Devil's Hunt - Danteveli - 3 października 2019

Devil's Hunt

Anioły i demony są niezwykle popularne w grach wideo. Momentami wydaje się, że co druga gra bez względu na gatunek serwuje nam akurat ten wariant starcia sił dobra z armią ciemności. Teraz na arenę wkracza kolejna z tego typu produkcji. Czy zasługuje ona na stracenie do piekła przeciętności, czy może przeniesie ona nas do raju grywalności?

Muszę przyznać, że Devil’s Hunt nie zainteresowało mnie z powodu rozgrywki, fabuły czy też oryginalnych pomysłów zaprezentowanych w grze. Tym co przyciągnęło mnie do tej polskiej produkcji jest jej rodowód. Otóż za tytułem tym stoi pewien utalentowany człowiek. Paweł Leśniak – piłkarz jednej z futbolowych drużyn jest także autorem kilku książek. Jedna z tych książek doczekała się właśnie adaptacji w postaci Devil’s Hunt. Za adaptację odpowiedzialne jest niezależne studio stworzone przez Pawła Leśniaka. Trzeba powiedzieć, że Paweł jest człowiekiem renesansu i dobrym przykładem tego, że warto inwestować w swoje pasje.

Przechodząc już do samej gry mój zachwyt niestety nie będzie tak olbrzymi. W Devil’s Hunt wcielamy się w Desmonda. Koleś mieszka w Miami i żyje jak król dzięki fortunie swojego ojca. Pewnego dnia nasz bohater ginie i trafia do piekła. By się uratować Desmond wchodzi w pakt z Lucyferem i staje się jego wojownikiem. Od tego momentu zadaniem bohatera jest polowanie na wytypowanych ludzi i sprowadzanie ich duszy do piekła. Szybko okazuje się jednak, ze Desmond jest kimś specjalnym i to od niego zależy jak będzie wyglądała przyszłość świata.

Fabuła nie brzmi zbyt oryginalnie, ale daje tej produkcji spory potencjał. Niestety efekt końcowy jest co najwyżej przeciętny. Patent na historyjkę znamy dobrze z masy filmów, książek, komiksów, a nawet gier takich jak genialne The Darkness. Devil’s Hunt to seria dobrze znanych motywów podanych w gorszy niż zazwyczaj sposób. Postacie są okropne, wiele scen nie ma większego sensu a zwroty akcji są przewidywalne. Nie wiem jak to wszystko wypadało w książkowym pierwowzorze, ale gra jest kiepską imitacją znacznie lepszych historii o antybohaterze stającym naprzeciwko demonom.

Interesującym aspektem tej produkcji jest jej filmowość. Scenariusz jaki nam zaserwowano nadaje się bardziej do filmu niż gry akcji. Mamy dosyć powolny początek mający za zadanie przybliżyć nam postacie i przez pierwszą godzinę gry praktycznie nic się nie dzieje. To stoi w kontraście do wszystkich innych slasherów, gdzie akcja jest priorytetem. Przyczyną takiego stanu rzeczy może być fakt, że założycielem studia odpowiedzialnego za grę jest autor książki na podstawie, której powstało Devil’s Hunt. Obstawiam, że autor przywiązany do tego co napisał chciał jak najdokładniej przenieść wszystko do swojej gry. Niestety to nie do końca działa. Może gdyby historia była trochę bardziej oryginalna i ciekawsza to długie scenki i sekwencje o niczym miałyby większy sens. W obecnej postaci sprawiają one wrażenie sztucznego wydłużania produkcji. Zwłaszcza, ze w drugiej połowie gry prezentowana historia się sypie i powolne wprowadzenie z tej perspektywy jest kompletnie bezzasadne.

Trochę dziwne, że przez tyle akapitów koncentruje się na kwestiach takich jak fabuła czy nietypowy (jak na Polskie warunki) twórca gry. Robię tak głównie ze względu na to, ze o rozgrywce nie mogę napisać zbyt wiele. Jest ona nudna i niezwykle banalna. Mamy do czynienia ze slasherem inspirującym się innymi produkcjami z gatunku. Jednak rozgrywka jest tutaj gdzieś na poziomie PSX, zanim na arenę wkroczyło Devil May Cry. Posiadamy dwa ataki, które możemy łączyć w kombinacje. Do tego mamy dostęp do trzech drzewek umiejętności pomiędzy którymi możemy przełączać się w dowolnej chwili. Każde z drzewek pozwala nam na wyposażenie trzech ataków. Ostatnim bajerem jest pasek furii, który po naładowaniu pozwala nam przybrać formę demona.

Same walki nie specjalnie się kleją i sprawiają wrażenie niezwykle mechanicznych. Brak tutaj dynamiki z produkcji takich jak wspomniane DMC czy Bayonetta. Na dodatek pokonywanie wrogów nie jest satysfakcjonujące. Najsłabsze jest to, że im dalej w las tym gra staje się nudniejsza. Wynika to z tego, że napotykamy zaledwie garstkę różnych przeciwników a nasz arsenał ruchów nie jest nigdy specjalnie rozbudowywany.

Chciałem polubić ten tytuł bo z początku widziałem w nim spory potencjał. Niestety to nie wystarcza do tego by dana produkcja była grywalna. Devil’s Hunt w najlepszych momentach jest średniakiem, który byłby do zaakceptowania jako budżetówka na X360. Może gdyby system walki był bardziej płynny i rozbudowany to wyszłaby tutaj całkiem fajna gra. Ewentualnie gdyby fabuła była lepiej zaprezentowana to łatwiej byłoby się przebijać przez monotonne walki. Szkoda, że jest drętwo i niezwykle nudno zarówno jeśli chodzi o rozgrywkę jak i opowiadaną historię. Zwłaszcza, ze oprawa graficzna momentami jest naprawdę solidna. Design postaci pozostawia bardzo wiele do życzenia, ale niektóre lokacje są niezwykle klimatyczne.

Devil’s Hunt to taka budżetowa, znacznie gorsza wersja połączenia God of War i Devil May Cry. W pierwszych latach poprzedniej generacji byłby to całkiem niezły tytuł. Dzisiaj zbytnio odstaje on od innych slasherów. Skostniała animacja, kiepski system walki i schematyczne pojedynki skutecznie psują dobra zabawę. Mimo wszystko produkcja ma potencjał. Z tego powodu liczę na to, że studio odpowiedzialne za Devil’s Hunt będzie miało jeszcze okazję zaserwować nam jakąś inną grę. Na ten moment trudno mi polecić ten tytuł. Może podczas jakiejś wyprzedaży lub innej promocji w sytuacji, gdy ograliśmy wszystkie lepsze gry i mamy ochotę na odrobinę bezmyślnego oklepywania demonów i aniołów.

Danteveli
3 października 2019 - 08:33