Deadcraft - Danteveli - 24 maja 2022

Deadcraft

Życie nie jest łatwe. Ciągle czekają nas problemy, wyzwania i udręka. Chociaż jest to chyba lepsza opcja niż alternatywa. No, chyba że dałoby się być tak jedną nogą tu i jedną nogą tam, by korzystać z zalet obu miejsc. Bohater gry Deadcraft może coś o tym wiedzieć. W końcu gramy kimś, kto jest w połowie zombie. Czy przez to gra jest nie pierwszej świeżości?

Głównym bohaterem Deadcraft jest Reid. Młodzieniec nie ma szczęścia w życiu. Nie dość, że przyszło mu żyć w postapokaliptycznej wersji świata, to jeszcze ledwo uszedł z życiem z eksperymentów szalonego naukowca. Wisienką na torcie jest to, że mężczyzna jest hybrydą i w połowie funkcjonuje jako żywy trup. To daje Reidowi sporo umiejętności, ale też całą masę problemów.

Świat Deadcraft chyba najłatwiej porównać do filmu Wyrmwood. Nie wiem, jak dobrze znany jest ten Australijski horror, ale podobnie jak opisywana gra łączy z sobą estetykę Mad Max i zombiaki. W przypadku Deadcrafy można do mieszanki dorzucić jeszcze kultowe Fist of the North Star, które od lat jest inspiracją dla wielu produkcji z Kraju Kwitnącej Wiśni.

Całość ma zakręcony klimat niskobudżetowego horroru z głupimi gagami jak odpadające ręce dające nam kciuki w górę i te sprawy. Jest też miejsce dla trochę bardziej poważnych i dramatycznych momentów. Wszystko fajnie ze sobą współgra i daje porządny efekt. Jako fan grozy i podobnych kiczowatych klimatów jestem niezwykle zadowolony z tego co oferuje nam Deadcraft.

Przekłada się to także na gameplay, który jest dosyć ciekawy. Po pierwsze to sruvival z elementami RPG. Musimy dbać o energię, głód i nawodnienie organizmu. Jeśli chce nam się pić, to ekran się rozmywa, przy głodzie praktycznie nie jesteśmy w stanie się poruszać, a bez energii wykonywanie każdej akcji kosztuje nas punkty życia.

Do tego dochodzi jeszcze balansowanie pomiędzy stanem zombie a człowieczeństwem. Jako zombie jesteśmy bardzo silni, ale poruszamy się powoli i wszyscy ludzie są automatycznie naszymi wrogami. Jako człowiek mamy mniej punktów życia, słabiej atakujemy, ale mamy też mniej wrogów i szybciej się poruszamy. Spożywane jedzenie i picie wpływa na ten balans, więc warto wiedzieć, kiedy być człowiekiem, a kiedy poszaleć jako żywy trup.

Rozgrywka sprowadza się do rozwalania rzeczy i pokonywania przeciwników w celu zdobywania surowców i punktów doświadczenia. Za punkty odblokowujemy kolejne umiejętności i rzeczy do budowy. Mamy kilka całkiem sporych drzewek, wiec opcji jest dosyć dużo. Obok tego podejmujemy się zadań pobocznych i głównych questów prowadzących naszą przygodę do przodu.

Gra oferuje nam także nietypowe podejście do rolniczych produkcji w stylu Story of Seasons. Możemy sadzić warzywa i podlewać je wodą lub krwią zombie co przyniesie nam różne efekty. Możemy też zasadzić w ziemi trupy, by wyhodować zombie w różnych wariantach. Trupiaki posłużą nam jako broń/sojusznicy w walkach z przeciwnikami. Podobnie jest z całym craftowaniem. Obok typowego dla gierek mamy jeszcze osoby wariant zombie. Dzięki temu Deadcraft jest niezwykle zakręcone i wprowadza sporo świeżości do gatunku.

Wszystko współgra ze sobą zaskakująco dobrze i w Deadcraft gra się bardzo przyjemnie. Zwłaszcza jeśli ktoś jeszcze lubi te klimaty, w które gra uderza zarówno od strony fabularnej jak i rozgrywki. Wciągnąłem się w zabijanie bandytów, polowanie na szczury i hodowanie zombie i bawiłem się przy tym naprawdę dobrze.

Jeśli chodzi o oprawę audiowizualną, to nie jest to poziom, jakiego można oczekiwać od najnowszych produkcji. Świat nie jest bogaty w szczegóły i obserwujemy wszystko z lotu ptaka, więc nie mamy zbytniego wglądu w detale. Mimo to gra ma styl i broni się estetyką inspirowaną wspominanymi kilka razy tytułami. Do tego egzekucje przeciwników jeszcze bardziej budują klimat kina klasy b i ten element grindhouse. Podobnie jest ze sferą audio. Nie powala, ale jest dostatecznie dobra i sprawdza się w praniu.

Zazwyczaj nie jestem fanem wszelkiej maści gier w stylu survival. Prawdopodobnie Fallout New Vegas w wersji Hardcore był jedynym tytułem, gdzie trzeba martwić się o takie rzeczy jak jedzenie i picie, który trafił w mój gust. Mimo to bawiłem się przy Deadcraft naprawdę, ale to naprawdę dobrze. Bardzo pasuje mi mieszanka zombiaków i Mad Max/ Fist of the North Star, a rozgrywka wciąga i przesiedziałem przy tym tytule całkiem sporo godzin.

Deadcraft to taka bardzo przyjemna niespodzianka z Japonii. Mniejszy tytuł i taki trochę indyczek, ale podany w naprawdę fajnej formie. Marvelous dostarcza kolejną solidną, odrobinę niszową grę, która powala klimatem. Uważam, że warto zainteresować się tą produkcją, bo ma w sobie to magiczne coś przyciągające a długie godziny. A teraz zmywam się, bo pora zasadzić i podlać jeszcze kilka zombie.

Raz, dwa, trzy
- Mad Max plus zombie
-unikatowy survival,
- fajny klimat.

Danteveli
24 maja 2022 - 08:57