Najpierw wyjaśnijmy tajemnicze nazwy z tytułu tego felietonu. IGF to festiwal gier niezależnych, który nagradza najciekawsze produkcje tego typu. GDC to natomiast doroczna konferencja deweloperów, przyciągająca największe sławy i osobistości branży. Pirate Kart jest zestawem kilkuset niezwykłych gier indie. Zgłoszono go do wspomnianego konkursu. Bezskutecznie, bo jury nie pokusiło się nawet o małą nominację. Twórcy tego przedsięwzięcia nic sobie z tego nie robią i szykują się na drugą z wymienionych imprez. Kto kryje się za tym projektem i dlaczego z takim uporem walczy o uwagę?
Pojawiła się lista finalistów IGF 2012, czyli bodaj najbardziej prestiżowego konkursu dla twórców gier niezależnych. Podano także zwycięzców akcji Ludum Dare 22, podczas której deweloperzy tworzyli zupełnie nowe gry w kilkadziesiąt godzin. Co to oznacza dla nas, graczy? Oba wydarzenia pokazują najnowsze i często nieznane tytuły, na które warto zwrócić uwagę.
Wczoraj pisałem o premierze „Pirackiego Kartridża”, czyli Pirate Kart, przygotowanego na konkurs IGF 2012 przez kolektyw twórców. W niezwykłym zestawie znajdziemy 300 gier o najróżniejszej tematyce. Postanowiłem opisać dziesięć najciekawszych z nich, aby pokazać, że poziom absurdu, ale i geniuszu znajdujący się w tych małych produkcjach jest niewyobrażalny.
Zakończył się proces rejestracyjny konkursu IGF 2012, w którym rywalizują najciekawsze produkcje niezależne. W tej edycji imprezy gry będą musiały zmierzyć się z dziwacznym rywalem: „Pirackim Kartridżem”, zawierającym 300 bardzo prostych, ale często intrygujących gier niezależnych. Jak konkurować z molochem zawierającym gry o takich tytułach jak:
Ten zbiorowy przejaw twórczości często pomijanych producentów można pobrać za darmo. Pirate Kart zajmuje aż 1,9 GB i jest wyposażony w przejrzyste menu, z którego odpalamy gry. To kopalnia odjechanych pomysłów: często nieudanych, a czasem genialnych. Przeglądanie tych gier to podróż do krainy, gdzie utarte konwencje są wyśmiewane.