Żyjemy w niezbyt fajnych czasach. W ostatnich latach nie było zbyt przyjemnie i pogodnie. Teraz też nie jest zbyt dobrze, a nie szykuje się, by sytuacja miała się drastycznie poprawić. W końcu słyszymy o krachu, kryzysie i pogróżkach wojny atomowej, która zmiecie nasz gatunek z powierzchni planety. Dlatego na poprawę humoru mamy gierki. No chyba, że sięgniemy po coś takiego jak S.W.A.N.: Chernobyl Unexplored.
S.W.A.N.: Chernobyl Unexplored opowiada o sekretnej misji na tereny po katastrofie Czarnobyla. Okazuje się, że na miejscu był tajny instytut zajmujący się niezwykłymi eksperymentami, które mogą odmienić bieg zimnej wojny. Dlatego ku chwale ZSRR wyruszamy na miejsce w poszukiwaniu ocalałych i ich eksperymentów.
Fabuła jest całkiem ciekawa i ma spory potencjał. W końcu tajne laboratoria i potencjalnie nieudane eksperymenty to gwarancja czegoś przerażającego. Niestety całość nie jest tak mocna jak poszczególne elementy. Gra niestety nie pozostawia po sobie jakiegoś specjalnego wrażenia. Ot, to kolejny straszak z całkiem fajnym pomysłem na historię i sztampowym wykonaniem, a całość szybko się rozmywa.
Jeśli chodzi o rozgrywkę, to szwendamy się po różnych lokacjach, obserwując akcje z perspektywy pierwszej osoby. Czasem trafi się jakaś zagadka czy uciekania sekcja albo unikanie radioaktywnych elementów, by nie zniknąć. Znaczną część zabawy stanowi jednak snucie się po pomieszczeniach, chłonięcie atmosfery grozy i oglądanie oksryptowanych sekwencji.
Żeby nie było zbyt nudno, twórcy dodali element zestrzeliwania jakichś rzeczy z powietrza i ładowania naszej magicznej broni umysłu. Niestety to nie wypala w praniu. Sekwencje te są dziwne, odstają od reszty gry i niezwykle nudzą. Lepie było zrezygnować z tego elementu i skoncentrować się na atmosferze lub zakręconych momentach, gdy nasza postać widzi niezwykłe rzeczy.
Najlepszy moment S.W.A.N.: Chernobyl Unexplored dzieje się tak mniej więcej w pierwszych 30 minutach rozgrywki. Mamy uciekać przed czymś i pomagają nam w tym wskazówki zapisane na ścianach. Jeśli się ich nie będziemy słuchać, możemy zapędzić się w kozi róg. Daje to naprawdę efektowny moment, który niestety zostaje trochę osłabiony przez jumpscare. Niestety tanie sztuczki z pojawiającymi się potworkami i zjawami są problemem S.W.A.N.: Chernobyl Unexplored. Gra zbyt często rezygnuje z grubej atmosfery na rzecz jakiegoś duszka czy stworka, który robi bu i znika. Jestem wrogiem tego podejścia do grozy, bo to nie żaden strach, tylko zaskoczenie. W wypadku tego tytułu elementy te rujnują coś, co mogłoby być solidne. W końcu przymierzanie korytarzami opuszczonego kompleksu w miejscu po katastrofie samo w sobie może mrozić krew w żyłach.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to jest przyzwoicie. S.W.A.N.: Chernobyl Unexplored nie jest szkaradnym tytułem i wygląda dosyć dobrze. Lokacje często są klimatyczne i wyglądają jak prawdziwe miejsca po jakiejś tragedii. Deisgn upiorów pozostawia sporo do życzenia, ale pewnie mogło być gorzej.
Może przejadły mi się już horrory tego typu? Taka myśl przechodziła mi przez głowę, gdy zaczynałem w myślach narzekać na S.W.A.N.: Chernobyl Unexplored. Mam jednak wrażenie, że w tym wypadku problemem nie są moje oczekiwania, ale to, że mamy do czynienia z przeciętnym tytułem, który nie robi nic naprawdę dobrze. Przez to ciekawe chwile wymieszane są ze słabymi sekwencjami i denerwującymi momentami, które widzieliśmy już tysiąc razy w innych niskobudżetowych horrorach. Szkoda, bo w pewnych momentach atmosfera S.W.A.N.: Chernobyl Unexplored była naprawdę fajna.
S.W.A.N.: Chernobyl Unexplored to kolejny przykład niewykorzystanego potencjału. Pomysł na historię osadzoną w sekretnych laboratoriach w okolicy Czarnobyla jest ciekawy. Twórcy mają też trochę interesujących pomysłów. Niestety obok nich występuje masa złych decyzji i gra zbyt szybko staje się sztampowym straszakiem idącym w znienawidzone jump scare. Mam nadzieję, że twórcy ze studia Volframe spróbują jeszcze popracować nad swoimi pomysłami i w przyszłości rozbudują dobre rozwiązania z S.W.A.N.: Chernobyl Unexplored w jakimś innym tytule.