Utawarerumono: Prelude to the Fallen - Danteveli - 8 czerwca 2020

Utawarerumono: Prelude to the Fallen

Koniec świata jest już za rogiem i czeka tylko aż nieświadomie wejdziemy w zasięg jego kija baseballowego. Nie wiem czy jest jakiś ratunek przed tym losem. Owijanie głowy poduszkami nie wydaje się zbyt efektywne. Pozostaje jedynie znaleźć jakiś tajny rządowy program poddawania ludzi hibernacji. Może wtedy przebudzę się w nowym, wspaniałym świecie? Utawarerumono: Prelude to the Fallen ostrzega jednak, że ta nowa rzeczywistość może nie być zbyt fajna.

Kilka lat temu miałem okazję sprawdzić Utawarerumono na PS4. Był to swego rodzaju sequel, kolejna gra w uniwersum Utawarerumono. Dosyć nietypowa sytuacja, że jakaś seria debiutuje na zachodzie od środka przygody, ale w gruncie rzeczy nie stanowiło to problemu. Grało się całkiem dobrze chociaż zaskoczyło mnie to jak mało SRPG było w tej mieszance SRPG i Visual Novel. Teraz na PlayStation 4 i PlayStation Vita ląduje remake oryginalnej gry, która rozpoczęła to uniwersum. Dla formalności wspomnę o tym, że mamy do czynienia z nową edycją wersji gry oryginalnie wydanej na PlayStation 2. Oznacza to, że wszystkie elementy hentai z oryginalnego tytułu zostały wycięte z gry. Tak Utawarerumono debiutowało jako gra erotyczna, która po ugrzecznieniu stała się hitem w Kraju Kwitnącej Wiśni.

W Utawarerumono Prelude to the Fallen wcielamy się w młodego mężczyznę, który budzi się w obcej wiosce z maską na twarzy. Bohater jest powitany przez dziwną hybrydę pomiędzy ludźmi a zwierzętami. Świat jest zamieszkiwany przez stworzenia przypominające ludzi ze zwierzęcymi uszami czy ogonami. Mężczyzna nie wie jak znalazł się w tym miejscu ani tym bardziej gdzie dokładnie jest. Tubylcy są jednak bardzo przyjaźni i bohater szybko się z nimi zżywa i decyduje się im pomóc w różnych problemach. To prowadzi do rewolucji przeciw lokalnemu władcy i krwawego konfliktu.

Fabularnie Prelude to the Fallen mocno przypominało mi poprzednią przygodę w tym nietypowym świecie. Bohater wydaje się być podobny, jego sytuacja w nowym miejscu jest niemal dokładnie taka sama a napotkane postacie z automatu kojarzą się z tymi, które już widziałem. Sama historia jest jednak trochę inna. Wydaje mi się, że tutaj mamy bardziej polityczny konflikt, który dominuje pierwsze godziny gry. Odkrywanie tożsamości i historii naszej postaci pozostaje drugim wątkiem.

Nie wiem czy czegoś nie zauważyłem, ale Utawarerumono zdaje się być jedną z tych gier, gdzie nie mamy wpływu na wydarzenia. Nasza kontrola ogranicza się tylko do wybierania, które miejsce odwiedzimy w pierwszej kolejności. Nie zauważyłem żadnych innych opcji wyborów ani wpływu na dialogi bohaterów. Mamy podziwiać perypetie bohatera, który utkwił w tak zwanym świecie furry. Nie żeby mi to jakoś strasznie przeszkadzało, ale mam wrażenie, że w przypadku historii tego typu wybory byłyby całkiem rozsądnym patentem. Wiele razy w historii zdarzają się sytuacje, gdzie warto byłoby dać graczowi wpływ na to jak potoczą się wydarzenia. Kogo zabić, kogo oszczędzić czy jaką taktykę podejmować na nadchodzące bitwy.

Drugą częścią rozgrywki ma stanowić tytuł SRPG. Przyznam się bez bicia, ze to jedyny powód mojego zainteresowania serią Utawarerumono . Mamy do czynienia z typowym turowym systemem, gdzie na stosunkowo małych planszach nasze jednostki ścierają się z wrogiem. Zasady są bardzo proste i da się je opanować w kilka sekund. Do rozgrywki wprowadzono jednak kilka interesujących modyfikacji. Pierwszą z nich jest to, ze ataki wykonujemy za pomocą Quick Time Eventów. Wiąże się z tym opcja łączenia ataków. Otóż po perfekcyjne wykonanym QTE zadajemy zwiększone obrażenia i wykonujemy kolejny cios z łańcucha akcji. Jest to całkiem fajne rozwiązanie które dodaje do zabawy element niepewności. Jeśli schrzanimy wklepywanie przycisku to nie wykonamy kombinacji ataków i pozostawimy jakiegoś wroga przy życiu lub nie zmniejszymy jego punktów obrony. Obok tego mamy jeszcze całkiem ciekawy patent na wpływ warunków pogodowych na umiejętności postaci. Odpowiednia pogoda pozwala nam wykonywać silniejsze lub słabsze ataki i ma wpływ na naszą odporność. Wiąże się z tym system żywiołów, do których przypisane są postacie. Nasi bohaterowie mogą także wykonywać potężne ataki zespołowe, które jednak wymagają od wszystkich uczestników punktów gromadzonej energii. Taki bajer zachęca nas do korzystania z rożnych postaci bo działanie razem jest bardziej opłacalne od szarżowania tylko jednym napakowanym wojownikiem.

Musze powiedzieć, że walki okazały się solidnym elementem gry. Doceniam tez to, że twórcy postawili na raczej krótkie bitwy z możliwością powtarzania ich w nieskończoność dzięki opcji Free Battle. Pojedynki nie zabierają nam dużo czasu i nie mamy możliwości się znudzić. Wpływa to trochę na walory taktyczne gry, ale nie jest tak tragicznie. Po prostu trzeba się przyzwyczaić do walk wyrównanych pod względem liczebności obu stron konfliktu. Żadne ze starć nie sprawiło mi jakiegoś specjalnego problemu, ale to może efekt tego, ze korzystałem z dodatkowych starć dostępnych w opcjach Free Battle i Training.

Jedną rzeczą, która przemawia za Prelude to the Fallen jest to, że w grze mamy znacznie więcej bitew niż w poprzednich odsłonach Utawarerumono. Może to tylko moje wrażenie, ale czas pomiędzy kolejnymi starciami nie był zbyt długi. Dla mnie to spory atut tej produkcji ponieważ poprzednimi razy czytanie godzinami trochę się nużyło. Tym razem zdarzają się sekcje bitewne, gdzie po jednej walce czaka nas kolejne starcie itd. To zdecydowanie pomaga bo urozmaica czas spędzony na czytaniu. Tym razem nie byłem tak znużony czytaniem o perypetiach bohaterów bo po prostu działo się więcej.

Oprawa audiowizualna jest na dosyć niskim poziomie. Jak w przypadku wielu gier typu Visual Novel oglądamy głownie obrazki z postaciami na różnych tłach i czytamy o tym co się dzieje. Każda z postaci została narysowana w dwóch lub trzech pozach, które obserwujemy godzinami. W przypadku części SRPG jest trochę lepiej bo mamy chibi wersje bohaterów. Ten element jest znacznie bardziej dynamiczny i mamy okazję obserwować wykonywanie super ataków i inne akcje. W obu przypadkach mówimy jednak o czymś co nie wygląda na mocnego reprezentanta odchodzącej już generacji konsol.

Utawarerumono Prelude to the Fallento kolejna porcja solidnej gry typu Visual Novel, która jest o tyle ciekawsza od konkurencji, ze poza samym czytaniem oferuje nam też gameplay w stylu taktycznych gier role playing. Nadal jest to raczej coś niszowego, ale tym razem zarówno fani jednego jak i drugiego typu gier powinni być zadowoleni. Elementy SRPG nie są tu tylko dodatkiem. Jeśli jesteśmy zainteresowani taką mieszanką gatunków, to warto dać temu tytułowi szansę.

Danteveli
8 czerwca 2020 - 13:28