Nie lubię szalików. Może jestem w mniejszości, ale ten element garderoby nie jest dla mnie. Szaliki gryzą w szyje, są niewygodne i kojarzą się z mamą przypominającą o ich ubieraniu. Dlatego też gry o tematyce szalikowej nie są moją niszą. Znacznie bardziej wolę coś o wybijaniu kosmitów, pokonywaniu armii potężnych wojowników lub uciekaniu przed koszmarnymi potworami. Jednak raz na jakiś czas wychodzę ze swojej strefy komfortu i sięgam po tytuł taki jak Scarf. Czy było warto? Może lepiej wrócić do straszaków, bo przynajmniej nie drapią w szyje?
Scarf to debiutancka gra hiszpańskiego studia Uprising. Twórcy postawili na popularny niegdyś gatunek platformówek, dodając do skakania trochę prostych zagadek. Efektem ich pracy jest całkiem fajna produkcja, która nie powala oryginalnością, ale udowodnia potencjał ekipy.
Najbardziej interesującym dla mnie aspektem Scraf jest właśnie fabuła. Wynika to z tego jak opowiedziana jest nam historia. Na początku poznajemy pewną wersję wydarzeń. Jednak w trakcie gry, podczas poszukiwania znajdziek można natknąć się na pewne elementy prezentujące historię z innej perspektywy. Mamy okazję poznać wydarzenia z perspektywy dwóch zwaśnionych ze sobą stron. Jak na grę tego typu jest to naprawdę świetne rozwiązanie dodające tytułowi odrobinę głębi. To prawie jak wszelkiej maści memy każące nam zastanowić się nad losem „żółwików” i „grzybków” ginących pod butami Mario. Może z perspektyw tych stworzonek to wąsaty hydraulik jest potworem terroryzującym ich sielankowe życie?
Nie chcę przesadzać, ale podoba mi się także to, w jaki sposób zostajemy oświeceni na temat tego, ze historia nie jest tak prosta jak nam się wydaje. Podczas eksploracji jednej z pierwszych lokacji natknąłem się na ukrytą jaskinię. Towarzyszący mi szaliczek nie chciał wejść do środka, co wydało się dziwne. Na miejscu natknąłem się na odrobinę atramentu i skrawek historii prezentującej wydarzenia z perspektywy moich dotychczasowych wrogów. Był to swego rodzaju moment, gdy powiedziałem wow i byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Dodatkowo gra ma więcej niż jedno zakończenie, dzięki czemu mamy wpływ na to, jaki będzie finał naszej przygody.
O ile mam sporo do powiedzenia na temat fabuły, tak rozgrywka jest tutaj raczej niezbyt rozbudowana. Mamy klasyczną grę platformową w 3D. Z tym że za większość naszych umiejętności odpowiada szaliczek i bez niego nie możemy prawie nic. Ma to przełożenie na sekcje, gdy jesteśmy z dala od naszego czerwonego przyjaciela. Jeśli chodzi o same umiejętności to wraz z postępami w grze, odblokowujemy podwójny skok, szybowanie chwytanie się elementów przez szalik. Urozmaicają one gameplay na tyle, jak bardzo jest to możliwe. Poza samym skakaniem i szybowaniem mamy minimalną ilość znajdziek, a także trochę prostych zagadek. Zazwyczaj polegają one na znalezieniu w otoczeniu jakiegoś przedmiotu i przyniesieniu go w odpowiednie miejsce.
Rozgrywka jest poprawna, może odrobinę monotonna. Jednak tak naprawdę tego nie czuć. Gdyż całą przygodę skończymy w 5 godzin. Może odrobinę dłużej jeśli chcemy zebrać wszystkie znajdźki i zobaczyć oba zakończenia. W tym wypadku jest to idealny czas gry. Mamy okazję przeżyć przygodę z szalikiem w dwa albo trzy wieczory i przeskoczyć na coś większego.
Jeśli chodzi o oprawę audiowizualną, to stoi ona na poziomie. Nie ma tutaj nic nadzwyczajnego, ale Scarf nie jest też jakimś potworkiem. Lokacje są kolorowe i wypadają dobrze, chociaż w ogólnym rozrachunku brak im jakiejś pomysłowości czy czegoś naprawdę oryginalnego. Podobnie jest z postaciami. Gra wygląda i brzmi ładnie, ale nie ma tutaj nic zapadającego w pamięć na dłużej.
Scarf to taka miła przekąska. Gra niezbyt długa, niezbyt odkrywcza, nieskomplikowana, ale naprawdę przyjemna. Przygoda naszego bohatera i jego czerwonego towarzysza mija już po kilku godzinach, ale jest to czas dobrze spędzony. Jeśli kogoś interesuje, platformówka bez walki, to Scarf jest solidnym wyborem.