Dead Space 3 to kontynuacja serii, której pierwsza odsłona pokazała, że przeniesienie i rozwiniecie pomysłów z Resident Evil 4 na konsole obecnej generacji może przynieść świetny efekt. Pięć lat później wychodzi kolejny tytuł o martwej przestrzeni kosmicznej a prezentowane uniwersum rozrosło się do całkiem sporych rozmiarów (książka, komiksy, filmy). Zapowiedzi o zmianach w lubianej przez wielu graczy serii wywołały niepokój wśród fanów. Co-op i mikropłatności połączone z tragiczną kampanią reklamową (In the Air Tonight – WTF?) naprawdę zaszkodziły temu tytułowi. Czy oznacza to, że nie warto się nim interesować?
Dead Space 3 kontynuuje przygody naszego ulubionego bohatera, który nosi imię i nazwisko na cześć dwóch wielkich pisarzy SF. Isaac Clarke powrócił na chwilę do codziennych problemów takich jak szczypiący w oczy szampon po to by zostać ponownie wplątanym w olbrzymi kosmiczny spisek. Religia oparta na kulcie 'stworzonych przez obcych” markerów (dziwne kamienie pokryte tajemniczymi znakami) opanowała praktycznie całą ludzkość. Jednak w beznadziejnej sytuacji i nadchodzącej zagładzie gatunku ludzkiego naszemu bohaterowi pozostała jeszcze szansa by wszystko uratować. Wyrusza on więc w podróż która zabierze go na pokład opuszczonych statków, skutą lodem planetę i jej tajemnicze wnętrze. Isaacowi towarzyszyć będzie znana z poprzedniej odsłony Ellie, jej nowy chłopak, jego kompan z służb Rządu Ziemi. W pościg za „Niszczycielem markerów” (Clarke) wyrusza także jeden z liderów kultu, który chce dopilnować by wszyscy stali się jednym. Oczywiście nie należy zapominać o zawsze chętnych do tego byśmy wpadli im w objęcia.
Jeśli chodzi o fabułę to z początku dzieje się dużo i szybko. Później następuje zwolnienie tempa by na sam koniec przyśpieszyć. Dowiadujemy się bardzo wiele na temat mitologii całego cyklu i uzyskujemy odpowiedzi na pytania nurtujące nas od dłuższego czasu. Obok tego solidna dawka pseudo dramatów, sekwencji z kiepskich filmów akcji i prezentowanie głównego bohatera jako największej fajtłapy lub największego pechowca w dziejach świata (ciągle gdzieś spada, upada i oddziela się od reszty swojej grupy).
Niestety podobnie jak w przypadku poprzedniej odsłony fabuła jest najsłabszym elementem gry. Niby wszystko jest dość interesujące i na miejscu. Podróż przez całą galaktykę by odszukać tajemniczy artefakt, wyścig by zdobyć go przed szaleńcem gotowym zniszczyć ludzkość. Cel jaki przyświeca bohaterowi daje twórcom dość duże pole do popisu. Jednak podobnie jak w DS2 materiały poboczne i postacie, z którymi nie mamy kontaktu są znacznie bardziej interesujące od tego co zostaje nam zaserwowane. Grupa ekspedycyjna jest tak naprawdę tylko po to by ginąć a wątek trójkąta miłosnego jest po prostu dość żałosny. Wiele scen sprawia wrażenie wstawionych tylko po to by być wymówką dla kolejnych sekwencji akcji. Ich nielogiczność sprawiała, że liczyłem na jakiś wielki i zaskakujący finisz albo pokazanie jaki wpływ na ludzi mają markery. Niestety ktoś po prostu odwali swoją robotę byle jak. Szkoda że nagrania audio opisujące wydarzenia, w których nie bierzemy udziału są najbardziej interesujące. Przynajmniej podczas grania można dowiedzieć się dlaczego seria Dead Space nosi taki a nie inny tytuł. Na szczęście pozostaje we mnie nadzieja, że historia samych „magicznych kamieni” dalej będzie kroczyć w dobrą stronę a przynudzanie wprost z filmów obyczajowych stanie się wiarygodne lub wyparuje. Dead Space wypada najlepiej kiedy jesteśmy daleko od innych żywych postaci a o otaczających nas miejscach dowiadujemy się z nagrań i naszych własnych domysłów.
Tu z ratunkiem przychodzą misje poboczne, których jest całkiem sporo. Każda z nich prezentuje pozwala nam poznać losy innych postaci, które miały nieszczęście bliższego poznania się z nekromorfami. Są żołnierze dopuszczający się kanibalizmu, koleś który nie chciał wypełnić obrazu i popełnić samobójstwa. Przemierzając te lokacje, gdzie poznajemy efekty cudzych przygód odnajdziemy w nowej grze ducha starego Dead Space. Śmiało mogę powiedzieć, że misje te zrobiły na mnie ogromne, pozytywne ważnie. Szkoda tylko, że pomieszczenia w których przyjdzie nam je poznawać są do siebie strasznie podobne. Sprawia to ważnie, że cały czas przechadzamy się po 4 czy 5 pokojach.
Jeśli chodzi o gameplay to tradycja serii zostaje zachowana. Więcej akcji i musi ona być szybsza. Nie jest to jednak opisywane przez wielu odejście w stronę strzelanek. Metodyczne eliminowanie przeciwników znane z pierwszej odsłony przeminęło z wiatrem. Teraz podobnie jak w DS2 wyskakuje na nas masa przeciwników. Może to subiektywne odczucie ale wydaje się być ich jeszcze więcej i są oni jeszcze szybsi. Zmusza to nas do częstszego korzystania ze spowolnienia wrogów (staza). Nie jestem do końca przekonany, że pójście w ilość było najlepszym rozwiązaniem. Zwłaszcza, że uczucie zaskoczenia i zagrożenia dość szybko znika kiedy wiemy, że wróg wyskoczy z każdego dostępnego otworu jaki mijamy. Całkiem fajne za to są stwory podwieszone na suficie. Jeśli ich nie zauważymy to możemy liczyć na przyśpieszone bicie serca. Ogólnie jednak Dead Space 3 to chodzenie z pomieszczenia do pomieszczenia w poszukiwaniu przedmiotów i różnego rodzaju wajch eliminując masę mięsistych trupów po drodze. Do gry dodano nową, średnią zabawę w hakowanie drzwi. Powraca także sekwencja „latana” z DS2 i dochodzi wspinaczka po ścianie. Te elementy nie wypadają najlepiej ale doceniam ich obecność jako urozmaicenie eksploracji.
Dead Space 3 staje się inną bestią w trybie wieloosobowym. Zamiast samotnego przemierzania korytarzy robimy to w dwie osoby co zdecydowanie zmienia nasz styl gry. Same postacie stają się zdecydowanie bardziej gadatliwe co potęguje wrażenie, że napięcie się gdzieś rozpływa. Zabawa dla dwóch graczy oferuje jednak dodatkowe misje, w których poznajemy lepiej Johna Carvera i jego historię. Twardy żołnierz jest też jedyną postacią, która jest podatna na wpływy markerów i „ma wizje”. W samotnej grze nie ma opcji wyboru postaci i misje z Carverem są zablokowane. Jeśli chcemy poznać lepiej poznać tę postać i wyciągnąć z DS3 trochę dodatkowego czasu to musimy grać w dostępnym wyłącznie online trybie kooperacji.
Nikt chyba nie będzie specjalnie zawiedziony ale wieloosobowa rywalizacja znana z Dead Space 2 nie powraca. Tym razem nie będziemy mieli okazji wcielić się w potwory.
Lekki zawód mogą wywołać w nas przeciwnicy. Niby są prawie tacy sami jak wcześniej. Jednak nie ujrzymy już małych zmutowanych bobasków i dzieciaczków z mięsnymi łodygami wystającymi z pleców. Zmiany te są usprawiedliwione kwestiami fabularnymi ale przez to przeciwnicy wglądają zdecydowanie mniej klimatycznie. Największą nowością jest dodanie ludzkich przeciwników. Będziemy walczyć z fanatykami, uzbrojonymi po zęby. To w połączaniu z możliwością kucania i krycia się za zasłonami było najbardziej kontrowersyjnym elementem materiałów promujących grę. Na szczęście nie mamy w tym wypadku do czynienia z klonem Gears of War (chociaż możemy przeturlać się po ziemi niczym Marcus Fenix). Starcia z ludzkimi przeciwnikami nie są zbyt długie i zbyt częste a do tego dochodzi do momentów wzajemnej walki trzech stron (my, ludzie i necro), które są okazją dla całkiem interesujących akcji. Nie powiem, żebym był specjalnie zadowolony z ludzkich przeciwników ale nie są oni tak tragiczni jak to przewidywaliśmy (zwłaszcza kiedy zaraz po śmierci zaczną mutować). Najbardziej interesujące jest chyba dostosowywanie się wrogów do naszych ataków. Jeśli na przykład odstrzelimy nekromorfowi nogi to „wyrosną” mu dodatkowe kończyny i będzie czymś przypominającym pająka. Sprawia to, że taktyka „wal po nogach i dobijaj” staje się zdecydowanie mniej efektywna.
Nowością jest system tworzenia i modyfikowania broni, która posłuży nam do eksterminacji nekromorfów. Sprzęt znany z poprzednich odsłon został rozłożony na części, z których niczym z kolców lego możemy budować własne zestawy. Mamy dostęp do kilku slotów, w które wkładamy odpowiednie elementy. Możemy na przykład stworzyć shotguna z dołączonym miotaczem ognia, którego pociski będą wypełnione kwasem i będzie on sam „zbierał” zostawioną przez martwych przeciwników amunicję. Można jednak zbudować i korzystać z klasyków. Sam przez większą część zabawy korzystałem z kultowego już Plasma Cuttera, dodając do niego pod koniec zabawy podstawowy tryb strzelania z Rippera (szybko kręcąca się piła, idealna do walki w zwarciu). Możemy tworzyć także przedmioty z gotowych wzorów znajdowanych w grze lub pochodzących z wymiany z naszymi partnerami z trybu co-op.
Mam jednak pewne zastrzeżenia do systemu tworzenia przedmiotów. Wydaje się on być przynajmniej z początku mało intuicyjny co może zniechęcić graczy do eksperymentowania z całkiem bogatym zestawem elementów.
Ulepszać możemy także nasz kombinezon. Jednak robimy to za pomocą tych samych materiałów z których składamy bronie, apteczki i amunicję. W tym momencie warto zwrócić uwagę na system surowców. Jest ich kilka typów i wypadają z przeciwników a także można je znaleźć rozsypane w różnych lokacjach. Do tego w trakcie gry znajdziemy specjalne robociki, które w połączaniu z radarem pozwalają dobrać się do specjalnych „złoż surowców”. Najbardziej niecierpliwi mają możliwość skorzystania z opcjonalnych mikropłatności (o których gra przypomina przy każdej możliwej okazji). Pomijając jak złe jest to rozwiązanie należy zauważyć, że nie zastosowano tym razem, żadnego pay 2 win ani innych bzdetów. Wydawanie kasy jest naprawdę opcjonalne i korzystać z niego będą tylko leniwi i osoby, które chcą odblokować wszystko w jednej chwili. Grając w normalny sposób zdobędziemy wszystko czego nam potrzeba do zbudowania odpowiedniego arsenału i ulepszenia naszego ekwipunku.
Oprawa graficzna jest naprawdę solidna. Może nie ma tu opadów szczęki ale jest w porządku. Sam parę razy zatrzymałem się by podziać kosmiczny zmierzch. Jednak przez większość gry jesteśmy albo w ciemnych i ciasnych pomieszczeniach albo zdominowanej przez biel i śnieżyce otwartej przestrzeni. To drugie wydaje się całkiem miłą odskocznią dla korytarzy statków i stacji kosmicznej znanych z poprzednich gier. Oprawa audio wydaje się być ok. Nie mam zastrzeżeń do głosów i odgłosów. Szkoda tylko, że grze brakuje melodii przewodniej takiej Twnikle Twinkle Little Star czy Ring Around the Rosie, które towarzyszyły poprzednim grom ( z tym czymś bazującym na utworze Phila Collinsa nie chcę tego tytułu kojarzyć). Powiem szczerze, że muzyka z Dead Space 3 kompletnie nie zapadła mi w pamięć i nie jestem pewny czy podczas gry towarzyszyło mi jakieś pobrzękiwanie, czy jedyne co słyszałem to potowy wyskakujące z każdego wentylatora.
Należy wspomnieć jeszcze o dodatkowych trybach gry, które możemy odblokować. Poza new Game + mamy Classic z zasadami z pierwszego Dead Space, Survival gdzie martwi przeciwnicy nie zostawiają amunicji i apteczek a także znany już tryb gdzie śmierć = restart całej przygody.
Dziwnym wydaje się to, że opcja New Game + widoczna w grze jest od samego początku. Opcje są jednak zablokowane do momentu przejścia gry. Moim zdaniem tytułowi zdecydowanie lepiej by zrobiło gdyby chociaż Classic było dostępne od samego początku. Fani zabawy bez składania własnej broni i celowania w sposób znany z pierwszego DS byliby zdecydowanie bardziej zadowoleni z takiego rozwiązania. Dodatków poczynając od kombinezonów, przez filtr grafiki po nowe tryby gry jest całkiem sporo. Zapewniają one, że jeśli gra nam się spodoba to starczy na zdecydowanie dłużej niż te 15 godzin potrzebne na zaliczanie kampanii. Całość wydłużają też „znajdźki” w postaci artefaktów i wspomniane już opcjonalne misje.
Na sam koniec warto wspomnieć o jeszcze jednym problemie jaki możemy napotkać w trakcie gry. Chodzi o bardzo dziwny i nieprzyjazny graczom system zapisy gry. Mamy checkpointy i możliwość wyjścia i zapisu gry w każdym momencie. Niestety po w czytaniu gry nie znajdziemy się w punkcie gdzie zapisaliśmy przygodę (ani najbliższym chekpoincie). Pojawimy się w jednym z kilku punktów startowych (zazwyczaj początek danego rozdziału) a zapisany będzie tak naprawdę jedynie stan naszego plecaka. Jest to strasznie problematyczne zwłaszcza jeśli chcemy przerwać grę podczas, którejś z misji pobocznych. Wtedy cały postęp danej misji po prostu przepada.
Dead Space 3 to bardzo dobry tytuł, który stał się ofiarą własnej kampanii marketingowej i często nieuzasadnionej nienawiści graczy do EA. Do sprawdzonego przepisu dodano coś nowego. Nie zmienia to jednak smaku całej potrawy i jest zdecydowanie. lepszą alternatywą dla odgrzewanych kotletów. Czy jest to najlepsza odsłona cyklu Dead Space? -Nie. Nie jest to jednak typowy shooter ani coś co miałoby przynieść hańbę marce. Ja jestem z finalnego produktu zadowolony i z czystym sercem mogę polecić Dead Space 3 każdemu kto lubi dobre gry o zabijaniu już raz umarłych stworzeń.