Recenzja Michigan - Danteveli - 3 czerwca 2016

Recenzja Michigan

Danteveli ocenia: Michigan
55

Ekipa z Grasshopper Manufacture serwuje nam pastisz a może satyrę gatunku survival horror jednocześnie dając nam do rąk jednego z najbardziej nietypowych przedstawicieli tego typu gier. Nie jest to pozycja świetna, ba nie wiem czy można z czystym sumieniem określić ją mianem przeciętniaka.  Jednak jest to gra od ludzi, którzy zapewnili nam szalone przygody w killer7, No More Heroes czy Shadows of the Damned. Więc nie może być tak źle i jest to po prostu tytuł bardzo specyficzny, prawda?

W Michigan wcielamy się w operatora kamery pracującego dla stacji telewizyjnej ZaKaTv, który to trafia w sam środek poważnej afery. Towarzyszą nam gadatliwy dźwiękowiec Brisco i w zależna od naszego stylu gry ilość reporterów. W Chicago dzieją się dziwne rzeczy – całe miasto spowite jest mgłą, znikają ludzie a na ulicach pojawiają się dziwne robaki. Pora więc ruszyć na dochodzenie, które może przynieść nam olbrzymią sławę i pieniądze. Jak przystało na horror na naszej drodze muszą pojawić się dziwne sytuacje – duchy, potwory i drzwi, których po prostu nie da się otworzyć. Za wszystkim co się dzieje w okolicach Chicago musi stać ktoś lub coś, a my chcemy się tego dowiedzieć. Intro Michigan zapowiada tytuł nieliniowy gdzie nasza moralność będzie miała wpływ na finał przygody. Ten, krótki filmik zapowiada naprawdę interesujący produkt gdzie możemy być szlachetną osobą lub zwykłą kanalią. Nie do końca przekłada się to na grę. Co prawda mamy 3 różne zakończenia i (bardzo ograniczoną i wybiórczą) możliwość decydowania o naszych akcjach ( sprowadza się to do naciśnięcia lub nie przycisku podczas filmików) ale nie jest to nic specjalnego. Podczas gry zbieramy 3 rodzaje punktów – tych za dobrą robotę dziennikarską, niemoralne zachowania i kręcenie materiałów erotycznych (np. zaglądanie reporterce pod spódnice – taki sam bajer pojawił się w Dead Rising przy zdjęciach robionych przez Franka). Od naszego wyniku punktowego zależy jakie   zakończenie  otrzymamy.  Patent wydaje się być interesujący ale nie jest do końca wykorzystany i chciałoby się mieć znacznie więcej swobody  przy decydowaniu nad naszą moralnością  a zakończenia byłyby czymś więcej niż kilkoma sekundami  nic niewyjaśniającego materiału.

[Spoilery na temat fabuły]

Za obecność potworów i tajemniczej mgły odpowiada Armia USA. Bojowy wirus został „przypadkowo” wypuszczony nad Michigan przez co ludzie zaczęli przemieniać się w potwory. Jak jednak trafnie zauważa Brisco, to nie tłumaczy wszystkich innych wydarzeń dziejących się w czasie „potwornego” zamieszania. W każdym razie gdy wszystko wydaje się już uporządkowane wybieramy się z naszym kompanem do latarni wezwać pomoc. Brisco nagle źle się czuje i z jego ciała wyłażą jakieś robale i macki. W tej samej chwili kończy się bateria w naszej kamerze. Cięcie.  Nowe ujęcie pokazuje po raz pierwszy twarz naszego bohatera. Postanawia on nagrać  swoje zeznanie na temat prawdopodobnie zatuszowanej sytuacji w Michigan. W chwili gdy kamerzysta ma wyjawić odpowiedzialnych za katastrofę  zostaje on zastrzelony. Koniec gry.  Takie zakończenie jest raczej szokujące bo całość gry miała raczej komiczny lub ewentualnie erotyczny wydźwięk. Muszę przyznać, że ostatnie kilka sekund gry zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie. Dusza spiskowca raduje się gdy widzę coś takiego. Przecież na pewno rząd czy wielkie korporacje/ Illuminati albo kosmici zatuszowali by coś takiego.

[/Spoilery na temat fabuły]

Zarys fabuły i zbiór pomysłów tu zawartych w Michgan wydaje się całkiem ciekawy. Wszystko jednak rozlatuje się podczas wdrożenia ich w życie. Po pierwsze nie mamy tu zbyt dużo strachu i praktycznie nic nam nie zagraża ( podczas całej gry można zginąć jedynie w 2 miejscach).  Nasza postać jest tak naprawdę tylko widzem zdarzeń a nie ich aktywnym uczestnikiem. Jako kamerzysta niczym widz w kinie czy przed telewizorem jedynie obserwujemy przebieg akcji nasz wpływ na nią jest bardzo nikły. Na pewno był to zabieg celowy twórców ale trzeba im zarzucić, że takie coś nie do końca sprawdza się w grze. Nasza interakcja z otoczeniem polega jedynie na wskazywaniu kolejnym reporterkom co powinno je zainteresować. Nie byłyby to takie straszne zarzuty gdyby nie największa bolączka Report from Hell czyli nuda. Znaczna cześć czasu jaki poświęcimy na eksplorowanie Chicago polegać będzie na wysłuchiwaniu długich i wyjątkowo durnych dialogów pomiędzy Brisco a reporterami czy postaciami pobocznymi. Do tego fabuła się rozlatuje na wszystkie strony a my po zakończeniu gry zostajemy z wrażeniem jakbyśmy dostali ataku narkolepsji i przegapili część gry. Tragiczny voice acting tej produkcji przejdzie po prostu do legend. Tego jak jest on zwalony nie da się po prostu opisać słowami. To jednak nie wina deweloperów a tłumaczy i wydawców na terenie naszego kontynentu.

Warto też zwrócić uwagę, że europejska wersja gry nie dość że pocięta to jeszcze ma bugi. Przeżyłbym brak udziału jakiejś japońskiej modelki i jej rozbieranych zdjęć ale to, że ukrytych w grze kaset wideo rozbudowujących fabułę nie da się obejrzeć to totalna głupota. Ktoś skopał coś z tym elementem i zamiast opcji obejrzenia tych materiałów ukazuje nam się „minigierka” z tańcem erotycznym skąpo odzianych reporterek.

Bardzo chciałbym móc powiedzieć coś dobrego o jakimkolwiek elemencie tej gry ale jest to chyba niemożliwe. Przypomina on film klasy z gdzie ktoś telefonem kręci jak jego kolega biega w masce zombie po ulicy. I ta stylizacja na kiepski horror jest chyba zarazem największa siła jak i słabość Report from Hell. Jest to produkt utrzymany przez cały czas w pewnej konwencji. Nie wiem czy był to zabieg celowy ze strony koników polnych czy po prostu przez przypadek im to tak wyszło. Z jednej strony ten zalew tandety i głupoty prawie jak z filmu Troll2 może się podobać miłośnikom kiepskich filmów grozy. Jednak z drugiej strony jest to wszystko dość żałosne i jeszcze podane w formie nudnej jak flaki z olejem gry. Boje się że ekipa Japończyków zrobiła to wszystko na poważnie i im się wydaje, że tak się straszy na zachodzie gdzie dziewczynki z długimi włosami wychodzące ze studni nie mrożą nikomu krwi w żyłach.

Jest jeszcze kwestia seksu, która niczym sęp krąży nad tą padliną. Grę promowała jakaś pornomodelka, która jest bonusową postacią w japońskiej wersji Michigan. Dodatkowo stworzono kilkunastominutowy filmik promujący grę z tą panią w roli głównej. Nie trudno się domyślić jakie atrybuty mają nas zachęcić do grania i oglądania

Samo Michigan ma pełno erotycznych elementów. Od reporterek w strojach kąpielowych po nagrywanie ludzi pod prysznicem i zdobywanie punków za erotyczne ujęcia. Trzeba przecież jednak w jakiś sposób wypromować gierkę a od seksu i przemocy nic się lepiej nie sprzedaje.

Gdybym chciał udawać eksperta i wielkiego znawcę sztuki doszukiwałbym się w tej produkcji drugiego dna. Krytyka mediów i ich działań. Dążenie za wszelką cenę do zdobycia materiału zawierającego jak najwięcej szokujących elementów, oderwanie od rzeczywistości.  Krótka żywotność „niusa”, który trzeba zastąpić nowym nawet jeśli sprawa nie jest jeszcze rozwiązana czy porzucenie prawdy na rzecz oglądalności. Z drugiej strony mamy skupienie się na podglądactwie  i obojętności osób postronnych. Sekwencja w której zostajemy opieprzeni za to, że decydujemy się  odłożyć kamerę i pomóc komuś  dobrze obrazuje to co ekipa z Grasshopper chciała przekazać.  Oczywiście to wszystko to raczej nadinterpretacja Michigan i szukanie jakiegoś powodu, który sprawił że przesiedziałem przy konsoli te kilka godzin. Coś jednak w tej grze musi być. Problemem jest to, że nie potrafię tego uchwycić i opisać a nawet samemu pojąć co to takiego jest. Michigan to produkt w którym samej gry jest tak naprawdę godzinka bo reszta to kiepskie filmiki i dialogi utworzone chyba w jakimś generatorze głupich tekstów. Szkoda tego zmarnowanego potencjału i wszystkich osób, które kupiły grę licząc na porządną dawkę strachu.

Danteveli
3 czerwca 2016 - 20:10