Yakuza: Like a Dragon - Danteveli - 30 listopada 2020

Yakuza: Like a Dragon

Branża gier wideo przyzwyczaiła nas do bezpiecznych sequeli. Jeśli coś działa i da się na tym zarobić, to nie ma co bawić się  zmienianie czegokolwiek poza najdrobniejszymi elementami uzasadniającymi  istnienie danej kontynuacji. Dlatego informacja o  Yakuza: Like a Dragon była dla mnie wielkim szokiem. Seria, która dopiero ostatnimi czasy podbiła serca zachodnich graczy, przechodzi gigantyczną metamorfozę. Czy decyzje podjęte przez Ryu Ga Gotoku Studio były właściwe i czy Yakuza: Like a Dragon to tytuł wart naszego czasu i pieniędzy?

Yakuza: Like a Dragon to 8.  odsłona cyklu o japońskich gangsterach. Mamy jednak do czynienia z nową historią z nowym bohaterem dziejącą się głównie w innym miejscu niż poprzednie odsłony cyklu. Tytuł jest stosunkowo luźno powiązany z poprzednimi grami i oferuje nam zupełnie nowe doświadczenie Mamy więc tytuł będący idealnym początkiem przygody z najbardziej unikatową serią gier wideo z Kraju Kwitnącej Wiśni.

Bohaterem jest tutaj Ichiban Kasuga - młody członek niewiele znaczącej mafijnej rodziny działającej w Tokio. Ichiban zostaje kozłem ofiarnym gangu i bierze na siebie zarzuty za morderstwo popełnione przez jednego ze swoich kolegów po fachu. Bohatera trafia za kratki na 18 lat i na dodatek zostaje wyrzucony ze swojej rodziny. Po odsiadce Kasuga dowiaduje się szokujących rzeczy na temat ludzi, których uważał za przyjaciół. Jakby tego było mało, bohater zostaje postrzelony i porzucony na śmietnisku w  innym mieście. Bezdomny, bezrobotny i porzucony na pastwę losu Ichiban szybko zostaje wplątany w grubszą aferę. Po drodze były członek yakuzy poznaje masę ciekawych kompanów i pomaga im w kontakcie z przestępczym półświatkiem, do którego kiedyś przynależał.  

Tak w mega skrócie wygląda sam początek fabuły Yakuza : Like a Dragon. Dalej historia się rozkręca i pojawia się masa wątków powiązanych z działalnością organizacji przestępczych. Osoby, które miały kontakt z cyklem Yakuza wiedzą czego można się spodziewać po fabule tego tytułu. 

Ichiban jest wielkim fanem cyklu Dragon Quest. Dlatego Yakuza: Like a Dragon to gra JRPG w klasycznym  stylu z turowymi walkami, „zaklęciami” i drużyną, która walczy z wrogami. Jest to odwrócenie rozgrywki o 180 stopni bowiem dotychczas Yakuza była mieszanką chodzonej bijatyki i gry z otwartym światem z elementami RPG. Tutaj mamy pełnoprawnego przedstawiciela gatunku role playing z klasami,  wybieraniem akcji z menu i poziomami członków drużyny i wrogów.

Z początku takie rozwiązanie może wydać się trochę dziwne, ale sprawia się ono zaskakująco dobrze.  Mimo dosyć poważnej zmiany w rozgrywce Yakuza zachowuje swojego ducha. W głównej mierze jest to zasługa tego, ze walki są niezwykle dynamiczne i szybkie. Bitwy przebiegają bardzo szybko, są widowiskowe i dzięki systemowi skrótów do akcji prawie nie czuć, że mamy do czynienia z grą role playing. Do tego zaimplementowano tu naprawdę dobry system automatycznych starć, który pozwala na delektowanie się szalonymi atakami, z których słynie Yakuza. 

Zagłębiając się trochę w same walki, warto zwrócić uwagę na to, że ataki specjalne opierają się na QTE, które wzmacniają ciosy bohaterów. Sprawdza się to dosyć dobrze w kontekście tego z jak dynamicznymi walkami mamy do czynienia. Poza tym warto wspomnieć o systemie klas, który opiera się na statystykach postaci. Do odblokowania nowej pracy dla Kasugi potrzebujemy być na odpowiednim poziomie i mieć odpowiednio wysoki poziom jednej z cech charakteru bohatera. Dostępne zawody to wariacja na temat standardowych kas z gier RPG z twistem charakterystycznym dla tytułu osadzonego w prawdziwym świecie.  Działa to także w przypadku summonów, które tutaj rozwiązane są jako specjalna agencja  najemników, z których możemy skorzystać w trakcie walki. Mamy więc wszystkie elementy charakterystyczne dla gier JRPG podane w bardzo nietypowy sposób z unikatowymi smaczkami.  Nie chcę przesadzać, ale prawdopodobnie   Yakuza: Like a Dragon oferuje jeden z najfajniejszych systemów JRPG na rynku. W moim wypadku ten tytuł plasuje się zaraz za Personą 5 jeśli chodzi o gry z odchodzącej już generacji. 

Drugą częścią Yakuzy jest otwarty świat, dodatkowe atrakcje i zadania poboczne. Podobnie jak w przypadku pozostałych odsłon serii mamy tytuł wypchany po brzegi dodatkami. Powracają wizyty w salonach arcade, by pograć w Outrun czy Virtua Fighter, karaoke, odwiedzanie restauracji, shogi czy mahjong. Do tego dochodzi kart racer w stylu Mario Kart, sadzenie warzyw i kwiatów, budowa imperium finansowego czy wizyty w kinie. To wszystko to jedynie wierzchołek góry lodowej, która zapewnia dziesiątki godzin rozgrywki niemającej nic wpółsennego z osią fabularną.  

Nowy system bycia bohaterem to seria dodatkowych questów opartych na pomaganiu ludziom. Będziemy zbierać różne przedmioty czy przynosić chusteczki ludziom bez papieru toaletowego. Nie można też zapomnieć o legendarnych już historiach pobocznych, które są równie zabawne i zakręcone jak w poprzednich grach. Napotkamy naprawdę nietypowych ludzi o wzruszających lub zabawnych historiach. Gangsterzy z fetyszem do przebierania się za bobasów  a obok nich historia o bezdomnym, który dla miłości postanawia odmienić swoje życie. Tylko Yakuza oferuje takie atrakcje.

Studio Ryu Ga Gotoku zdecydowało się na niezwykle odważny krok. Po 15 latach i masie odsłon Yakuzy i spin-offów na bazie tych gier, zdecydowano się na odważny krok w innym kierunku. Nowy bohater i kompletnie inna historia to jedno. Tutaj na dokładkę mamy jeszcze kompletnie inny gatunek gry z rozgrywką, która nie ma wiele wspólnego z poprzednimi grami studia. Mam wrażenie, że ta ryzykowna zagrywka opłaciła się. Yakuza: Like a Dragon  to nie tylko powiew świeżości w serii o japońskich gangsterach. Ten tytuł to także jeden z najbardziej oryginalnych JRPG na rynku. Gatunek zdominowany przez fantasy, smoki i dziwne stworki z ewentualnymi elementami science fiction  zostaje wykorzystany do zaprezentowania gangsterskiej historii rozgrywającej się we współczesnej Japonii. Już ten fakt czyni Yakuza : Like a Dragon czymś godnym uwagi. 

Nie ma co ukrywać, że patrzę na Like a Dragon trochę z perspektywy fana cyklu Yakuza. W końcu spędziłem z tymi tytułami setki godzin i korzystam z każdej okazji, by polecać je innym osobom. Jednak w tym wypadku bycie fanem nie jest równe pobłażliwości. Może nawet przyczepię się do kilku kwestii, które dla innych nie będą niczym negatywnym.

Pierwsze, na co muszę ponarzekać to fabuła. Yakuza: Like a Dragon na pierwszy rzut oka robi dokładnie to samo co pozostałe gry z serii czy Judgement od studia Ryu Ga Gotoku. Mamy gangsterski światek i brudne podziemie, które na co dzień jest skrywane przed oczami zwykłych ludzi. Gra porusza różne, często bardzo poważne  tematy i miesza je z absurdalnymi historiami pobocznymi. Mam wrażenie, że tutaj ten balans został trochę zaburzony na rzecz większej ilości komedii. Nie jest to wielki problem i po prostu cała gra jest dostosowana do nowego bohatera głównego, który w przeciwieństwie do Kiryu (bohater poprzednich 7 gier) nie jest typowym reprezentantem japońskich gangsterów. 

Innym, trochę poważniejszym problemem gry jest ilość postaci. Yakuza jak dotąd była głównie historią jednego człowieka. Jednak niektóre części skutecznie włączyły do fabuły kilka grywalnych postaci z własnymi wątkami. Tutaj ze względu na rozgrywkę mamy do czynienia z systemem drużyny w stylu gier RPG. Mamy kilka postaci do wyboru i wraz z postępami w grze do naszej ekipy dołączają kolejni bohaterowie. Niestety z tego powodu czasem nie ma miejsca na poświęcenie im uwagi i grają oni role trzecioplanowe w historii lub sprawiają wrażenie kwiatków do kożucha, bo są na siłę wpychani do pewnych sekwencji. Ten zarzut będzie odnosił się głównie do fabuły, bo zadania poboczne i system więzi sprawia, że poznamy lepiej wszystkie postacie towarzyszące nam w wyprawie. Mam wrażenie, że w tym wypadku tak z dwie osoby mniej w naszej paczce przełożyłoby się na trochę lepszy sposób zaprezentowania historii i bohaterów.

Dla miłośników gier JRPG dziwne może wydawać się to, że  Yakuza nie oferuje nam zbyt wielkiej różnorodności przeciwników. Mamy do czynienia z ponad 200 rodzajami wrogów, ale sprowadza się to do różnych wariacji na temat gangsterów, bandytów i złodziei. Gra w dosyć sprytny sposób sprawia, że walczymy z różnymi, często bardzo zabawnymi przeciwnikami. Moim ulubieńcem jest koleś udający worek na śmieci. Faktem jest jednak to, że walczymy z ludźmi i nie ma co liczyć na trolle, smoki czy bogów.  Bossami będą wytatuowani  gangsterzy i kolesie ze spluwami. Dlatego osoby przyzwyczajone do innych przedstawicielu gatunku mogą być znudzony oglądaniem przez kilkadziesiąt godzin gry podobnych twarzy wrogów. 

Podobnie jest z lokacjami. Odwiedzamy wersje dzielnic a japońskich miast. Przez to nasze otoczenie nie jest zbyt różnorodne. Taka sytuacja może kojarzyć się z niesławnym Dragon Age 2, gdzie przez prawie całą grę siedzieliśmy w jednym mieście. Tutaj lokacji jest więcej, są one całkiem spore, ale nie jest to rzecz, do której miłośnicy RPG będą przyzwyczajeni.   

Kilka akapitów krytyki może sprawiać wrażenie, że Yakuza: Like a Dragon ma całkiem sporo problemów. Na pewno tak nie jest a moje wytykanie palcem pewnych kwestii to raczej efekt tego, że widzę jak olbrzymi potencjał, tkwi w tym tytule. No i szczerze fakt stosunkowo małej różnorodności wizualnej nie przeszkadzał mi w najmniejszym stopniu. Podobnie nie miałem problemu z tym, że w przeciwieństwie do innych gier JRPG mamy do czynienia z podobnymi lokacjami, po których kręcimy się, przez cały czas trwania gry.  W pewnym sensie takie unikatowe podejście jest atutem Yakuzy. Dobrze odwzorowane „żyjące” miasto jest ciekawsze od typowych wiosek i zamków z gier JRPG. Pewnie jednak nie każdy będzie podzielał moją opinię na ten temat.

Miałem okazję pograć w ten tytuł zarówno w wersji na Xbox One jak i Xbox Series X. Muszę przyznać, że nie jest to przeskok generacyjny i Yakuza: Like a Dragon nie jest pokazem mocy nowych konsol. Gra wygląda ładnie, modele postaci i ich twarze są pierwsza klasa, a miasto jest bardzo fajnie odwzorowane. No nadal jednak Yakuza, która śmiga na tym samym silniku co część 6 i Kiwami 2. Wersja na nową generację śmiga w 60 FPS co jest sporym plusem, ale nie ma tu jakiejś rewelacji. Nie powinno to jednak być wielkim szokiem, bo mówimy jednak o tytule, który tworzony był pod PlayStation 4 a wersja na PC i konsole Microsoft to trochę przypadek wynikający z niespodziewanej popularności serii w ostatnich 2 czy 3 latach. 

Yakuza: Like a Dragon to wyśmienity tytuł i jedna z najlepszych gier role playing ostatnich lat. Twórcom udało się przeskoczyć z gatunku do gatunku, z jakiej finezją inni mogą tylko pozazdrościć. Fani dostają starą dobrą Yakuzę w trochę innej wersji, co samo w sobie jest dobre. W końcu nawet najlepsze danie może się w końcu przejeść. Dodatkowo Yakuza: Like a Dragon to dobry punkt startowy dla nowicjuszy, którzy nie mają czasu na 7 gier po kilkadziesiąt godzin, by przeżyć znakomitą sagę Kiryu. Nie jest to co prawda tytuł idealny i pewne elementy rozgrywki czy fabuły można by poprawić. Jednak pozytywne aspekty tego tytułu po prostu miażdżą drobne problemy. Szczerze polecam ten tytuł fanom JRPG, miłośnikom serii zapoczątkowanej jeszcze na PlayStation 2 jak i tym, którzy szukają nietuzinkowych i oryginalnych gier. Ja mam nadzieję, że Ryu Ga Gotoku będzie kontynuowało swoją gatunkową ekspansję i w przyszłości zobaczymy jeszcze więcej różnorodnych gier od tego studia.     

Danteveli
30 listopada 2020 - 16:46