Recenzja książki: Rebel Fleet Tom 3 - Flota Alfa. - Froszti - 2 października 2019

Recenzja książki: Rebel Fleet Tom 3 - Flota Alfa.

Kapitan Leo Blake-wielki bohater rebelii, który zdołał pokonać Imperium i pokazać, że z Ziemią warto się liczyć. Ma on jednak niesamowity dar do ściągania na siebie przeróżnych kłopotów, które w większości przypadków sprowadzają zagrożenie na całą planetę. Po raz kolejny będzie musiał on objąć dowodzenia nad powierzoną mu jednostką i zrobić wszystko, aby rozwiązać zaistniały problem.

Spokojne i nudne życie na Ziemi, to nie jest to, czego chce Blake. Codzienna rutyna zostaje jednak przerwana przez odwiedziny w naszym układzie słonecznym, jednego z dawnych „przyjaciół” Leo, z którym nie żyje on w najlepszej komitywę. Admirał Fex czując osobistą urazę do głównego bohatera, postanowił „objąć” opieką Ziemią w zamian za poddaństwo. Oczywiście nic nie poszło po jego myśli i prymitywni Ziemianie zdołali go jakoś zmusić do odwrotu. Leo Blake po raz kolejny będzie musiał objąć dowodzenie nad powierzoną mu jednostką i zrobić wszystko, aby Ziemia była bezpieczna. Tym razem do swojej dyspozycji będzie miał najnowsze dzieło rodzimych inżynierów, które może niemiło zaskoczyć przeciwnika. Intryga, w jaką została wplątana Ziemia, powiązana jest zarówno z Imperium, rebeliantami, jak i Nomadami. Wróg nie będzie tym razem łatwy do określenia, dawni przeciwnicy mogą stać się sojusznikami a ci, którzy wydawali się przyjaźni, okażą się prawdziwym zagrożeniem.

Każdy, kto miał do czynienia z poprzednimi częściami serii Rebel Fleet doskonale wie, czego można się spodziewać po tej części. B.V. Larson tworzy dzieła łatwe, przyjemne i dynamiczne, które mają zapewnić miłośnikowi sci-fi, chwilę błogiego relaksu. Z każdą kolejną częścią serii, autor powiększa znaczenie naszej rodzimej planety i jednostkę, którą dowodzi główny bohater. Tym sposobem odchodzi on od początkowego dzieła, w którym występowało wiele ras i galaktyk na rzecz bardziej „kameralnej” i bliższej nam genetycznie grupy postaci. Moim zdaniem nie wpływa to negatywnie na całość powieści, a wręcz przeciwnie pozwala na jeszcze lepszy jej odbiór.

W porównaniu z poprzednimi częściami Flota Alfa jest odrobinę mniej dynamiczna albo lepiej napisać, że walka nie stanowi tutaj głównej treści, chociaż oczywiście jej tutaj nie brakuje. Larson tym razem postanowił stworzyć historię, w której główne skrzypce ogrywa pewna intryga, w której wielkie znaczenie mają dialogi i relacje pomiędzy poszczególnymi członkami załogi. O ile większość prowadzonych w książce konwersacji, jest dobrze napisana, to jest kilka momentów, w którym ma się wrażenie, że zostały one dodane na siłę.

Jeśli chodzi o samą fabułę, jest ona dość dobrze prowadzona i od samego początku do samego końca, trzyma czytelnika w pewnej dozie niepewności. Oczywiście, są chwile, w których kolejne wydarzenia wydają się kompletnie nielogiczne lub mocno naciągane, ale taki jest już urok tej serii. Najważniejsze, że całość czyta się dość szybko i z niekłamaną przyjemnością. Na duży plus można zaliczyć również samą końcówkę tomu, gdzie mamy do czynienia z cliffhangerem. Na całe szczęście nie mamy tutaj do czynienia z dość typowym i chamskim urwaniem fabuły w najciekawszym momencie, większość poruszonych tutaj wątków została wyjaśniona, a historia kończy się w doskonałym momencie, tak aby zachęcić czytelnika do sięgnięcia po kolejny tom serii.

W przypadku serii Rebel Fleet, trudno nie być wtórnym za każdym razem pisząc to samo, że jest to cykl dedykowany miłośnikom dynamicznych i porywających, aczkolwiek niespecjalnie wymagających powieści science fiction. Larson od samego początku ma jasno określony obraz swoje dzieła i dość sztywno się go trzyma, pozwalając sobie tylko momentami na mniejsze lub większe odchylenia. Jest to powieść głównie nastawiona na nastoletniego czytelnik, ale i ktoś starszy może się przy niej dobrze bawić.

Radosław Frosztęga



Książkę do recenzji udostępniło wydawnictwo Drageus Publishing House.

Froszti
2 października 2019 - 10:32