Upadek dem – dlaczego twórcy gier nie wypuszczają już wersji demonstracyjnych?
Rzut okiem na Nier: Automata
Final Fantasy XV: Platinum Demo - pierwsza i ostatnia próba
Co dziś dostajemy zamiast wersji demonstracyjnych?
Potrzebujemy wersji demonstracyjnych jak nigdy dotąd
Dema gier – czy szkodzą twórcom?
W ciągle rozwijającym się świecie gier indie, Mark of the Deep wyróżnia się jako unikalna przygoda podwodna, łącząca eksplorację, rozwiązywanie zagadek i fabularnie napędzaną rozgrywkę. Stworzona przez zespół Deepwater Studios, ta gra zaprasza graczy do zanurzenia się w rozległe i tajemnicze morskie głębiny, gdzie czekają na nich starożytne sekrety, niebezpieczne stworzenia i pozostałości zapomnianej cywilizacji.
Miałem okazję zagrać w całkiem sporo gier osadzonych w uniwersum Warhammer 40K. Większość to przeciętniaki i niewypały. Trafi się jednak trochę ciekawych produkcji wartych zagrania. Jest też kilka gier wybitnych jak pierwsze dwie odsłony cyklu Dawn of War. Ciekawe, do której kategorii będzie należeć Warhammer 40 000: Shootas, Blood & Teef?
Jeszcze w poprzedniej dekadzie wersje demonstracyjne gier były czymś w branży całkowicie naturalnym, a dla wielu graczy stanowiły podstawę podejmowania decyzji zakupowych. Twórcy ochoczo udostępniali niewielkie fragmenty swoich gier, uważając, że w ten sposób dotrą do większej liczby odbiorców. Sytuacja jednak zmieniła się wraz z cyfrową rewolucją i dema zaczęły pojawiać się coraz rzadziej. Obecnie taka forma promocji tytułów niemalże nie istnieje, a gdy już się zdarza, to najczęściej na długo po premierze pełnej gry, jako próba ratowania podupadającej sprzedaży. Co sprawiło, że twórcy zmienili swoje nastawienie do tak lubianych przez graczy „demek”?
Nie będę udawał jakiegoś super fana gry Nier. Jest to całkiem interesujący tytuł, który bez wątpienia zasługuje na status produkcji kultowej. Ja jednak nie czuję jakiejś specjalnej sympatii w stosunku do tego tytułu. Dlatego też do nadchodzącego sequelu gry podchodziłem z ostrożnym optymizmem. Demo Nier: Automata pozwoliło mi zweryfikować swoją opinię i przesunąć ten tytuł z kolumny „może” do „muszę mieć” na mojej liście zakupów. Co takiego w tym demku sprawiło, że zacieram ręce na kolejną japońską gierkę?
Przez blisko 2 godziny tańczyłem z Platynowym Demem – kolejną próbką możliwość od studia Square Enix w temacie Final Fantasy XV. Epizod Duscae, poprzednia pokazówka FFXV, ukazał się tylko na PlayStation 4 i siłą rzeczy nie mogłem jej przetestować. Tym razem się udało! Mimo wszystko nie nawróciło mnie to na ścieżkę objawienia. Co więcej – dalej nie przekonałem się do Finali.
Wśród ofiar zeszłej generacji konsol często wymieniane są wersje demonstracyjne gier. Niegdyś praktycznie każda gra dostawała taką “próbkę” do ogrania za darmo. Dziś nie jest już tak różowo i rzadko kiedy mamy możliwość sprawdzenia fragmentu wyczekiwanego tytułu przed premierą. Wydawcy zdają się uważać, że w czasach niezwykle rozbudowanych produkcji, w których ciężko dopiąć wszystko na ostatni guzik, takie darmowe testowanie przynosi więcej szkód niż pożytku. Jednak, jakby nie patrzeć na negatywny wydźwięk tego zjawiska, można też zauważyć zalążki nowego podejścia do darmowego testowania gry przed premierą.
Żyjemy w czasach, gdy producenci gier zachowują się względem graczy bardziej nie fair, niż kiedykolwiek wcześniej. Wielu z nich zwyczajnie nie można ufać i wszelkie zapewnienia, zmiany terminów premier – można wykorzystać jedynie do podtarcia sobie tyłka. Mimo tego faktu wersje demonstracyjne pojawiają się coraz rzadziej i na dobrą sprawę ich obecność współcześnie można uznać za wyjątkowy, godny wyróżnienia czyn twórców.
Wiosną 2010 roku pojawiła się w sieci plotka, jakoby niektórzy developerzy rozważali wprowadzenie opłat za pobieranie wersji demonstracyjnych ich tytułów. Reakcja graczy i redaktorów branżowych była błyskawiczna i wielce negatywna, wszak nagle mielibyśmy zacząć płacić za coś, co od początków istnienia naszej branży mamy dostępne za darmo. Patrząc na poczynania wydawców z perspektywy lat, można wprawdzie powiedzieć, że po prostu czasy się zmieniają i jak tak dalej pójdzie, to niedługo trzeba będzie wrzucać monetę przy każdym uruchomieniu konsoli, niemniej problem wersji demonstracyjnych jest dużo bardziej złożony i dlatego też postanowiłem przyjrzeć mu się bliżej. Tym bardziej, że wersji demonstracyjnych mamy dziś dostępnych znacznie mniej.
Czternasta FIFA jest odsłoną, którą najbardziej znienawidziłem. W produkcje traktujące o piłce nożnej gram już od dawna i to nie tylko w te od EA. Próbowałem PESa, a nawet zastanawiałem się nad przesiadką właśnie na niego, po ukazaniu się FIFY 14. Po ograniu wersji demonstracyjnej 15, wyczułem, że nadchodzi zbawienie.
Nowa gra Team Japan na PlayStation 3 ukaże się już niebawem – poprzedza ją demo, które powinno dać do zrozumienia wszystkim fanom platformówek, czy chcą sięgnąć pod ten nowy, „szmaciankowy” świat pełen groteski i szalejącego oświetlenia.
To czym jest Puppeteer?