Recenzja mangi: Murcielago #1-#6 - Froszti - 11 października 2019

Recenzja mangi: Murcielago #1-#6

Przemoc i sex – dwie rzeczy, które stały się dość chodliwym towarem i zawsze znajdzie się na nie ktoś chętny. Nie dziwi więc fakt, że tego rodzaju treści pojawiają się w przeróżnych popkulturowych dziełach w tym w mangach. Na rynku istnieje wiele tytułów, w których przemoc pokazana jest w sposób dość mocno ugrzeczniony, są również pozycje, w których przemoc przekracza pewne granice, które pozostają w pamięci czytelnika na długi czas. Dokładnie taką pozycją jest Murcielago – manga łącząca elementy komedii, sensacji, thrillera, dramatu, powieści przygodowej oraz yuiri. Mix iście wybuchowy i dokładnie taki jest ten tytuł.

Kiedy przestępcy czują się coraz pewnej, dokonując oraz to poważniejszych i coraz bardziej krwawych zbrodni a wymiar sprawiedliwości sobie z tym nie radzi, potrzebną są drastyczne zmiany. Najlepszym rozwianiem w takiej sytuacji jest sięgnięcie do starych sprawdzonych rozwiązań, jakim był na przykład kodeks Hammurabiego. Władze decydują, że niektórzy przestępcy nie są obiektami, które można poddać skutecznej resocjalizacji, a kiedy czegoś nie można naprawić to najlepiej się tego pozbyć. Kto lepiej sprawdzi się w roli „eliminatora niepotrzebnego elementu” jak nie ktoś, kto ma z tym światem sporo do czynienia. Koumori Kuroko to seryjna morderczyni, której współczucie jest całkowite obce a widok krwi i rozczłonkowanych ciał to zupełnie coś normalnego. Teraz jednak pracuje ona na zlecenie rządu i pozbywa się ona podobnych do siebie „elementów”. Jej nieodłącznym towarzyszem jest Tozakura Hinako, słodka i głupiutka dziewczyna, kochająca szybkie samochodu i pyszne jedzenie podawane w dużej ilości. Ta dwójka będzie umiejętnie pozbywać się groźnych kryminalistów zagrażających miastu, nie specjalnie przejmują się tym czy podczas danej misji ucierpi ich otoczenie. Przypadkowe śmierci niewinnych osób, poważne zniszczenia mienia publicznego - w tym przypadku cel będzie uświęcał środki.

Każdy kolejny tomik mangi, to inna sprawa kryminalna lub niebezpieczna sytuacja, w którą wplątują się główni bohaterowie. Historie łączy jedno są krwawe, pozbawione jakiejkolwiek wyraźnej granicy, w którym moralność i pruderia to zupełnie nic nieznaczące określenia. Krew, wnętrzności, odcięte części ciała, sadyzm, seryjni mordercy, narkotyki, gwałty, zbrodnie na dzieciach, przeróżnego rodzaju wynaturzenia psychicznego – w kwestii przemocy, mamy tutaj do czynienia chyba ze wszystkim, co może dotyczyć wynaturzonego ludzkiego umysłu. Na całe szczęście cała serwowana tutaj treść ma spory dystans do siebie, a dodatkowo podlana jest bardzo specyficznym, momentami mrocznym i rubasznym humorem. Sprawia to, że tego rodzaju historie nie tylko są zjadliwe dla przeciętnego odbiorcy i niepotrzebnie nie przytłaczają swoim mrokiem, ale również mogą wydawać się mocno intrygujące.

Nie braknie również tutaj bardziej pikantnej erotyki, która dosłownie wylewa się z kolejnych kadrów komiksu. Warto ostrzec wszystkich potencjalnych czytelników, że Murcielago to manga w której „pikantne treści” są na porządku dziennym. Już na samym początku pierwszego tomu widzimy odważną scenę z dwoma paniami w roli głównej. Później jest jeszcze goręcej i jeszcze bardziej odważnie, co może doprowadzić bardziej konserwatywnego czytelnika do stanu przedzawałowego. Kuroko lubi kobiety, miłość jest dla niej tylko dodatkiem, a najważniejsze jest zaspokojenie swoich ogromnych potrzeb cielesnych. Nie ma też co ukrywać, że bardzo odważne treści yuiri, są tutaj zaserwowane w taki sposób, aby najmocniej zwróciły uwagę męskiej części społeczeństwa i w jakimś stopniu zaspokoiły samcze fantazje.

Tak jak wspomniałem wcześniej każdy kolejny tom to osobna sprawa kryminalna, bardziej zwięzła i intrygująca na swój sposób fabuła, stanowi tutaj (przynajmniej jak do tej pory) drugi albo nawet trzeci plan. Kilka kadrów, kilka wypowiedzianych kwestii, wymowne spojrzenia niektórych postaci, niewyjaśnione relacji pomiędzy poszczególnymi bohaterami, oraz cała masa niedopowiedzeń. Zaserwowane jest to jednak w taki sposób, że wzbudza ogromną ciekawość i dosłownie pochłania się kolejne tomiki, aby dowiedzieć jak cała historia się rozwinie i czy dowiemy się czegoś więcej.

Obok dobrze napisanej i intrygującej fabuły, mocną stroną mangi są również pokazane w niej postacie. Każdy z bohaterów jest świetnie zaprojektowany, inne charakter, inne problemy z przeszłości, zupełnie inne postrzeganie świata. Dotyczy to nie tylko głównych postaci, ale również osób, które ogrywają tutaj o wiele mniej znaczące role.

W kwestii artystycznej nie można napisać nic innego jak tylko to, że jest świetnie. Kreska jest mocno wyrazista, każdy kolejny kadr emanuje stosowną dynamiką oraz odpowiednią dawką mroku. Postacie są różnorodne pod względem wizualnym, główny nacisk wyraźnie położony jest na postacie kobiece, które epatują w wielu przypadkach dość solidnymi walorami wizualnymi. Jedyne, do czego można się przyczepić to w niektórych kadrach dość wyraźna pustka w tłach. W kwestii wizualnej świetnym dodatkiem są również niektóre rysunki oddzielające poszczególne podrozdziały, które są autorskimi interpretacjami popularnych plakatów filmowych. Zresztą w samej treści mangi, baczne oko obserwatora dostrzeże nawiązania do znanych produkcji kinowych.

Murcielago naprawę pozytywnie mnie zaskoczyło, nie spodziewałem się, że będę miał do czynienia z tytułem, który tak mocno mnie wciągnie. Jest to naprawdę dobrze napisany i narysowany komiks, którego wartka akcja jest podstawą interesującej historii. Oczywiście nie ma sensu doszukiwać się tutaj jakiegoś głębszego przesłania, jest to dzieło stworzone w celach czysto rozrywkowych i w tym sprawdza się doskonale.

Radosław Frosztęga



Mangę do recenzji udostępniło wydawnictwo Waneko.

Froszti
11 października 2019 - 10:58