Frank Miller jest osobą, którą powinna być dobrze znana każdemu miłośnikowi powieści graficznych, nawet jeśli tylko w małym stopniu fascynuje go tego rodzaju kultura. Przez ostatnie siedem lat odpoczywał on od tworzenia autorskich projektów. Każda przerwa musi kiedyś się jednak skończyć, doskonałą okazją do tego była 20 rocznica powstania jednego z jego najznamienitszych dzieł – 300. To, czy mamy tutaj do czynienia z wielkim powrotem, o którym będzie się mówić przez lata – to już sprawa czysto subiektywna.
Ostatnie lata należały do Batmana w kilku względach. Postać Mrocznego Rycerza miała okazję odrodzić się dzięki doskonałej filmowej trylogii w reżyserii Chrisa Nolana, świetnie przyjętych grach Batman: Arkham Asylum i Arkham City czy już okrzytniętej kultową powieści graficznej Earth One ze scenariuszem Geoffa Johnsa. Obecny w popkulturze od 1939 roku zamaskowany bohater po raz kolejny udowodnia swą ponadczasowość.
Geneza Mrocznego Rycerza na kartach komiksu Year One zawsze wydawała mi się bardzo interesująca. Zupełnie inne podejście do tematu walki z przestępczością, motywy działania, wreszcie doskonale odzwierciedlony realizm „brudnego miasta” i ciekawie poprowadzona postać porucznika Gordona, który znacznie odbiegał od swojego fajtłapowatego wizerunku kupiły mnie bezgranicznie. Dlatego na wyjście animowanej ekranizacji Batman: Year One czekałem ze sporymi oczekiwaniami. Skoro materiał wyjściowy jest tak genialny, to co stało na przeszkodzie, aby animka była równie dojrzała i klimatyczna?