymisjonowany i odesłany w niesławę przez Josepha Joffre. Powody są różne. „Niechęć” dowódcy Piątej Armii do walki (przez walkę rozumiemy bezcelowe rzucanie żołnierzy pod karabiny i artylerie), niesubordynacja i nieustanna krytyka generalissimusa. Potencjalny czytelnik może myśleć, że Lanrezac to młody, ambitny generał, ale w 1914 roku ma on 62 lata. Charlesowi w 1917 roku zostanie złożona „oferta pracy” przez rząd francuski, ale stary generał odmówi. Lanrezac również będzie chciał mieć zwykły pogrzeb, bez militarnej pompy, którą bardzo gardził od wybuchu wojny. Dopiero po latach opinia publiczna zrozumie jego działanie. Może to wszystko by się nie wydarzyło, gdyby ktoś go posłuchał. Według Barbary Tuchman Lanrezac miał błagać Joffre, aby ten nie wysyłał głównych sił w Ardeny oraz Alzację i Lotaryngię.
Niemiecka armia tego okresu jest zatrważająco skuteczna. Pamiętajcie, oni walczą z trzema mocarstwami na raz na dwóch frontach, a ich sojusznicy nieustannie potrzebują pomocy (Austro - Węgry). Niemcy stracą o wiele mniej oficerów i dowódców w polu, być może to zasługa koloru (feldgrau ) mundurów, bo jak pamiętacie – mundury francuskie to zupełne szaleństwo. Ta armia jest dowodzona „od góry do dołu” przez trochę bardziej kompetentnych ludzi. Dowódcy niemieccy to zupełnie inna bajka, ale oni są zmuszeni do „kreatywnego myślenia”, ponieważ Wielka Brytania może ich z czasem zagłodzić blokadami, a na dodatek ich przeciwnicy mogą wezwać miliony ludzi z kolonii. Niemcy muszą uzupełniać straty tylko swoimi cywilami, co ma wpływ na produkcje, bo ktoś musi pracować w państwie. Po dymisji Helmutha von Moltke posadę głównodowodzącego dostaję Erich von Falkenhayn. Wiele kłótni i teorii narosło wokół tego pruskiego generała i to co napiszę jest tylko moja opinią. Falkenhayn o wiele szybciej zdaję sobie sprawę na jakiej wojnie się znalazł – swoim żołnierzom kazał się okopać głęboko w strategicznych miejscach. Poza tym, Erich wie, że Niemcy nie mogą wygrać tej wojny, więc stawia na trochę nieortodoksyjne metody, które mają przyśpieszyć koniec wojny albo uderzyć w przemysł. Co to znaczy? Za jego kadencji Niemcy zaczną bombardować miasta przy użyciu sterowców, łodzie podwodne będą zatapiać statki z zaopatrzeniem i zostanie użyty gaz bojowy. Z perspektywy czasu dla nas, to zachowanie nie jest dziwne, ale do tej pory nikt tego nie zrobił. Być może ten człowiek narzucił bieg przyszłym konfliktom, w których cywile są traktowani jako wrogowie, bo wspomagają żołnierzy na froncie tzw. Homefront. Dla mnie to całkiem fascynujący aspekt, bo do tej pory celem wojny był podbój, a nie dotkliwe pobicie przeciwnika i niemiłosierna walka na wyniszczenie, która nie różni się niczym od porażki. Falkenhayn jest znany historii ze swojego planu wobec Verdun.
Pocztówka z Verdun
“They must be crazy to do what they are doing now: what a bloodbath, what horrid images, what a slaughter. I just cannot find the words to express my feelings. Hell cannot be this dreadful. People are insane!” Alfred Joubaire
Falkenhayn zastawił pułapkę na narodową dumę Francuzów. Verdun było otoczone pierścieniem umocnień i bunkrów. Falkenhayn chciał zdobyć te fortyfikacje i utrzymać je, aby Francuzi nieustannie wrzucali posiłki do tej nierównej (wzniesienia, lepsza artyleria, zajęte fortyfikacje) walki. Zdobycie takiej cytadeli nie jest jednak proste, ale Falkenhayn otrzymuje zgodę na ten plan. Co to znaczy? 140 000 żołnierzy, 1200 dział (8 kilometrowy front), 2 500 000 pocisków artyleryjskich, ponad 150 samolotów, 1300 pociągów (nie wagonów) z zapasem amunicji, położono nawet nowe tory kolejowe! Jakim cudem dowództwo Ententy nie zauważyło przygotowań na taką skalę? Nie wiem, i chyba nikt tego nie wie, ale niemiecka przewaga w powietrzu mogła być kluczowym czynnikiem. Większość fortów była słabo obsadzona, ponieważ mocarstwa po oblężeniu Liège i Namur nie wierzą w potencjał tych umocnień. Wystarczy większe działo (jeden solidny pocisk z gazem…) i garnizon takiej fortecy jest uwieziony pod ziemią z amunicją i działami, które można użyć na froncie. Załogi tych fortów w większej mierze, to starsi mężczyźni. Oblężenie rozpoczęło się 21 lutego 1916 roku:
“We were swept by a storm, a hurricane, a tempest growing ever stronger, where it was raining nothing but paving stones, with destructive force of express train. And we are underneath it. Do you follow? Underneath it…” Mark Stephan
“When the shell burst few meters away there is the terrible jolt and then indescribable chaos of smoke, of earth, of stones, of branches, and to often alas of limbs, flesh, a rain of blood…”
"Men were squashed. Cut in two or divided from top to bottom. Blown into showers; bellies turned inside out; skulls forced into the chest as if by a blow from a club."
Niemcy wystrzelą tego dnia milion pocisków i niebawem krajobraz Verdun będzie przypominał księżyc. Pod Verdun zadebiutują ikony XX wieku: stahlhelm, miotacze ognia, granaty (na szerszą skalę), Sturmtruppen. Niemcy coraz częściej wysyłają małe zorganizowane grupy, które szukają słabych miejsc, aby się przebić i siać chaos w okopach przeciwnika. Wyobraźcie sobie, że przeżyliście najintensywniejszy ostrzał artyleryjski w historii, być może wielu ludzi nie żyje wokół was, i nagle pojawiają się humanoidalne sylwetki w maskach gazowych i dźgają was bagnetami. Koszmar. Niemiecka ofensywa jednak po tygodniu staje w miejscu, co nie oznacza, że walki ustają. Zapowiada się długa wojna pozycyjna.
Walki będą trwać dziesięć miesięcy, a straty w ludziach zaokrągla się do miliona. Jak pisałem wcześniej – różni ludzie podają różne dane. Nie możemy jednak zapomnieć, że „zaginieni” bardzo często są martwi. Ciała są rozdrobnione przez artylerie, zasypane przez spadającą ziemie, obciążone plecakami na dnie lejów. Verdun jest tak przerażające, że Philippe Pétain rozkażę „rotować” armię francuską przez to piekło. Zmiana trwała od czterech do siedmiu dni (czasem dłużej). Bardzo często żołnierze nie są w stanie wytrzymać tych kilku dni.
“I have returned from the most terrible ordeal I have ever witnessed. […] Four days and four nights – ninety-six hours – the last two days in ice-cold mud – kept under relentless fire, without any protection whatsoever except for the narrow trench, which even seemed to be too wide. […] I arrived with 175 men, I returned with 34 of whom several had half turned insane....
“First came the skeletons of companies occasionally led by a wounded officer, leaning on a stick. All marched, or rather advanced in small steps, zigzagging as if intoxicated. It was hard to tell the colour of their faces from that of their tunics. Mud have covered everything, dried off, and them another layer was re-applied. They said nothing. They have even lost strength to complain. It seemed as if these mute faces were crying something terrible, the unbelievable horror of their martyrdom. Some Territorials who were standing near me become pensive. The had that air of sadness that comes when a funeral passes by, and I overheard one saying: “It’s no longer an army! These are corpses!” . Two of the Territorials wept in silence like women”.
Niemcy mają jeszcze przewagę, ponieważ ich zaplecze logistyczne jest wspaniałe. Verdun od alianckiej strony jest zaopatrywane przez jedną małą drogę, która później zostanie nazwana Voie Sacrée, ale żołnierze częściej nazywali tą drogę Golgota
"Wyruszyliśmy w kłebach białego pyłu. Tak zaczął się nasz marsz ku Verdun, nasza droga krzyżowa, kóra miała trwać dziesięc dni. W ciągu tych dziesięciu dni czuliśmy się tak, jakbyśmy byli częścią ogromnego łańcucha nieprzerwanie karmiącego bitwę, niczym sródziemnomorskie urzadzenia dostarczające wodę spieczonej ziemii. Było to dziesięć dni nieustannego cierpienia, dla mnie gorszego niż dziewięć dni, jakie mieliśmy spedzić w centrum bitwy. Najgorszą męką w czasie wojny jest to, gdy myśli wyprzedzają czyny, gdy wyobraźnia stara się ze wszystkich sił rozpoznać zagrożenie odpowiednio wczesnie i w efekcie nieustannie je mnoży. Jest czymś dobrze znanym, że lek przed niebezpieczeństwem szarpie nerwy o wiele skuteczniej niż samo niebezpieczeństwo, tak jak żądza oszołamia mocniej niż jej spełnienie" Rene Arnaud
Wyobraźcie to sobie? Dziesięć dni, aby dostać się do piekła, ale to nie koniec, bo zdarzało się, że posiłki traciły 50% stanu osobowego zanim dotarły do celu! Żołnierze zbliżający się do Verdun widza je już z daleka i porównują do wulkanu albo kuźni, w której nigdy nie gasną płomienie. Świadkowie zbliżający się do epicentrum zauważają, że nigdzie nie ma już roślinności (artyleria, gaz), a deszcz pocisków staje się coraz intensywniejszy. Problemy logistyczne prześladują Francuzów, zwłaszcza brak wody. Dręczeni przez pragnienie ludzie będą pili błoto z lejów albo będą lizać ściany podziemnych bunkrów. Piechota w okopach (choć trudno teraz je tak nazwać, bo są niszczone i zasypywane przez pociski) jest praktycznie skazana na śmierć.
“One French officer describes how he was buried three times that day in his trench, and dug out each time by his men. Other were less fortunate. Of one battalion only three men were said to have survived; many of the remainder were simply buried alive by the shells”. Alistair Horne
Pogrzebani żywcem przez artylerię… . Coraz więcej żołnierzy wycofuje się do bunkrów, bo przynajmniej chronią przed szrapnelem i tutaj będą toczone zażarte walki w zupełnej ciemności – często wręcz. Jak można nie przytoczyć historii gołębia z fortu Voux? Eugène Raynal (kilka razy ranny już w tej wojnie) wysyła ostatniego gołębia z wiadomością: “We continue to hold, but we are suffering a very dangerous attack, by gas and fumes.It is urgent that we are relieved. Make visual communication via Souville which does not answer our calls. This is my last pigeon”. Na fort będzie spadać około 2000 pocisków na godzinę. Fort Voux podda się i przeżyje zaledwie kilku Francuzów, w tym stary Raynal, ale gołąb wróci i umrze od gazu. Émile Driant, stary francuski dowódca, każe wycofać się żołnierzom, ale zobaczy rannego w otwartym polu i zacznie opatrywać jego rany, tylko po to, aby za chwilę otrzymać postrzał w głowę. Cesar Malera był marynarzem, poszukiwaczem przygód i ogólnie zawadiaką. Cesar nie był jeszcze pod wrażeniem dwóch pierwszych lat wojny, ale Verdun go złamało. W swoim dzienniku zanotuje: „Oh how I envy those who can charge with a bayonet instead of waiting to be buried be the shell. Verdun is terrible… because man is fighting against material, with the sensation of striking out at empty air…”. Malera przeżyje Verdun tylko po to, aby umrzeć na jakimś zapomnianym przez boga statku pod koniec wojny.
Niemcy stracą inicjatywę pod Verdun przez ofensywę Brusiłowa i będą musieli przerzucić część swoich sił na wschód. Teraz przez kolejne pięć miesięcy Francuzi będą atakować. Wreszcie dowódcy są nieco bardziej kompetentni. Pétain stawia na defensywę, ciężką artylerie oraz kopiowanie rozwiązań przeciwnika. Teraz Niemcy będą w sytuacji Francuzów:
“All our inventions seemed to turn like evil spirits against us. Like a monster destroying itself. Amid this terrible scenes of destruction the idea of ever returning home seems indescribably glorious. Please look after yourself and our home. Your soul and your body and all that is mine…” Franz Marc
Zazwyczaj tworzy się „rankingi potyczek”, które zmieniły naszą historię. Marna uratowała Francję, ale przedłużyła Wielką Wojnę, co dało nam współczesne dzieje. Można zadać pytanie, co by się stało, gdyby Hannibal podbił Rzym? Czy powstaje chrześcijaństwo? Co z łacińskimi językami? Systemem podatkowym, organizacją armii itd. . Są miejsca w czasie, które zupełnie odmieniają bieg dziejów. Nikt nie robi jednak rankingów bitew, które nic nie zmieniły, a większość tych batalii wydarzyła się właśnie podczas I Wojny Światowej; Verdun, Somma, Ipr, Passchendaele. Rzeź na nieopisaną dotąd skalę.
“As the weather grew warmer and the numbers of the dead multiplied, the horror reached new peaks. The compressed area of the battlefield became open cemetery in which every square foot contained some decomposed piece of flesh: You found the dead embedded in the walls of the trenches, heads, legs and half-bodies, just as they had been shoveled out of the way by the picks and shovels of the working party”. Alistair Horne
Skutki
Wojna będzie jeszcze trwać dwa lata. Nie wspomniałem nawet o tym, że Austriacy i Włosi walczą ze sobą w Alpach, używając artylerii do tworzenia lawin. Piechota wspina się po pionowych skałach, a przeciwnicy strzelają do nich i zrzucają z opóźnieniem granaty. Możecie zobaczyć archiwalne filmy, w których biedacy spadają z pionowych ścian i odbijają się od ostrych krawędzi. Prawdopodobnie, jeżeli ktokolwiek przeczytał ten tekst, nachodzi Was pytanie? Dlaczego Ci ludzie to robili, dlaczego się nie zbuntowali przeciw niekompetentnym dowódcom i politykom. Nie wiem. To jest największe pytanie tej wojny, na które nikt nie ma odpowiedzi. Przeto zostawiam słynny cytat:
“That’s different. This Western Front business couldn’t be done again, not for a long time. The young men think they could do it but they couldn’t. They could fight the First Marne again but not this. This took religion and years of plenty and tremendous sureties and the exact relation that existed between the classes. The Russians and Italians weren’t any good on this front. You had to have a whole-souled sentimental equipment going back further than you could remember. You had to remember Christmas, and postcards of the Crown Prince and his fiancée, and little cafés in Valence and beer gardens in Unter den Linden and weddings at the maire, and going to the Derby, and your grandfather’s whiskers.” F.S Fitzgerald
Być może niewinność współczesnego świata została zabita właśnie tutaj. Całe pokolenie zmarnowane. Jakie były skutki tej wojny? Może sprawiedliwiej będzie powiedzieć, że do dziś nie otrząsnęliśmy się z tego konfliktu. Wystarczy napisać – powstanie komunizmu w Rosji. Rozpad imperiów kolonialnych. Powstanie „nowych” krajów, w tym Polski. Stany Zjednoczone stają się supermocarstwem i zostanie uruchomiony trend interweniowania w globalną politykę. Zupełne wyniszczenie finansowe. Grypa hiszpanka, która zabije od 50-100 milionów ludzi. Być może najważniejszy aspekt tej wojny przeszedł na początku niezauważony. Wpływ Wielkiej Wojny na psychikę młodego pokolenia. Młody, austriacki malarz miał krzyczeć do poduszki, gdy dowiedział się, że Niemcy przegrały wojnę. Winston Churchil myślał, że już nigdy nie dostanie posady państwowej po katastrofie pod Gallipoli. Philippe Pétain będzie zdruzgotany stratami w ludziach i już nigdy nie będzie tego chciał powtórzyć, co będzie miało fatalne skutki. Hans Guderian po zobaczeniu czołgów pod Sommą będzie osłupiały. Trzykrotnie ranny podczas wojny Charles de Gaulle zacznie swoją karierę. Benito Mussolini po 27 operacjach zostanie zwolniony do domu. Friedrich Paulus walczył pod Verdun, aby po 26 latach pokierować bezdusznym oblężeniem pod Stalingradem. As lotnictwa, znajomy Czerwonego Barona, Hermann Göring będzie żył przeświadczeniem, że Niemcy nigdy nie zostały pokonane…
Tekst powoli dobiega końca i pożegnam się z Wami słynnym listem. Napisał go kapitan Charles May przed pierwszym dniem Sommy, podczas którego zginie 21 000 żołnierzy, a 40 000 zostanie rannych.
„Nie mogę pozwolić sobie roztrząsać sprawy osobiście – nie ma tu na to miejsca. Ponadto byłoby to demoralizujące. Nie chcę jednak umierać. Nie chodzi mi o mnie. Jeśli tak ma być, że zginę, jestem gotów. Jednak myśl, że nie miałbym już nigdy zobaczyć Ciebie albo naszego kochanego dziecka sprawia, że topie się jak wosk. Nie mogę myśleć o tym choćby z udawaną obojętnością. Moją jedyną pociechą jest szczęście, jakie było naszym udziałem. Sumienie mam czyste, gdyż zawsze starałem się wnosić radość do twojego życia. Wiem też, że jeśli odejdę, nie zostaniesz w niedostatku. To już coś. Jednak jest ta myśl, że zostaniemy od siebie odłączeni i że nasze dziecko będzie dorastać, nie znając mnie ani ja jego. Trudno się z tym mierzyć. A wiem, że beze mnie Twoje życie będzie ponure i puste. Nie możesz jednak pozwolić, by takim się stało w pełni. Bo Tobie powierzone będzie najważniejsze zadanie na świecie: wychowanie naszego dziecka. Niech Bóg je błogosławi; to ona jest dla mnie nadzieją. Kochana, au revoir. Być może będziesz czytała te zdania jako ciekawostkę. A może będzie to moja ostatnia wiadomość do Ciebie. Jeśli się tak stanie, wiedz, że kochałem Ciebie i dziecko z całego serca i duszy, że wy dwie byłyście dla mnie całym światem. Modlę się do Boga, bym zdołał wypełnić swoje obowiązki godnie, ponieważ wiem, że nie zniosłabys, gdyby stało się inaczej”.
„Charles May, kochający mąż Bessie May i ojciec Pauline, istotnie poległ następnego dnia. Jego grób znajduje się w alei gdańskiej na brytyjskim cmentarzu wojennym. Historia tej wojny utkana jest z takich niewielkich tragedii, które przypominają smutną prawdę, że wielkie wojny rujnują życie milionom ludzi” Peter Hart
Jeżeli wciąż nie pękło Wam serce, to przyda nam się na koniec jeszcze to zdjęcie.
Sanitariuszka spisuje ostatnie słowa śmiertelnie rannego żołnierza. Postawmy się już po raz ostatni na miejscu żołnierza. Ten anioł miłosierdzia notuje ostatnie słowa, które dotrą do Waszych bliskich, zanim Wy udacie się na poszukiwanie „Wielkiego Być Może”. Świadomość gaśnie i zamyka się zwolna, jak drzwi windy z nikłym promieniem słońca.
Bibliografia (jakby kogoś to obchodziło):
Alistair Horne "Price of Glory"
Peter Hart "The Great War"
Eric Dorn Brose "A History of the Great War"
Barbara Tuchman "Sierpniowe Salwy"
Philip Gibbs "Now It Can Be Told"
Ernst Jünger "W nawałnicy żelaza"
Wspaniały brytyjski podcast, ale również Hardcore History
Tytuł tekstu odnosi się do słynnej autobiografii Roberta Gravesa "Good-Bye to All That"