"Papers, please" to tytuł wyjątkowy, lecz dyskusyjny. Gra, która nie wyróżnia się oprawą graficzną (a wręcz nią odstrasza), z założenia polega tylko na jednym, monotonnym zajęciu, w rzeczywistości wciąga i pozwala na kilka godzin zapomnieć o świecie. Możecie wierzyć lub nie, ale praca celnika w komunistycznym państwie Arstotzka sprawia przyjemność i wymaga więcej logicznego myślenia niż niejeden, pełnoprawny tytuł. Czy warto kupić grę, dla której powstał ten wpis?
"Papers, please" - satyryczny pogląd na komunizm czy świetna gra logiczna z prostą mechaniką?
Na tytuł trafiłem przypadkowo przeglądając sklep steama. Patrząc na screeny z gry, pomyślałem sobie "kolejna, typowa gierka indie". Maniakiem wodotrysków czy fizyki od zielonych (no i kto nie skojarzy o kim piszę?) akurat nie jestem, to też sugerowanie się jedynie grafiką, byłoby dużym błędem. Opis nie zmienił diametralnie mojego poglądu, lecz przyniósł iskrę zaciekawienia i chęć wydania kilku euro (dziewięciu, jak mnie pamięć nie myli, lecz teraz macie na grę promocję).
Gierka niesamowicie lekka, więc od czasu zapłaty do samej zabawy, upłynęły zaledwie sekundy. Odpaliłem - czekam na moment, w którym skończy się wstęp i gra umożliwi mi rozpoczęcie rozgrywki. Pierwszy plus pojawia się już na tym etapie - muzyka - jest cudowna! Nie znam się na jej wykonywaniu, bo w końcu nie jestem muzykiem, lecz subiektywnie: prosta, zawierająca małą ilość sekwencji, klimatyczna, można by jej słuchać w nieskończoność.
Po chwili nastąpił upragniony moment - moment gry. Zaczynam rozgrywkę i kończę, po dobrych trzech godzinach! Od dość dawna nie miałem przyjemności pograć w taki tytuł indie - prosty, lecz wciągający jak bagno.
"Papers, please" polega na wykonywaniu pracy. Jesteśmy celnikiem i to my decydujemy kogo przepuścimy przez naszą granicę (mamy tu do czynienia z fikcyjnym państwem Arstotzka). Zadanie z pozoru wydaje się proste. Podchodzi obywatel (naszego lub nie państwa) i pokazuje paszport. My sprawdzamy poprawność danych (data ważności, płeć, miasto wydania). Jeśli wszystko jest w porządku - dajemy zieloną pieczątkę (przyznajemy wizę) i przepuszczamy delikwenta. Odwrotnie w przypadku niezgodności - dajemy czerwoną i człowiek odchodzi zrezygnowany. Nasze błędy są sprawdzane i jeśli jakiś popełnimy, to dostajemy ostrzeżenie. Dzień pracy ma swoje godziny, więc czym szybciej sprawdzamy, tym więcej zrobimy w wyznaczonym czasie. Jeśli dobrniemy do końca, następuje podsumowanie dnia. W tym miejscu pojawia się kolejna trudność, którą jest... rodzina. Tak, tak - nasz "bohater" ma dom i mieszkańców, którym musi zapewnić jedzenie i ogrzewanie.
Kolejne dni wyglądają podobnie. Przychodzimy rano do pracy i sprawdzamy dokumenty. Większość z Was powie "nuda, monotonia, co to za słaba gra". Tu Was zaskoczę - z każdym kolejnym porankiem otrzymujemy nowe rozkazy. Paszport już nie wystarcza, więc musimy też sprawdzać bilety wstępu, karty identyfikacyjne, zezwolenia na przejście, papiery świadczące o chęci podjęcia pracy oraz dyplomatyczne przepustki. Jakby tego jeszcze było mało, to dochodzi do ataków terrorystycznych na terenie granicy. W kolejnym dniu po takim incydencie, jesteśmy zmuszeni do przeszukiwania obywateli w celu sprawdzenia, czy dany towarzysz nie przenosi broni lub materiałów wybuchowych. W tym posłużą nam specjalne rozkazy (np. sprawdzanie wszystkich z danego państwa) lub zwrócenie uwagi (w późniejszych etapach rozgrywki) na nieprawidłową wagę. Na tym zabawa się nie kończy. W pierwszych dniach nieprawidłowości w dokumentach są jednoznaczne z nie przepuszczeniem ludzi, lecz w późniejszych etapach musimy weryfikować dane (lub nawet podać powód nieprzyznania wizy). Najlepszym przykładem niech będzie niezgodność imion w paszporcie oraz w pozwoleniu na pracę. W takiej sytuacji pytamy delikwenta czemu tak jest, a następnie porównujemy jego odciski palców. Takie wydarzenia mają też miejsce, gdy nie pasuje nam płeć lub czas pobytu. Zapewniam Was, że niektórymi rezultatami możecie być zaskoczeni!
Pamiętajcie też o jednym - każdy dzień przynosi nowe wyzwania, te które wymieniłem, to zaledwie początek problemów.
Błędy kosztują nas pieniądze, a te są potrzebne dla naszej rodziny. Jeśli zabraknie nam na jedzenie lub ogrzewanie, domownicy zaczną chorować, a wówczas wymagają kosztownych leków. Poza dokumentami możemy mieć do czynienia ze sytuacjami, które niekoniecznie ułatwią nam rozgrywkę. Pomijając już wcześniej wymienione ataki terrorystyczne (które przerywają dzień pracy), jesteśmy świadkami działalności tajnej organizacji, która może mieć dla nas specjalne rozkazy. Wypełniając je, możemy zasłużyć sobie na specjalną premierę. Pamiętajcie jednak - jesteście urzędnikami państwowymi kraju komunistycznego i wszelkie niezgodności w zarobkach na pewno będą brane pod uwagę w czasie ich weryfikacji.
Podsumowując - gra pozornie nie robi oszałamiającego wrażenia. Grafika jest bardzo typowa dla gier indie, mechanika wydaje się bardzo monotonna i schematyczna. Jak jednak często, tu i też pozory mylą. W rzeczywistości tytuł ten jest godny wydania kilku euro (przypominam - jest promocja), gdyż zapewnia godziny zabawy, wymaga logicznego myślenia i nierzadko zręczności (stosy dokumentów i presja czasu). Losowe sytuacje dodają frajdy, wymuszają na nas podejmowanie różnych decyzji. Tytuł jest też wyjątkowy - nie przypominam sobie innej gry, która porusza w ten sposób komunistyczne czasy (i ma taką muzykę!).
Ode mnie gra dostaje mocne 8/10 (w osobistym, małpim rankingu). Wrócę do niej niebawem i będę się bawił równie dobrze, co na początku. Wam też tego życzę i zachęcam do zakupu:
PS Rozpoczynając ten wpis powinienem zwrócić uwagę na to, iż jestem nowy i nie wiecie czego można się po mnie spodziewać. Już wyjaśniam, dajcie mi tylko chwilę na zastanowienie...
Jestem blogerem i byłym youtuberem (niewielkim, lecz mającym swoją historię). W tym roku (w okolicach czerwca) zakończył się mój udział w tworzeniu materiałów wideo. Nagrywałem i komentowałem gry, miałem też swój udział w serwisie Twitch.tv. Rezygnacja nastąpiła po uświadomieniu sobie, jak bardzo jestem tam niepotrzebny, jak wielu robi to co ja, lecz znacznie lepiej. Z drugiej też strony - brak czasu. Musiałem wybrać - chwilowa pasja czy sprawy osobiste. Wybrałem opcję numer dwa, lecz nie zrezygnowałem całkowicie ze swojego zainteresowania. Założyłem bloga, który choć jest młody i niewielki, przynosi mi niesamowitą radość i nie wymaga ode mnie przesadnej uwagi. Własny "kawałek Internetu" nie dociera do szerszej publiczności zbyt szybko. Wymaga cierpliwości i dobrych wpisów. W popularności materiałów nie pomagają też wielotematyczne newsy. Łącznie mediów z multimediami, kultury z czymś co pospolicie nazywamy "stylem życia", przynosi różne efekty, nierzadko też i wszechobecny chaos.
Tak też i pojawiłem się tutaj. Chcąc oddzielić jedno od drugiego, zdecydowałem się na pisanie dla serwisu gameplay.pl. Pojawią się tutaj materiały związane z grami (przede wszystkim), sprzętem, filmami, książkami i wszystkim co pochodne. Gry będą najbogatszym działem bloga, podzielę je na: przeglądy (jak ten dzisiejszy), recenzje, porównania, "stare granie" oraz moje ulubione - modyfikacje.