Pilotaż 14 - Star Trek: Discovery. Dwugłos w sprawie prologu - Klaudyna - 26 września 2017

Pilotaż 14 - Star Trek: Discovery. Dwugłos w sprawie prologu

Klaudyna: To może ja zacznę? W życiu nie widziałam ani jednego odcinka Star Treka. Widziałam natomiast trzy ostatnie filmy kinowe. Seriali o szeroko pojętej zbliżonej, kosmicznej tematyce na koncie mamy, wedle moich rachunków, jeden. I jest to wielce udana nowa wersja Battlestar Galactica. Poza tym, wraz z wejściem w związek małżeński z Tobą, jawnie stanęłam po tej drugiej stronie mocy. Ja swoje usprawiedliwienie na niewiedzę w oczach prawdziwych fanów Star Treka przygotowałam. A Ty?

FSM: Eee... Ładnie to tak męża wrzucać pod pędzący autobus pełen zdenerwowanych trekkies? :) Ja też będę oceniał najnowszy serial ze świata gwiezdnej wędrówki z pozycji osoby, która miłość do i wiedzę na temat uniwersum ma raczej niewielką. Widziałem trzy nowe kinowe Star Treki (wszystkie są fajnymi kosmicznymi przygodówkami) i miałem okazję dawno temu oglądać wybrane odcinki Deep Space Nine i The Next Generation. Czyli coś tam wiem. Ale niewiele.

K: Ale w związku z tym, że jesteśmy odważni, spróbujemy się wypowiedzieć na temat, na którym za bardzo się nie znamy. Choć w sumie... może i głos nowicjuszy okaże się cennym? Wczoraj obejrzeliśmy dwa pierwsze odcinki serialu Star Trek: Discovery. I....?

F: I zostaliśmy (no, ja zostałem) pozytywnie zaskoczeni. Star Trek: Discovery robi dobre pierwsze wrażenie, choć nie jest bez wad. Nowy serial to pierwsza telewizyjna produkcja z logo Star Trek od aż 12 lat. Kinowe produkcje z tzw. JJ-verse nie zyskały sympatii ortodoksyjnych fanów, bo za dużo tam efekciarstwa, a za mało prawdziwego startrekowania. Oczekiwania więc były spore, a Discovery staje w rozkroku między starym a nowym. I oficjalnie jest prequelem pierwszej serii (tej z lat 60-tych), ale my to zignorujemy, bo mało się na tym uniwersum znamy. Ocenimy zatem wstęp do Discovery z czystym umysłem. Do boju!

K: Do boju, do boju, ale może chciałabym się odnieść do tego co powiedziałeś. Również poczułam się zaskoczona, a to głównie dlatego, że na ostatnim filmie kinowym ziewałam ze znużenia, bo doszłam do wniosku, że w każdym filmie otrzymujemy tę samą historię opartą na tym samym schemacie. Zmienia się tylko "ten zły". Więc... nie dziwię się, że fani mogli być zawiedzeni. Tutaj (a to tylko dwa odcinki!) odniosłam wrażenie, że ten Star Trek to może być nawet mądrym serialem. I co najbardziej mnie urzekło - początek. Gdzie dwie bohaterki na wysoko postawionych stanowiskach komplementują swoje umiejętności i widać, że się szanują... wow, wow!

F: Ano, właśnie. Bohaterki. Discovery dziarsko wkracza w rewir znanych produkcji, gdzie pierwsze skrzypce grają kobiety i robi to z klasą. Pani kapitan statku i jej pierwszy oficer, główna bohaterka imieniem Michael (muszą to wyjaśnić, no bo jak) to bardzo fajny duet, który da się lubić, mimo całej tej "służbistowskiej" otoczki. I od razu pragnę wspomnieć o zarzutach skierowanych wobec serialu przez fanów z czeluści internetu - że w Star Treku nie wolno sprzeciwiać się przełożonemu i zagrywka z pierwszego odcinka była strasznie nie na miejscu. Jako trekowy laik stwierdzam - dodało to trochę dramatu, więc się nie czepiam. I, co ważne, w odróżnieniu od ostatnich filmów, serial skuteczniej przemyca całą tę filozofię "nie jesteśmy wojownikami, jesteśmy odkrywcami". Ale oczywiście bez walki się nie obędzie...

K: Bez walki się nie obejdzie, gdyż z czeluści wyłaniają się Klingoni i - muszę to powiedzieć - z bardzo odrażającymi potylicami. Prócz tego z buzującym testosteronem i chęcią obalenia rządów Federacji. Dochodzi do pierwszej konfrontacji - Michael wyrusza na misję zwiadowczą, staje face to face z przedstawicielem wspomnianej rasy, który to w wyniku czynienia niezbyt przyjaznych gestów w kierunku bohaterki - ginie. Cóż więcej trzeba, by rozpętać wojnę?

F: I to ma być główny motor napędowy fabuły przez kolejne odcinki. Wojna z Klingonami, choć oczywiście Federacja wojny wcale nie chce. A gdzieś w tyle pojawi się przeszłość głównej bohaterki, jej obecne rozterki i problemy (a finał prologu jest cliffhangerem pierwszej próby!), lepiej poznamy załogę, zobaczymy też w końcu tytułowy statek. Czy w ciągu tych dwóch odcinków pojawiło się coś, co Ci się bardzo spodobało, ewentualnie jakaś rzecz bardzo "na nie"?

K: Hym, wspomniane wypchnięcie kobiet na pierwszą linię zyskało moją aprobatę, bo tego nie było w filmach kinowych. Jako "nowa w temacie" powstrzymywałam się od zadawania pytań, dotyczących kto, z kim i dlaczego. Słusznie, bo to co mnie nurtowało zostało wyjaśnione, więc jest totalna klarowność dla widzów niezorientowanych. Przewróciłam trochę oczami, gdy zastaliśmy typową sytuację - jedna osoba dobrze radzi i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że ma rację, ale nikt jej nie słucha. Mówię tu oczywiście o stanowisku Michael w sprawie podjęcia kolejnych kroków względem klingońskiego statku. W sumie.. odczucia mam pozytywne i nawet trochę mnie nurtuje, co będzie dalej.

F: Ja wspomniałem wcześniej o rozkroku, jaki Discovery robi między starymi serialami, a nowymi filmami. Serialowe jest budowanie świata, kładzenie wszystkich klocków. Z kina przeniesiono efektowną stronę wizualną i wszechobecne świetlne rozbłyski (z pozdrowieniami od J.J. Abramsa). Nowy Star Trek wygląda bardzo ładnie, scenografia jest pełna detali, efekty komputerowe solidne, naprawdę nie ma się czego wstydzić. Samo zawiązanie historii jest dobre, postacie różnorodne, jest miejsce na trochę humoru (Co robimy w momencie, gdy sensory optyczne statku nie działają bo jest promieniowanie? Sięgamy po przedpotopowy teleskop!), ogólne wrażenie jest zaskakująco dobre. No ale są też wady. Znajdziesz jakieś? Poza głowami Klingonów?

K: A doczepię się w temacie, który ostatnio ściąga moją uwagę. Dlaczego te mundury wyglądają tak... mało efektownie? Wyglądają jak z cienkiego neoprenu ze złotymi wstawkami... bardzo proszę - przepis na elegancki dres. No nie zachwyca mnie to. Ale sądzę, że chciałeś wyciągnąć ode mnie coś zupełnie innego.

F: Mi nie podobały się fabularne głupotki w rodzaju rysowania logo na pustyni za pomocą śladów, które przecież musiały zostać zasypane piachem (wiał silny wiatr!), a statek i tak je dostrzegł przez chmury. Albo Michael obiecuje tylko przelecieć obok dziwnego artefaktu i sprawdzić co to, ale jednak na nim ląduje i przypadkiem przyspiesza rozpoczęcie konfliktu. No i te wszechobecne rozbłyski oraz kręcąca się kamera - jest to ładne, ale trochę przesadzili.

K: A mnie w ogóle nie raziło, że u Michael zwyciężyła ciekawość. I... myślę, że to motyw wielokrotnie spotykany w filmach. Nie bez przyczyny mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła i niewątpliwie jest to siła napędowa wielu produkcji. I życia!

F: Czyli nie taki straszny ten Star Trek? A przynajmniej w swoim nowym, netfliksowym wcieleniu?

K: Nie, ani trochę. Jestem mu całkiem przychylna :) Ach! I nie wspomnieliśmy o czołówce nic, a i ta jest na plus. Taka techniczno-matematyczna i czysta. Choć trochę za długa.

F: No i widzicie. Trochę czepiania się, ale ogólnie Star Trek: Discovery robi dobre wrażenie na nie-trekkies. Chyba będziemy oglądać go dalej.


W poprzednich odcinkach (sezon 2017): Belle Epoque / Fargo (sezon 3)

Klaudyna
26 września 2017 - 19:54