Potion Permit - Danteveli - 23 września 2022

Potion Permit

Sukces Stardew Valley sprawił, że cała masa twórców ze sceny indie próbuje zarobić na swojej kopii kultowego Harvest Moon/Story of Seasons. Czasem wychodzi to lepiej, czasem jest gorzej, ale w głównej mierze jesteśmy zasypywani bardzo podobnymi produkcjami. Czy kolejny przedstawiciel gatunku, jakim jest Potion Permit zaoferuje nam coś ciekawego?

Fabuła gry rozgrywa się w małym miasteczku Moonbury. Stworzona przez nas postać jest chemikiem wezwanym na pomoc córce burmistrza. Dziewczyna jest chora i lokalne sposoby leczenia jej nie pomagają. Wkraczamy więc do akcji. Jednak mieszkańcy wioski są uprzedzeni do chemików, więc nie będzie zbyt łatwo. Zwłaszcza że zostajemy się zostać w Moonbury i pomóc ludziom cierpiącym na różne dolegliwości. Naszym celem jest tworzenie mikstur leczenie ludzi i rozbudowa naszej chałupki tak by nie wyglądała jak ruina.

Mamy więc do czynienia z lekką wariacją na temat formuły gier tego typu. Największą różnicą w Potion Permit jest to, że nasza postać jest nie tylko kimś obcym, ale także przedstawicielem zawodu, który źle kojarzy się w Moonbury. Z tego powodu inne postacie nie są tak otwarte i mamy nawet negatywnie nastawione jednostki. Nie ma to dramatycznego wpływu na rozgrywkę, ale fajnie, że nie wszyscy od razu stają się fanami przybysza. W ten sposób Potion Permit odrobinę bliżej do rzeczywistości niż typowej sielanki z Harvest Moon.

Rozgrywka opiera się na znanym schemacie upływających dni, gdzie każda chwila w czasie rzeczywistym to godziny w grze. W tym czasie spotykamy się z mieszkańcami, leczymy ich, rozbudowujemy nasz domek czy wyruszamy na dodatkowe misje lub zbieranie surowców. Jesteśmy ograniczeni nie tylko przez czas, ale energię naszej postaci. Ścinanie drzew rozłupywanie kamieni i atakowanie bestii kosztuje nas punkty energii. Gdy nam jej zabraknie, po chwili tracimy przytomność i budzimy się dopiero kolejnego dnia.

Tym, co wyróżnia Potion Permit jest element tworzenia magicznych miksturek i leczenie pacjentów. Zostajemy powiadomieni, gdy ktoś chory trafia do naszego baraku. Na miejscu wykonujemy rozpoznanie, które sprowadza się do prostej gierki rytmicznej. Później musimy stworzyć odpowiadanie pitko. Robimy to za pomocą zbierania składników, które później układamy w odpowiedni wzorek. Przypomina to system alchemii z części odsłon cyklu Atelier, gdzie bawimy się w prostą wersję Tetrisa.

Potion Permit ma ten typowy indie wygląd. Gra przywodzi mi na myśl takie tytuły jak Moonlighter czy Children Of Morta, czyli dopakowaną wersję czegoś inspirowanego produkcjami na SNESa. Tytuł nie wygląda źle, ale nie wyróżnia się zbytnio z całej masy gier niezależnych stawiających na podobny styl. Jest schludnie, całkiem kolorowo i przyzwoicie, ale nic ponadto.

Zastanawiam się, czy moje chłodne podejście do Potion Permit to efekt, że gry w symulacje rolnictwa i prostego życia mi się przejadły? W ostatnich latach zagrałem w całkiem sporo produkcji tego typu. Do tego Rune Factory i Story of Seasons ciągle atakują odświeżonymi wersjami starszych odsłon serii. Może za jakiś czas przysiądę do tego tytułu i sprawi mi on więcej radochy? W końcu nie ma tu nic karygodnego.

Potion Permit to więcej tego samego z drobnymi twistami. Dzięki zabawie w tworzenie miksturek i leczenie pacjentów tytuł jest odrobinę bardziej rozbudowany niż przeciętny klon Harvest Moon. To na pewno jest atut tej produkcji. Całość jednak mnie jakoś specjalnie nie porwała i nie jest to tytuł, w który trzeba zagrać. Bardziej taka alternatywa, gdy mamy ochotę na więcej tego samego w odrobinie innym settingu.

Danteveli
23 września 2022 - 22:02