Październik znany w niektórych kręgach jako Straszdziernik to miesiąc, w którym fani grozy oglądają całą masę horrorów. Z tego powodu w przeciągu tego miesiąca na DVD i platformy streamingowe wypuszczana jest cała masa filmów mających zarobić na miłości do oglądania jak giną ludzie (na niby). Większość z tych filmów to kiepskie, niskobudżetowe śmiecie, które są jedną wielką trata czasu. Jednak od czasu do czasu pośród odpadów znajdzie się coś ciekawego. Nie każdy ma jednak czas przekopać się przez to wszystko by wybrać najciekawsze filmy. Dlatego ja zdecydowałem się przebić przez wszystkie horrory w ofercie Netflix w Polsce i wskazać wam te najciekawsze.
Jeśli chodzi o kryteria mojego wyboru to starałem się stworzyć listę złożoną z klasyków, nowszych filmów, niskobudżetowych perełek i produkcji, które mogą się spodobać nawet jeśli nie kochamy horrorów.
John Carpenter to ikona kina grozy. Dziesięć artykułów to za mało by opisać jego wkład w rozwój horrorów. Z tego powodu Carpenter ma w swoim dorobku wiele wyśmienitych filmów. Moim ulubionym jest niezwykle klimatyczne Coś. Grupa ludzi zamknięta w mroźnej stacji badawczej z potworem, który może przybierać dowolną postać. Film jest drugą adaptacją legendarnego opowiadania science fiction z 1938 roku. Carpenter w mistrzowski sposób dostosowuje oryginalny tekst to współczesnych czasów i wzbogaca go o wiele fascynujących elementów. Coś nie bez powodu jest zaliczane do klasyki horrorów. Dlatego też jeśli ktoś nie widział tego filmu to warto teraz nadrobić zaległość. Osoby, które już film widziały, pewniakiem z chęcią obejrzą go ponownie. W końcu to jeden z tych obrazów, które się nie starzeją.
Genialny argentyński horror z masą naprawdę mocnych scen. Akcja Nocnych istot rozgrywa się na pewnym osiedlu, w którym dochodzi do serii bardzo dziwnych zdarzeń. Grupa egzorcystów wyrusza na miejsce by stawić czoła potworom. Nocne istoty nie powala pod względem opowiadanej fabuły, ale ciekawa struktura filmu i masa solidnych scen sprawiają, że jest to świetny typ na straszdziernikowe oglądanie horrorów. Film okazał się tak dobry, że del Toro zdecydował się na produkcje amerykańskiego remake’u Nocnych istot.
Pod mroczną góra to film wyraźnie inspirowany wspomnianym przed chwilą Coś. Mamy grupę bohaterów otoczonych śniegiem i coś co odnajdują głęboko w lodzie. Jest to powolny, niskobudżetowy horror, który serwuje nam interesująca historię. Byłem zaskoczony tym jak bardzo pozytywne wrażenie zrobiła na mnie ta produkcja. Nie jest to może pierwsza liga straszaków, ale całość jest bardzo klimatyczna i ma kilka naprawdę dobrych scen.
Jeden z moich ulubionych koreańskich filmów jest jednocześnie jednym z najlepszych horrorów ostatnich kilku lat. Lament to wielowarstwowa opowieść osadzono głęboko w koreańskiej kulturze i relacjach pomiędzy tym krajem i Japonią. Świetnie wyglądający film prezentuje nam tradycyjne, szamanistyczne wierzenia i koreańskie obrzędy, o których mało kto słyszał na zachodzie. Cała produkcja przesiąknięta jest charakterystycznym klimatem koreańskiej prowincji.
Stanley Kubrick i Stephen King. Czy coś więcej potrzeba by polecić ten film? Kubrick w genialny sposób tworzy swoja własną wersję kultowej historii. Obraz jest tak dobry, że na jego temat powstała masa filmów dokumentalnych zagłębiających się w przeróżne aspekty Lśnienia. Co ciekawe King nienawidzi tej wersji Lśnienia i traktuje film Kubricka tak jakby była to najgorsza adaptacja jego powieści. Jest to o tyle zabawne, że King jest odpowiedzialny za najgorszy film na bazie opowiadania Stephena Kinga – Maksymalne przyśpieszenie z 1986 roku.
Kolejny głośny film. Tym razem jednak coś bardziej współczesnego. Tytuł filmu dokładnie oddaje jego fabułę. Pomysł na klątwę przenoszona droga płciową jest naprawdę fajnym rozwiązaniem. Całość jest niezwykle klimatyczna i ma kilka naprawdę solidnych scen, które mogą zapaść w pamięć na dłużej. No i Coś za mną chodzi może być dobrą reklamą abstynencji (lol).
Nie jest to typowy horror a raczej film z ciężką atmosferą. Zaproszenie opowiada o pewnym przyjęciu, na które zaproszona jest grupa ludzi. Od pierwszych minut czujemy, że coś jest nie tak z impreza lub jej uczestnikami. Cały film to budowa napięcia aż do finały, gdzie poznajemy całą prawdę o zdarzeniu, którego byliśmy świadkiem. Nie chce nikomu popsuć seansu dlatego napiszę tylko, że ten film indie ogląda się świetnie.
Przestroga przed poznawaniem typków przez internet. Dziwak opowiada o losach pewnego kamerzysty, który zostaje wynajęty do nakręcenia filmu przez podejrzanego kolesia. Całość to produkcja typu found footage z perspektywy pierwszej osoby. Film wyróżnia się jednak tym z reszty innych horrorów utrzymanych w tej konwencji faktem, że mamy tylko dwie postacie i zero duchów czy potworków.
Temat zombie przejadł się chyba nawet żywym trupom. Sam niechętnie odpalam kolejne filmy o nieumarłych bo nie wnoszą one nic nowego do gatunku. Ładunek stawia jednak na bardziej osobistą i emocjonalną fabułę dzięki czemu staje się czymś więcej niż kolejnym filmem o zombie w interesującej lokacji.
Henry Rollins gra kolesia, którego nie da się zabić. Czy kanibalizm może mieć coś z tym wspólnego? He Never Died to mieszanka horroru i komedii o dosyć nietypowej tematyce. Na pewno jest to nietuzinkowa produkcja, która wzrasta ponad skromny budżet.
Poza wspomnianą wyżej dychą Netflix ma w swojej ofercie jeszcze kilka produkcji wartych uwagi.
Są to zarówno solidne mieszanki horroru i science fiction jak Anihilacja czy Circle. Bezsensowne gore wpisujące się w kategorie gorn jak Hostel. Jest też sporo niewyobrażalnych crapów, które są tak żałosne, że sprawdzają się jako komedie tak jak ma to miejsce w wypadku Day of the Dead: Bloodline i Pierwszy śnieg. Innymi słowy da się jeszcze wytropić kilka ciekawych filmów. Należy jednak uważać bo większość horrorów w ofercie Netflix to rzeczy przeciętne lub szmelc. Netflix – najciekawsze horrory.
Jeśli przeoczyłem coś naprawdę wartego uwagi ( łatwo to zrobi bo przeglądanie rzeczy w apce Netflix to koszmar) to dajcie znać w komentarzach.