W zamierzchłych czasach, kiedy całe gry mieściły się na płytach CD, Europejscy gracze nie mieli łatwego życia. Większość gier pojawiała się na Starym kontynencie sporo po premierach w Stanach i Japonii. Masa gier dostępnych w USA była poza naszym zasięgiem bo konsole posiadały blokady regionalne. Dodatkowo japońskie produkcje rzadko były tłumaczone na zrozumiały język i pozostawało nam czytanie opinii wybrańców rozumiejących kanji. Kiedy na swoim PS Vita widzę tytuł taki jak Tokyo Tattoo Girls, wiem że przez ostatnie 23 lata poczyniliśmy niezłe postępy.
Kilka lat temu miałem okazję zagrać w drobną gierkę indie inspirowaną jednym z klasyków ze stajni Nintendo. Nie miałem zbyt wielkich oczekiwań bo pośród niezliczonej ilości indyków jedynie garstka przypadła mi do gustu. Z jakiegoś powodu postanowiłem dać Ittle Dew szansę. Drobna gierka pozytywnie mnie zaskoczyła i całkiem miło spędziłem z nią kilka godzin. Z tego powodu kiedy doszły mnie słuchy, że sequel wyląduje na najnowszej konsoli Nintendo byłem pewny, że Ittle Dew 2+ znajdzie się w mojej kolekcji gier na Switcha.
Spory kawałek swojego dzieciństwa spędziłem w salonach gier. Ta forma rozrywki kojarzy się nierozerwalnie wozami Drzymały i wakacyjnymi wyjazdami nad morze. Niezliczone ilości żetonów wrzucanych do maszyn by zagrywać się w najróżniejsze tytuły. W salonach gier katowaliśmy głównie w strzelanki, bijatyki i chodzone bijatyki. Ten ostatni gatunek stracił na popularności wraz z nadejściem epoki 3D i popularyzacją slasherów. W każdym razie dawno nie miałem okazji posiedzieć przy gierce w stylu Cadillacs and Dinosaurs czy Final Fight. Dlatego premiera Cartoon Network: Battle Crashers na Nintendo Switch spotkała się z moim zainteresowaniem. Czy ten tytuł pozwoli mi na odtworzenie wspomnień związanych z przechodzeniem gierek takich jak The Punisher i Golden Axe?
Niektóre gry są skazane na porażkę. Nie chodzi tutaj o ich jakość ale czynniki zewnętrzne jak to co jest aktualnie popularne, lista najbliższych dużych premier czy też system na jakim ma pojawić się dany tytuł. Każda gierka, która trafi pomiędzy Mario Odyssey, nowe Assasin's Creed i Wolfenstein II zostanie wgnieciona w ziemię. Smutno mi z tego powodu bo taka perełka jak Lost Dimension ponownie ginie w tłumie.