Od lat 50-tych XX wieku historyjki o Mikołajku i jego rozbrykanych kolegach cieszyły się powodzeniem w wielu krajach europejskich. Okazuje się również, że stanowiły inspirację dla innych autorów. Przeżyłam wielki szok, kiedy na półce u kolegi znalazłam książeczkę zatytułowaną Mikołajek w szkole PRL. Format książeczki się zgadza, oprawa graficzna pasuje, tytułowy bohater również znajomy... ale szkoła PRL? Poważnie? Jeśli ta historia jest Wam obca, przeczytajcie co jest dalej.
Mikołajek w szkole PRL to książeczka z roku 1986. Napisała ją Maryna Miklaszewska, zilustrował ją dziesięcioletni wówczas syn autorki, Mikołaj (obecnie Mikołaj ma więcej lat, jest malarzem i jego prace można obejrzeć o TU). Pierwotnie książeczka została wydana przez podziemne wydawnictwo. Autorka przybrała pseudonim Miłosz Kowalski, zaś Mikołaj imię jednego z bohaterów - Masław. Inspiracją do powstania opowiadań o polskim Mikołajku oraz jego kolegach były historie syna autorki, które przynosił ze szkoły. Absurdalna, pełna niedorzeczności atmosfera PRL przesiąknęła również szkoły.
Mikołajek ma swoją klasową bandę, do której należą: Spytko, Masław, Ziemomysł, Mściwój oraz Pękosław. Jest tu również odpowiednik pupilka Ananiasza - Bożydarek. Chłopcy nie uczęszczają do męskiej szkoły. Do klasy należą też dziewczęta, jednak w rozmowach chłopców pojawia się tylko Matylda, która cieszy się powodzeniem wśród nich. Co robią chłopcy z tej książeczce? Rozrabiają! Ale też poruszają wiele ważnych kwestii. Pierwsza historia dotyczy wizyty milicjanta w szkole. Przed odwiedzinami tak ważnego gościa pani zarządza, że trzeba wyczyścić wszystkie ławki z niewłaściwych napisów - muszą zniknąć te o Solidarności, która zwycięży, ale również te liczne o PZPR i ZOMO. Jednak trudno jest usuwać napisy, kiedy ewidentnie nawet panie nauczycielce one nie przeszkadzają. Inna opowieść mówi o tym, jak w szkole zostaje powołany Samorząd Szkolny. Dyżurni z Samorządu Szkolnego mają pilnować porządków w czasie przerw. Z opaskami z literami SS chcą dyscyplinować naszych bohaterów. Szybko przeradza się to w wielką walkę, w której szybko zostaną określone strony - ZOMO i Solidarność. Innym razem chłopaki odwiedzą Ziemomysła, którego rodzice stale są podsłuchiwani. Dużą rolę w tej książeczce odgrywają święta. W rocznicę wyzwolenia stolicy z rąk hitlerowskiego okupanta, chłopcy mają wziąć udział w szkolnym przedstawieniu, wychwalającym Polskę Ludową ponad wszystko. Chłopcy traktują to jako zabawę, lecz rodzice chóralnie decydują, że w dzień przedstawienia każdy z chłopców będzie chory.
Przygód chłopaków nie ma co porównywać do historii Mikołajka, Alcesta, Kleofasa, Euzebiusza i Gotfryda. Maryna Miklaszewska pod płaszczykiem książeczki dla dzieci przemyca historie ośmieszające ówczesny system. Wydaje mnie się, że autorka swe dziełko badziej chyba kieruje do dorosłych, świadomych czytelników niż do dzieci. Nie mogę powiedzieć, że polski odpowiednik jest równie zabawny jak oryginał. Zastanawiam się tylko, czy wynika to z tego, że w roku 86 dopiero się urodziłam i mimo znajomości historii nie potrafię do końca wczuć się w klimat. Książeczkę potraktowałam jako ciekawostkę. Ciekawa jestem, czy ktoś z Was ją czytał. A może jest to lektura, którą znacie z dzieciństwa? Chętnie poznam Wasze opinie.