House of Cards – oryginalny serial polityczny Netfliksa, na fundamencie którego zbudowano sukces platformy – zmierza ku końcowi. Jak poinformował serwis The Hollywood Reporter, 6. sezon produkcji z Kevinem Spaceyem i Robin Wright w rolach głównych będzie ostatnim. Finałowa seria znajduje się obecnie w produkcji i powinna zadebiutować w przyszłym roku.
Edgar Wright to skarb. Reżyser konsekwentny, pomysłowy, który zawsze przekuwa swoją wizję na konkretny, autorski film. Tak było w przypadku tzw. trylogii Cornetto, tak było w przypadku Scotta Pilgrima, tak było w przypadku Ant-Mana (no, prawie - Wright zrezygnował po tym, jak Marvel zapragnął stworzyć nowy scenariusz w miejsce jego własnego tekstu, czyli pozostał wierny swojej wizji, której nie pozwolono mu zrealizować) i tak też jest w przypadku jego najnowszego filmu, Baby Driver.
Wysyp żywych trupów wykręcał na lewą stronę motyw zombie, Hot Fuzz robił to samo z policjantami, To właśnie jest koniec bawił się motywem inwazji kosmitów, zaś Scott Pilgrim kontra świat to do dzisiaj jedna z najlepszych ekranizacji komiksów w historii kina. Baby Driver też jest wyjątkowy i charakterystyczny. To opowieść o szybkiej jeździe samochodem i napadach, ale wszystko jest podporządkowane muzyce.
Od samego początku House of Cards trudno było opisywać bez spoilerów. Wszak serial bazujący przede wszystkim na intrygach politycznych, spiskach, zakulisowych działaniach oraz bezpośrednim kontakcie z widzem aż prosi się o bezpośrednie nawiązania do konkretnych sytuacji. Zadanie opisania staje się jeszcze trudniejsze z każdym kolejnym sezonem, by przy obecnej już 5. odsłonie produkcji Netflixa stanowić niemałe wyzwanie.
W naszych rodowitych kanałach telewizyjnych przeważają reklamy, o których chcemy szybko zapomnieć. Albo są sztuczne, pełne prawdopodobnie korporacyjnego poczucia humoru, który został zrozumiany tylko przez podpiętych pod krawaciarstwo speców od marketingu, albo też są strasznie irytujące. Głośno przecież było o reklamie jakiegoś środka mającego zastosowanie w kobiecych miejscach intymnych, a której bezpośredniość przeszkadzała znacznej ilości odbiorców. Na szczęście są też reklamy, które są po prostu akceptowalne, bądź też nawet aspirują do miana fajnych, czy ciekawych, o ile „fajność” jest określeniem dobrym dla spotu reklamowego. Jednymi z takich reklam są dla mnie składowe serii spotów banku BZ WBK.