Recenzja komiksu: Xerkses. Upadek rodu Dariusza świt ery Aleksandr. - Froszti - 7 października 2019

Recenzja komiksu: Xerkses. Upadek rodu Dariusza, świt ery Aleksandr.

Frank Miller jest osobą, którą powinna być dobrze znana każdemu miłośnikowi powieści graficznych, nawet jeśli tylko w małym stopniu fascynuje go tego rodzaju kultura. Przez ostatnie siedem lat odpoczywał on od tworzenia autorskich projektów. Każda przerwa musi kiedyś się jednak skończyć, doskonałą okazją do tego była 20 rocznica powstania jednego z jego najznamienitszych dzieł – 300. To, czy mamy tutaj do czynienia z wielkim powrotem, o którym będzie się mówić przez lata – to już sprawa czysto subiektywna.

Twórca powraca do świata starożytnej Grecji okresu wojen Perskich, serwując swoim miłośnikom kombinację prequela oraz sequela przygód garstki dzielnych Spartan. Miniseria „Kserkses. Upadek rodu Dariusza, świt ery Aleksandra” już na pierwszych kadrach pokazuje powód nienawiści Kserksesa I do Greków. Śmierć jego ojca zapatrzonego w swoją potęgę i chcącego podbić cały świat nie wiele nauczyły syna, który postanowił kontynuować jego dzieło. Boski władca swoje plany musiał jednak odpowiednio zrewidować, napotykając na swoje drodze garstkę dzielnych i po części szalonych mieszkańców Sparty. Sromotna porażka jego wojsk była początkiem jego końca, nie doczekał on spokojnej starości, ginąc w dość brutalny sposób w wyniku intrygi pałacowej. Wielkie imperium Perskie i wielbiona dynastia Achemenidów zdołała przetrwać jeszcze jakiś czas do momentu, kiedy tron objął Dariusz III. Jego lekceważące podejście do przeciwnika stosunkowo szybko zakończyło jego rządy, dając początek podbojom Aleksandra Macedońskiego.

Zaraz po zakończonej lekturze dzieła w głowie pojawia się pytanie, jak wypada ono w porównaniu z 300? Najprościej napisać, że jest dobrze, ale komiks pozostawia w czytelniku pewną mocno wyczuwalną dozę niedosytu. Mocne skupienie się na kilku różnych wydarzeniach historycznych powoduje, że żadne z nich nie jest przedstawione w sposób nie tyle wyczerpujący co należycie głęboki. Nie wymagam od komiksów tego typu iście historycznego podejścia do tematu, ale chociaż próba mocniejszego wgryzienia się w prezentowane wydarzenia przez autora byłaby tutaj mile widziana. Niestety Frank Miller postanowił pójść w stronę widowiskowości, serwując odbiorcy komiks historyczno-przygodowy. Oczywiście tutaj pojawia się kwestia tego, co czytelnik oczekuje po tego rodzaju dziele – jeśli chce on tylko czystej rozrywki, to raczej powinien być zadowolony. Kolejną małą łyżką dziegciu dla całego scenariusza jest brak jednego głównego bohatera. Co prawda pojawiające się tutaj postacie są całkiem nieźle nakreślone, ale moim zdaniem wylewa się z nich odrobinę zbyt dużo patosu, co sprawia, że momentami są do siebie aż nazbyt podobne, nawet jeśli stoją po obu stronach barykady. Nie mamy tutaj do czynienia z komiksem dorównującym poziome 300, nie mniej jednak Xerxes ma w sobie to coś, co sprawia, że nie można go nazwać złym dziełem.

O wiele lepiej wypada warstwa artystyczna, która zawsze stanowiła mocny punkt twórczości Millera. Świetnie wyglądająca plansze zajmujące niejednokrotnie całe strony, rysunki przykuwające uwagę odbiorcy przez mocną i wyrazistą kreskę. Niestety w niektórych momentach widać, że z wiekiem ręka mistrza robi się mniej pewna. Mocno widoczne zmiany dotknęły warstwy kolorystycznej dzieła, szczególnie jeśli będzie się ją porównywać z przygodami Spartan. Alex Sinclair odpowiedzialny za dobór barw do komiksu, miał zupełnie inną wizję artystyczną niż Lynn Varley. Oczywiście nie oznacza to, że rysunki są przez to gorsze, po prostu są inne niż to, do czego przyzwyczaiły nas wcześniejsze dzieła Millera a szczególnie 300.

„Kserkses. Upadek rodu Dariusza, świt ery Aleksandra” to dzieło dobre i warte posiadania w swojej domowej kolekcji komiksowej pod warunkiem, że jest się fanem wspomnianego wielokrotnie w tym tekście albumu 300. Wiele takich osób sięgnie po ten tytuł z czystego sentymentu, chcąc wzbogacić domową biblioteczkę o kolejne dzieło mistrza. Nie sądzę jednak, żeby dzieło przekonały do siebie nowych miłośników powieści graficznych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tym rodzajem kultury. Oni raczej powinni sięgnąć po coś ze starszych tytułów Millera.

Radosław Frosztęga



Za udostępnienie komiksu do recenzji dziękuję wydawnictwu Egmont.

Froszti
7 października 2019 - 10:34