W naszych rodowitych kanałach telewizyjnych przeważają reklamy, o których chcemy szybko zapomnieć. Albo są sztuczne, pełne prawdopodobnie korporacyjnego poczucia humoru, który został zrozumiany tylko przez podpiętych pod krawaciarstwo speców od marketingu, albo też są strasznie irytujące. Głośno przecież było o reklamie jakiegoś środka mającego zastosowanie w kobiecych miejscach intymnych, a której bezpośredniość przeszkadzała znacznej ilości odbiorców. Na szczęście są też reklamy, które są po prostu akceptowalne, bądź też nawet aspirują do miana fajnych, czy ciekawych, o ile „fajność” jest określeniem dobrym dla spotu reklamowego. Jednymi z takich reklam są dla mnie składowe serii spotów banku BZ WBK.
Zacznijmy od początku, a start ten ma miejsce gdzieś w niedalekiej przeszłości, kiedy pojawiła się pierwsza reklama banku BZ WBK, która realizowana była w całości na polski rynek i dla polskiego odbiorcy. Dużo jest bowiem reklam, w których grają ci znani i lubiani, ale niewiele jest reklam mądrze i dobrze spersonalizowanych. Choćby przykład gumy Orbit, w której postawiono na postać Antonio Banderasa. Na liście „to do” dla tej reklamy odznaczyć wprawdzie można „znaną osobę”, niestety ja, patrząc na tę reklamę wiem, że jest to produkt globalny, pod który podłożono tylko odpowiedniego lektora. Oczywiście nie neguję takich rozwiązań, jednak fajniej jest, kiedy od początku jestem przekonany, że reklamę zrobiono specjalnie dla nas, naszego rynku, języka czy też zwyczajów.
BZ WBK ściągnął do swoich spotów znanego aktora. Kevin Spacey, którego lubię bardzo w roli mordercy Johna Doe w filmie Siedem, wydaje mi się jednak nie być wyborem przypadkowym. Specyfika granej przez niego postaci w ramach tych krótkich scenek-historyjek natychmiast pokierowała moje skojarzenia w stronę odgrywanej przez niego roli kongresmena Underwood’a w realizowanym przez Netflix serialu House of Cards. O „domku z kart” słyszało się ostatnio bardzo dużo. Realizacja odrobinę kontrowersyjnego serialu, którego przewodnim motywem są wszelkiego rodzaju polityczne machlojki, była strzałem w dziesiątkę. Nie trzeba więc było serialu oglądać, aby pojawiły się pierwsze skojarzenia nakierowujące nas na ten trop.
Reklamy Banku Zachodniego odegrały znaczącą rolę w przekonaniu mnie do zasięgnięcia odrobiny politycznego świata afer w rządzie Stanów Zjednoczonych. Nie wiem kiedy, nie wiem też jakim cudem, wszak to tylko reklamy, w których nawet nie mówi się o tym, że aktor odgrywający nienazwaną do końca rolę człowieka, prawdopodobnie biznesu, jest odtwórcą głównej roli odnoszącego znaczące sukcesy na świecie serialu. Jest jednak w Internecie siła, która drzemie gdzieś w jego płucach, a która przy każdym jego wydechu oblewa nas natłokiem informacji, często zbędnych, wśród których są rzeczy mocno wbijające się w naszą podświadomość. Zgaduję wiec, że przeglądanie serwisów, które są ewidentną stratą czasu, a których ominąć się z czystej ciekawości nie da (np. 9gag), zaowocowało tę biorącą się znikąd wiedzą o serialu, o aktorze, o pewnych cechach. I tak dotarłem do House of Cards, które mi się bardzo podoba, a które znowu każe na siebie czekać, prawdopodobnie aż do 2015 roku.
Wydaje mi się, że stworzenie reklamy, która bazuje na czymś, z czym nawet młodsze pokolenie miało styczność, jest kluczem do sukcesu. Dla wiekowej osoby, która z oczywistych względów nie jest bywalcem sieciowych salonów, jest to najzwyczajniejsza reklama, w której, jeśli kojarzą aktora, gra ktoś znany. Dla mnie z kolei jest to dobre „wstrzelenie” się w czasowe ramy sukcesu odniesionego przez House of Cards, które zaowocowały tym, że, po pierwsze, reklamy oraz markę w niej promowaną bardzo dobrze kojarzę, oraz po drugie to, że sięgnąłem do tej politycznej sielanki produkcji Netflixa. Stąd, choć nie wiem, czy efekt ten był zamierzony, BZ WBK kojarzę teraz z fajnymi reklamami (a to bardzo ciężko jest osiągnąć), oraz zawdzięczam im w jakiś sposób podjęcie dobrej decyzji dotyczącej House of Cards.