FSM: Droga żono, czy jest tak, że im więcej seriali się konsumuje, tym surowszym jest się widzem? Czy może wręcz przeciwnie?
Klaudyna: Zazwyczaj tak właśnie się dzieje, ze jeśli dużo przyswajasz treści danego rodzaju, tym teoretycznie trudniej się zadowolić.
F: W takim razie jak bardzo zadowala nas nowe dzieło stacji TVN, serial Belle Epoque?
K: A! W tę stronę chcesz iść! Ale jak na samym początku wydamy wyrok, nikt nie będzie chciał czytać dalej. Zatem może zacznę od tego, ze pierwszy trailer, który pojawił się na TVNie - zaintrygował. Wydawało mi się, że lekcja została odrobiona. Dobry kawałek, piękne kostiumy... ulala!
F: TVN umie kręcić świetne reklamówki, co do tego wątpliwości nie ma. Pierwszy smaczek serialu wyglądał zachęcająco. A mając w pamięci dobrą passę na polu rodzimych produkcji odcinkowych - Wataha, Pakt, Belfer - można było mieć nadzieję na coś ciekawego. Wszak tytuły, którymi inspirowali się twórcy, należą do światowej czołówki (choćby takie Peaky Blinders).
K: Później przyszedł czas na zwiastun, gdzie usłyszeliśmy kilka wypowiedzianych kwestii i... już zaczęłam się martwić. Posmutniałam, że nie będzie już tak pięknie. Przypomniała mi się momentalnie Hiszpanka.
F: Skojarzenie na miejscu, bo zarówno Belle Epoque, jak i Hiszpanka pokazują rzadko prezentowany na ekranie, kawałek historii Polski. Elegancja rodzimych okolic sprzed stu lat, połączona z nowoczesną realizacją, powinna dać efekt piorunujący. Tymczasem Hiszpanka była ładna, ale niemądra (mówiąc oględnie), zaś nowy serial TVN jest zaskakująco nijaki.
K: No właśnie. Nijaki. Próbowałam poszukać jakiegoś usprawiedliwienia - a, bo to pierwszy odcinek, więc może później się rozkręci. A może pierwsza sprawa taka przewidywalna na... zachętę dla mniej wymagających, a później będzie lepiej. Niestety moje usprawiedliwienia nie przekonują mnie samej.
F: Mam wrażenie, że włodarze stacji powielają błędy popełnione przy Nieznajomym, który też był zapowiadany jako niezwykły serialowy przełom nad Wisłą. Belle Epoque najwyraźniej będzie kolejnym serialem, w którym każdy odcinek stanowi zamkniętą całość, a przecież taki klimat aż się prosi o niezwykłą, rozbudowaną, wielowątkową fabułę. Zakładam, że w kolejnych odsłonach pojawi się jakaś cienka nić łącząca wszystko, ale najpewniej będzie ona tak samo "meh", jak premiera. Może naświetl szybko, o czym opowiada serial?
K: Mamy Pawła Małaszyńskiego...i tu mała dygresja - dzisiaj w internecie obiło mi się o oczy, że ktoś w kontekście Belle Epoque nazwał go polskim Tomem Hardym... musiałam to powiedzieć, bo uważam, że to zarówno szalenie zabawne, jak i szalenie nie na miejscu. Paweł Małaszyński, jako Jan Edigey-Korycki, po latach nieobecności zjawia się w rodzinnym Krakowie. Jego matka została brutalnie zamordowana. Pragnie dowiedzieć się więcej w kwestii jej śmierci, oddać jej należyty szacunek i ponownie ruszyć w morze. Ale, ale! O czym byłby to serial, gdyby tak przybył i wybył!
F: No właśnie, przybył, to musi zostać. A pan Jan zostaje, bo ma wspólną przeszłość z nieobecną w tym odcinku (no, prawie) postacią Magdaleny Cieleckiej. I jest przy okazji najlepszym detektywem świata, bo rozwiązuje zagadkę w dwie sekundy, z którą nie poradził sobie wąsaty pan komisarz (Olaf Lubaszenko). Ale może pan komisarz olał tajemnicę, bo go zupełnie nie zaangażowała. Tak jak widzów?
K: Trudno powiedzieć, co zawiniło u pana komisarza, że niezbyt dobrze wykonuje swoją pracę. I... to nie tak, że historia była mało angażująca. Myślę, że miała potencjał. Seryjny morderca odtwarzający sceny religijne - ok, może nie jest to super oryginalne, ale temat jest nośny! Trudno jednak mówić, by całe to śledztwo wywoływało jakiekolwiek emocje napięcia i oczekiwania na rozwój wypadków. Odniosłam wrażenie, że twórcy potraktowali również widzów jako nowicjuszy w świecie seriali kryminalnych, którym trzeba dobitnie pokazywać znaki - machać nachalnie, że: o, patrzcie tutaj, ten symbol zaraz odegra swoją rolę!
F: Też twierdzę, że zarys fabuły jest ok. Ale poszukiwania mordercy matki, który jest religijnym sadystą, powinny zostać rozpisane przynajmniej na kilka odcinków. Żeby widz zdążył się zaangażować, zastanawiać nad możliwymi rozwiązaniami, powinny pojawić się fałszywe tropy i więcej niż dwóch potencjalnych podejrzanych, z których każdy miał dwie sceny. Potwornie zmarnowany temat - nie mam ochoty sprawdzać, do będzie się później działo w tym historycznym Krakowie. I nie pomoże nawet chwyt ze współczesną muzyką.
K: Czuję się oszukana i okazuje się, że strach "inspirowany" Hiszpanką był słuszny. Kostiumy świetne - doprawdy cieszą oko, muzyka - mimo że cały czas myślę o Peaky Bilnders, również dobra. Sam Kraków prezentuje się elegancko, choć... niezwykle czysto i sterylnie. Najprawdopodobniej wszystkie kamienice są nowe i wymuskane. Ewidentnie brakuje mi brudu! Może właśnie dlatego Belle Epoque bliżej do teatru, niż do niezłej produkcji telewizyjnej.
F: O, dokładnie. Teatr telewizji udający porządny, zachodni serial. Gdzieś w tym wszystkim czai się potencjał, ale złe założenia, taka sobie gra aktorska (Małaszyńskiego dosyć lubię, ale tutaj mnie w ogóle nie przekonał - nie pasuje do tego świata) i pójście najprostszą drogą sprawiło, że TVN nie dał rady. Pewnie oglądalność będzie niezła, ale to zdecydowanie nie jest serial dla serialomaniaków. Szkoda.
K: Również lubię Małaszyńskiego, ale Tom Hardy (ani ten z Peaky Blinders, ani z Taboo) to to nie jest. On jest jakis taki... za miły, nie sądzisz? Chyba w założeniach ma być takim trochę wywrotowcem, ale... nie. Jest pociesznym Małaszyńskim. Istnieje szansa, że zawieszę jeszcze kiedyś na nim oko, gdy tak się złoży, że będę potrzebowała tła do malowania paznokci, ale z pewnością nie będę wyczekiwać premier kolejnych odcinków.
F: Czyli "polecamy" Belle Epoque jako serial do malowania paznokci. Chyba nie o to chodziło twórcom :)
W poprzednich odcinkach: Zabójcza broń / MacGyver / Westworld / Młody papież