Rzut okiem na Nier: Automata - Danteveli - 24 grudnia 2016

Rzut okiem na Nier: Automata

Nie będę udawał jakiegoś super fana gry Nier. Jest to całkiem interesujący tytuł, który bez wątpienia zasługuje na status produkcji kultowej. Ja jednak nie czuję jakiejś specjalnej sympatii w stosunku do tego tytułu. Dlatego też do nadchodzącego sequelu gry podchodziłem z ostrożnym optymizmem. Demo Nier: Automata pozwoliło mi zweryfikować swoją opinię i przesunąć ten tytuł z kolumny „może” do „muszę mieć” na mojej liście zakupów. Co takiego w tym demku sprawiło, że zacieram ręce na kolejną japońską gierkę?

 

Tak dla przypomnienia. Nier to spin-off, serii Drakengard. Niszowy cykl wzorujący się na Dynasty Warriors zasłyną dzięki mrocznej historii i naprawdę mindfuckowym zakończeniom. Nier to natomiast inna kategoria zakręcenia. O tym jak dziwna jest ta produkcja mogą świadczyć dwie wersje gry wydane w Japonii różniące się między sobą wyglądem głównego bohatera i jego powiązaniem z dziewczyną, którą przyjdzie mu ratować. W każdym razie zarówno Drakengard jak i Nier to produkcje niszowe, skierowane do fanów japońszczyzny dla których od dopracowanego gameplayu ważniejsza jest fabuła.

Nier: Automata zdaje się wyrywać z tej formuły. Wszystko to za sprawą dewelopera. Za grę odpowiada znane z cyklu Bayonetta studio PlatinumGames. Twórcom ostatnio powinęła się noga przy Teenage Mutant Ninja Turtles i Star Fox Zero. Automata zdaje się być jednak powrotem do formy. Przynajmniej takie wrażenie odniosłem bo krótkim, 15 minutowym demie jakie pojawiło się na PlayStation Network.

 

Oferowany nam fragment rozgrywki, rzuca gracza w wir akcji. Nie ma czasu na przedstawienie postaci czy przybliżenie fabuły. Jako android o ksywce 2B mamy rozprawić się z jakimś wrogim robotem. Nim się z nim uporamy musimy wytłuc jednak całą chmarę mniejszych wrogów. Wrogów którzy swoim wyglądem przypominają stworka z logo systemu operacyjnego Android. Nie twierdzę, że ma to być jakaś aluzja do współczesnego świata. Po prostu przez całe demko miałem wrażenie, że walczę z ludkiem ze swojego telefonu. Wycinek gry nastawiony jest na walkę ale można pokusić się o odrobinę eksploracji ścieżek nie prowadzących nas bezpośrednio do celu misji.

Walki w Nier: Automata są bardzo dynamiczne a starcia z bossami wyglądają spektakularnie. Niczego innego nie można było spodziewać się po Platinum. Mamy standardowe ataki bronią wariancie silniejszego i słabszego ale szybszego ciosu. Jest też unik przypominający ten z Transformers; Devastation i Bayonetta. Interesującym elementem jest obecność małego robocika służącego za nasz pistolet/działko. W gruncie rzeczy jego funkcja sprowadza się do tego co robią giwery w innych grach. Latające koło głowy naszej bohaterki stworzonko dodaje grze klimatu i dobrze sprawdza się w akcji. Wynika to z tego, że nasza żyjąca pukawka ostrzeliwuje wroga nie ze środka ekranu a z pozycji trochę z boku. Na początku musiałem się do tego przyzwyczaić. Podczas starć z latającymi przeciwnikami dostrzegłem zalety tego nietypowego rozwiązania. Zdaje się ono dawać większą swobodę przy jednoczesnym strzelaniu i poruszaniu się postacią.

Kilka słów o walce z bossem. Niby to sztampowy, olbrzymi przeciwnik machający swoimi łapami ale starcie z nim „robi”. Kilka faz walki serwuje nam różne wyzwania i całość wygląda naprawdę fajnie. Na plus samiutki finał, który przypomina finiszery Climax z Bayonetty.

Rzut okiem na menu pojawiające się po pauzowaniu gry pozwala zobaczyć, że będziemy mieli dostęp do różnych rodzajów broni. W menu pojawiają się pola z mieczami, włóczniami i rękawicami. Mamy też możliwość modyfikowania 2B poprzez system chipów. W pewnym momencie gry pojawiła się także informacja, że moja postać zdobyła nowy poziom doświadczenia. Demko tego rzekomo Action-RPG kładzie nacisk na akcję, która elementy role playing zostawia daleko w tyle. Nie liczyłbym na więcej w pełnej wersji gry. Obstawiam, że RPG ograniczone tutaj będzie do absolutnego minimum i deweloper skupi się na tym, na czym zna się najlepiej.

Tym co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło jest różnorodność gameplayu. Jasne że przez większość czasu nawalamy się z wrogimi robotami. Robimy to jednak na różne sposoby i obserwujemy akcję z różnej perspektywy. Mamy dominację slashera w stylu Bayonetty. Jest też trochę akcji obserwowanej z boku niczym platformówce. Chwilę później gra staje się na moment dual stick shooterem i patrzymy na siekę z góry. Podczas walki z bossem mamy też moment zabawy s tylu gier takich jak Panzer Dragon i latamy w powietrzu. Może to tylko pokazówka, gdzie najlepsze patenty z rozgrywki zostały upchane razem? Mam jednak nadzieje, że zabawa będzie co najmniej tak różnorodna jak w tym wycinku gry. Doświadczenie z innymi grami PlatinumGames pozwalają mi mieć nadzieję, że tak właśnie będzie. Przerywanie raz na jakiś czas sieki czymś trochę innym może tylko wyjść na dobre.

Na sam koniec jeszcze jedna drobna kwestia. Moją przygodę z pierwszym Nier na Xboksa 360 pamiętam jak przez mgłę. Jednak Automata w żaden sposób nie przypomina mi tamtego tytułu. Produkcji PlatinumGames bliżej do Bayonetty albo Metal Gear Rising. Może reszta produkcji serwuje nam otwarty świat, questy, puzzle i łowienie ryb? Jeśli mam jednak oceniać książkę po zapoznaniu się z kilkoma kartkami, to Nier: Automata będzie bardzo lekko nawiązywać do oryginalnej gry. Nie wiem czy to dobrze bo jak już wspominałem nie uznaję się za fana tamtej gry. Większe nastawienie na akcję powinno zwiększyć grupę potencjalnych odbiorców. Jednak jeśli produkcja zostanie pozbawiona tego co czyniło Nier tak wyjątkowym tytułem, to jaki był sens tworzyć sequel tamtej gry? Nie będę się teraz nad ta kwestią rozwodził bo to nie czas ani miejsce do gdybania na takie tematy.

Nier: Automata wyląduje na PlayStation 4 już 10 marca. Kontakt z demem utwierdził mnie w przekonaniu, że warto jest się zainteresować tą produkcją. Na konsoli Sony brakuje Dobrych, Mocnych, Ciekawych slasherów i gierka od PlatinumGames z automatu stanie się mocnym argumentem przemawiającym za zakupem PS4. Jak już wspominałem na początku tego tekstu, Nier: Automata ląduje na mojej liście najbardziej wyczekiwanych premier pierwszego kwartału 2017 roku.  

 

PS. Czy tylko ja to widzę?

Danteveli
24 grudnia 2016 - 07:59