Nie autoryzowana autobiografia Kuby Wojewódzkiego. Wiedziałem, że coś takiego istnieje. Widziałem kilkakrotnie, jak sam autor poleca książkę w swoim programie, czy rozdaje, gdzie popadnie. Ale nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, by ją przeczytać. Aż do oglądnięcia wywiadu Kuby Wojewódzkiego w programie Hejt Park prowadzonego przez Krzysztofa Stanowskiego. I wtedy coś pękło i postanowiłem sięgnąć po książkę. Na samym wstępie napisze ostrzeżenie, że nie polecam tej książki do czytania. Nie czytajcie jej, a powiem, dlaczego na końcu Innego Regału #33.
Książka Kuba Wojewódzki: Nieautoryzowana autobiografia została wydana dnia 26 października 2018 roku. I patrząc na opinie i recenzje, narobiła trochę zamieszania. Przynajmniej na stronie Empiku oraz na Allegro i Olx-ie również. Podszedłem do jej lektury bardzo sceptycznie. Z prostej przyczyny -- nie lubię autobiografii. Mam na półkach kilka i choć są to naprawdę fajne, przejmujące lektury o naszych idolach, to napisanie autobiografii o samym sobie, to według mnie lekka przesada i trzeba mieć ego nie z tej ziemi. I chyba pan Jakub takie ma. Do tego ta nazwa, według mnie kiepska. Książka powinna się nazywać „Spowiedź dziadka erotomana” albo „Moje życie gwiazdy rockowej, bez śpiewania”, albo „Tą miałem, z tą robiłem to tu, z tą tam"… albo „itd. itp. dupy.” Sama książka napisana jest tak, by się od niej nie oderwać. A autor bardzo dobrze wie, jak utrzymać czytelnika i widza, przy tym, co chce powiedzieć i wygłosić. Robi to od wielu lat i nie sprawia mu to wielkich trudności. Czaruje nas swoim słowem i zostajemy przy tej lekturze, aż się nie skończy. A jak to robi… Bardzo prosto.
Zaczyna niewinnie, opowieścią o tym, jakim był niezwykłym dzieckiem i pac nas gołą dłonią w pysk, jakąś anegdotką z jego programu.
Ok. Otrząsamy się i idziemy dalej.
Znów dalszy ciąg historii dzieciństwa, a gdy już chcemy oderwać wzrok, bęc nas w ryj z pieści inną anegdotką, bardziej erotyczną z jego programu.
I znów wracamy do szkoły podstawowej…
Kolejny cios…
Życie w szkole średniej…
Dwa ciosy…
Życie na studiach…
Trzy ciosy.
A między tym wszystkim, zbyt szczegółowy, przerysowany opis życia erotycznego głównego bohatera, którego do połowy książki było tak dużo, że można by nakręcić dobry sezon pornhuba. I myślę sobie, mogę to przerwać, mogę już odłożyć i nie czytać jeszcze… A tutaj kolejna anegdotka z kanapy z programu o jakimś znanym muzyku i czytam dalej. Kilka stron i znowu anegdotka z tym aktorem. A to znów stosunek z tą panią. I tak lecimy przez tekst z łatwością wypowiedzi Kuby Wojewódzkiego, który by zagadał śmierć na śmierć.
I gdy uda nam się przejść pierwszą erekcyjną część książki, autor daje nam kolejne etapy swojego życia, które są o wiele ciekawsze. Przykłady: jak został dziennikarzem, jego pierwsze kroki w radiu, eska rock z Michałem Figurskim. Idol, Mam Talent, X Factor, czy w końcu jego własna moda na sukces, czyli talk-show, który prowadził już chyba we wszystkich telewizjach Polski. I to wszystko przeplatane opowieściami o swoich i cudzych partnerkach. Są tutaj również kolejne anegdotki, przerywniki, wtrącenia, ale one nie ratowały mnie już od porzucenia czytania, jak to miało miejsce w pierwszej połowie książki, one tutaj przeszkadzały i wytrącały mnie z poznania bardzo ciekawych rzeczy o samym Wojewódzkim i jego otoczeniu. Ale niestety tylko w jego wielkim mniemaniu. I co ciekawe autor się przed tym nie broni. Pisze tutaj o wszystkim bez cenzury i jakiegokolwiek owijania w bawełnę. Jak chce powiedzieć o dupie i polityce, to pisze. Jak chce pokazać nam ile i jakie fury miał, to wymienia je bez zająknięcia, a przy tym wspomina tak pokrótce, którą panią miał na jakiej masce.
58-letni dziadek-niedziadek napisał książkę, w której opowiada o swoich podbojach, gdy był młody. Tylko jest jedna różnica między naszymi dziadkami a dziadkiem Jakubem – on nadal to robi i nigdy nie przestał, w porównaniu do naszych dziadków. Nigdy się nie zestarzał we własnym mniemaniu dla swojego dobra i widzów, którzy go przez tyle lat oglądają. Wydaje mi się, że Wojewódzki znalazł Eldorado, a przy tym gdzieś niedaleko znajdowało się jeszcze źródło młodości i sam dziennikarz pewnie nie raz po nie sięgnął. Tacy to pożyją.
Dziwi mnie jednak to, że ta książka w ogóle powstała. Ale dziwi mnie jeszcze bardziej to, że kolejna książka Kuby Wojewódzkiego jeszcze nie została stworzona i pokazana naszemu szaremu państwu, ku rozjaśnieniu naszych smutnych egzystencji. Przecież dziennikarz, poznał tyle ciekawych ludzi i rozmawiał z nimi o wielu niestworzonych rzeczach i dlaczegoż by nie wydać czegoś takiego. Tytuł roboczy: Kuba Wojewódzki o innych, Kuba Wojewódzki o ludziach… o gwiazdach… o ciałach niebieskich współczesnego gwiazdorstwa, no i w końcu o dupach itd. itp. Wiecie, o co mi chodzi. Kuba jest skarbnicą wiedzy, anegdotek o gwiazdach i nie gwiazdach. Jest jednoosobowym Pudelkiem, który bije go na głowę, jak 5G modemy telefoniczne. Zna się na tym i super lekko pisze o tym. Lubi się też o tym dzielić i dla tego może kiedyś powstanie sequel tej książki. Ale już bez tych wstawek autoerotycznych. Ale idźmy jeszcze dalej. Trzecia książka niech będzie słownikiem, zbiorem, spisem wszystkich anegdotek o tytule „Słownik słów bliskoznacznych, synonimów i wyrazów pokrewnych autorstwa Kuby Wojewódzkiego”. To bym dopiero czytał jak encyklopedie autorstwa Ozziego Osbourna.
Z góry dziękuję piewcy słowa pisanego Jakubowi z… Skąd pochodzi?. Nie ważne. Legendy żyją w nas… Z góry dziękuję piewcy słowa pisanego Jakubowi ze Stolicy, za odblokowanie czegoś w mojej własnej głowie. Po przeczytaniu tej książki coś się stało i zobaczcie, co też stało się z moim tekstem. Tama puściła i słowotok wyrazów, które wcześniej gdzieś widziałem, a których w życiu bym nie pomyślał nawet użyć, nagle znalazły się tutaj, na ekranie. To magia słowa. Sprawdźcie to sami. Może nie zainteresuje was, gdzie zaglądał autor książki i pod jaką sukienkę, czy spodnie, ale to, w jaki sposób o tym mówi, pisze, to już inny rodzaj kultury, który można, a nawet trzeba przyswoić.
Teraz wrócę do wstępu, gdzie ostrzegam i zarzekam się, żebyście nigdy w życiu nie czytali tej książki. Przynajmniej nie czytali jej sami. Gdyż wasz wewnętrzny głos wszystko zepsuje. Lepiej zróbcie to tak jak ja. Przesłuchajcie audiobooka na Legimi, ale głosem samego pisarza-autora. Tak wiem, ego Kuby Wojewódzkiego jest, jak stąd do kosmosu z powodu napisania autobiografii o sobie, ale jego ego na tym się nie zatrzymało i poleciało dalej do innych galaktyk, za sprawą przeczytania własnej książki. I jest to najlepsza rzecz, jaka nam, czytelnikom, mogła się przytrafić i mnie osobiście na przełomie sylwestra i nowego rok 2021/2022. To tak jakbym cały czas był na nagraniu talk-show Kuby, tylko jednak we własnych kapciach w ciepłym domu i ze słuchawkami na uszach. Kuba w ten swój charakterystyczny sposób czyta i dodaje emocji całemu tekstowi. Wie jak go intonować, gdyż sam go pisał (chyba)… W sumie to nieważne. Efekt jest taki, że może nie mam erekcji, takiej jak autor podczas pisania, gdy przypomina sobie to i owo, ale mam za to świadomość tego, że ta książka łechta mnie słowem po uszku i daje dużo więcej, jeśli chodzi o słowotok, a przy tym obnaża mi to i owo, jak bawić się słowem, że przez chwile zapominam o hamulcach i siadam do komputera i zaczynam przelewać spaczone myśli na ekran. Do tego wielokrotnie mnie rozbawiła, wręcz dosłownie rozwaliła i dobrze, że wtedy siedziałem, bo bym upadł. Sami wiecie koniec roku, podsumowania i postanowienia noworoczne. To strasznie dołuje. A tutaj plaster w postaci Kuby Wojewódzkiego. Polecam.
Podsumowując. Kuba Wojewódzki: Nieautoryzowana autobiografia to książka, która jest jak autor, ma się wyślizgiwać ocenie i ramą. Ma być czymś, czym jeszcze żadna wcześniej książka nie była, a przy tym odwiedzić miejsca, które jeszcze żadna książka nie odwiedziła. I niestety nie jest niczym takim. Jest zwykłą książką, która nie spowodowała u mnie wymiotów intelektualnych, choć patrząc na ten tekst, mogę się mylić, nie zmieniła mojego życia, choć mocno słuchałem i wierzyłem, by tak się stało. I co najważniejsze nie zachęciła mnie, by ją kupić, a później zostawić w jakimś hotelu, jak to robili amerykanie z 50-cioma Twarzami Greya. Ale spowodowało u mnie coś innego, coś dla mnie nienormalnego. Podniecenie wywołane wymyślaniem nowych porównań, cieszenie się kolejnym słowem i samo zachwyt i satysfakcje z kolejnego zdania. Za to panu Jakubowi Wojewódzkiemu dziękuję. I za tego audiobooka, bo to była przyjemność (nieerotyczna) słuchania pana: o życiu pana i pana samochodach, i pana podbojach itd. itp. Mam nadzieję, że napiszę pan jeszcze coś, ale bez tylu dup w tle. Pierwszy raz chyba na moim blogu polecam słuchanie, oczywiście przed graniem, a w tym wypadku przed czytaniem. Co tu się stało?
Ps. Niestety jedną z zalet książki jest to, że szybko się o niej zapomina. A genialne anegdotki są tylko lichym wspomnieniem. Podpisano pamięć autora aka pamięć złotej rybki.