Undead Darlings ~no cure for love~ - Danteveli - 28 października 2020

Undead Darlings ~no cure for love~

Mam wrażenie, że ze względu na swój raczej nietypowy gust jeśli chodzi o filmy czy gry, jestem bardziej otwarty na różne dziwne pozycje. Czasem trafi się perełka, która będę wychwalał pod niebiosa. Innym razem wpadnie jakaś straszna pozycja, która odbiera mi chęć do grania na tydzień. Najczęściej trafiają się  jednak przeciętniaki. Ciekawe do której kategorii należy  Undead Darlings ~no cure for love~?

To co uznalibyśmy za koniec świata jest początkiem naszej przygody w Undead Darlings ~no cure for love~. Główny bohater budzi się w swoim domu jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jednak pobudka tego dnia jest inna niż zwykle. Otóż ludzie zostali zamienieni w zombie i nasza koleżanka jest jednym z potworów. Z tą różnica, że poza potworami mamy też swego rodzaju hybrydy, które są w stanie funkcjonować w miarę normalnie. Wyruszamy więc na nietypową przygodę w świecie z morderczymi krukami palącymi fajki i zabójczymi jajkami.

Undead Darlings ~no cure for love~ to mieszanka gry typu visual novel i klasycznego pierwszoosobowego dungeon crawlera. Rozgrywka to albo sporo czytania i wybieranie jednej z kilku odpowiedzi, albo sekcje przedzierania się przez lochy i walki z potworami.

Część gry, którą śmiało można określić jako typowe visual novel napędza wszystko co się dzieje. Historyjka jest trochę głupkowata i sporo w niej sztampy charakterystycznej dla anime. Mimo to można się wciągnąć w wydarzenia i tajemnicę jaką oferuje nam Undead Darlings ~no cure for love~.

W przypadku eksploracji i walk jest raczej poprawnie, ale bez wodotrysków. Lokacje obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby i przemierzamy przez lochy niczym w grach FPP z kiepskim sterowaniem (lub standardowo jak na dungeon crawlery). Co jakiś czas trafi się jakiś pstryczek do otwarcia dalszej drogi lub ważny punk, w którym musimy się zatrzymać na odrobinę fabuły. Walki trafiają się zarówno losowo jak i w określonych punktach na mapie.

Same starcia to klasyczne turowe walki, gdzie okładamy się z wrogiem na przemian. Nie ma tu elementu real time czy możliwości poruszania się podczas potyczek. Pod tym względem nie ma co liczyć na interesujące rozwiązania i pomysły wyróżniające ten tytuł z tłumu podobnych gier.

Niestety muszę zatrzymać się na moment przy oprawie graficznej. Moja bardzo subiektywna opinia na temat Undead Darlings ~no cure for love~ sprowadza się do jednego słowa - obrzydliwe. Wszystko od designu postaci i potworów po interfejs i lokacje jest dla nie niezwykle szkaradne i odpychające. Ma to sens w przypadku gry o zombie i potworach, ale mi chodzi o to, że ten tytuł po prostu mi się nie podoba. Undead Darlings ~no cure for love~ przypomina mi typowy niskobudżetowy zachodni indyk starający się na siłę skopiować estetykę z jakiegoś anime. Zdecydowanie to nie jest coś dla mnie nie potrafię tego docenić. Kiepski interfejs, który nie jest ani przejrzysty ani wygodny w użyciu to tylko niemiły dodatek do reszty wizualnych problemów tej gry.

Undead Darlings ~no cure for love~ to kolejny DRPG, który łączy stylistykę anime z przedzieraniem się przez kolejne lochy i prostym systemem walki. Jest to produkcja pasująca bardziej do segmentu indie z niezbyt interesująca oprawą graficzną. Mam wrażenie, że to kolejny średniak, który broni się tematyką świata, gdzie ludzie stali się zombie. Z tego powodu trudno jest mi polecić ten tytuł. Na Nintendo Switch jest kilka znacznie lepszych dungeon crawlerów, ale jest też masa pozycji gorszych od Undead Darlings ~no cure for love~.

Danteveli
28 października 2020 - 18:11